Wiadomości

Miliarderzy, radujcie się. Ferrari 250 GT SWB powraca do żywych… no, prawie

Wiadomości 12.05.2021 191 interakcji
Piotr Szary
Piotr Szary 12.05.2021

Miliarderzy, radujcie się. Ferrari 250 GT SWB powraca do żywych… no, prawie

Piotr Szary
Piotr Szary12.05.2021
191 interakcji Dołącz do dyskusji

Jeśli komuś nie będzie przeszkadzać brak Cavallino Rampante na nadwoziu, to myślę, że RML Short Wheelbase może mu się bardzo spodobać. Ma powstać 30 egzemplarzy tego auta wzorowanego na Ferrari 250 GT SWB z 1959 r.

Jak mogliście się wczoraj przekonać, mam dość restrykcyjne podejście do replik różnych samochodów. Doceniam, że komuś chciało się poświęcić czas i często niemałe pieniądze, by z czegoś (np. z Pontiaca Fiero) stworzyć coś innego, ale nie jest to jednoznaczne z tym, że bym taką repliką chciał jeździć na co dzień. Nie skreślam jednak replik w ogólności – wszystko zależy od bazy, jakości wykonania, dopracowania detali czy charakteru takiego dzieła. Podobnie traktuję konstrukcje, których twórcy oficjalnie replikami nie nazywają, w zamian posługując się wyrażeniami w rodzaju „inspirowane oryginałem” – w wielu przypadkach i tak na jedno wychodzi.

Tym razem też chodzi o coś inspirowanego oryginałem. Ale tym razem mi się podoba

Ferrari 250 GT SWB

Chodzi o pojazd o nazwie RML Short Wheelbase. Przyznacie, że chwytliwe, prawda? Mowa o samochodzie, który mocno nawiązuje do Ferrari 250 GT SWB z 1959 r., ale jest zarazem lepiej przystosowany do oczekiwań, które stawia przed nim XXI w.

Z obecnie dostępnych informacji wynika, że od strony technicznej RML SWB nie korzysta z żadnych rozwiązań rodem z klasycznego Ferrari, choć oczywiście założenia są te same: V12 pod maską i możliwie wysoki komfort. No i bardzo podobne, choć nie identyczne nadwozie. O ile jednak w przypadku opisywanego wczoraj Mercedesa SLK 32 AMG, który stał się czymś nieco przypominającego model 300 SL Gullwing, całość wyszła po prostu źle, to RML osiągnęło lepszy efekt. Prawdopodobnie osiągnęło, bo grafiki, które tu widzicie, to rendery i zdjęcia makiety – na zdjęcia prawdziwego auta trzeba jeszcze chwilę poczekać.

Ferrari 250 GT SWB

Niektórzy z Was zastanawiają się pewnie, skąd mój optymizm związany z tym projektem. To bardzo proste – RML Group to nie jest pierwsza lepsza ekipa, która nigdy nie miała z podobnymi rzeczami do czynienia. Ci Brytyjczycy – oprócz startowania w wyścigach samochodowych – szeroko współpracują z koncernami samochodowymi, często opracowując dla nich gotowe do produkcji rozwiązania. Co więcej, mają też na koncie takie dzieła jak np. Nissan Juke R, czyli Juke’a z układem napędowym Nissana GT-R (R35), a także konwersję wyścigowego Astona Martina Vulcan na wersję dopuszczoną do ruchu po zwykłych drogach.

Ale wróćmy do Ferrari 250 GT SWB. A nie, przepraszam – do RML Short Wheelbase

Pod maską nowego auta ma się znaleźć 5,5-litrowy silnik pochodzący z Ferrari 550 Maranello, co – jeśli nie zostanie on nijak zmodyfikowany – powinno skutkować oddaniem do dyspozycji kierowcy 485 KM oraz 580 Nm. O ile jednak 550 Maranello na sprint do 100 km/h potrzebowało 4,5 s, to RML SWB ma na to samo potrzebować o 0,4 s mniej. Prędkość maksymalna ma przekraczać 300 km/h. Za przeniesienie napędu na tylną oś posłuży 6-biegowa skrzynia manualna.

Ferrari 250 GT SWB

RML SWB ma być także znacznie bardziej komfortowy od oryginału, przy czym będą odpowiadać za to nie tylko takie oczywistości jak klimatyzacja, system multimedialny z nawigacją (podobno porządnie ukryty, ale zdjęć/renderów póki co nie pokazano) i elektrycznie sterowane fotele, ale także – a może przede wszystkim – większa ilość przestrzeni we wnętrzu. Możliwość podróżowania tym autem mają mieć osoby mierzące do 2 metrów wzrostu, co w klasyku nie było możliwe.

Ferrari 250 GT SWB

Nadwozie wygląda klasycznie, ale z klasyką nie ma nic wspólnego oprócz stylistyki

Przede wszystkim chodzi o materiał, z którego wykonana będzie karoseria – RML wykorzystywać będzie do tego włókno węglowe. Poza tym będzie można liczyć na całkowicie diodowe oświetlenie, co akurat trochę gryzie mi się z wyglądem auta, ale OK, w końcu to nie 1959 rok. Nie do końca przemawiają do mnie natomiast nowoczesne, chowane klamki, lusterka boczne (niezłe, ale to nie to) oraz stylistyka przednich reflektorów, które wyglądają jak połączenie krajalnicy do jajek i radiatora do chłodzenia komputerowego procesora. Tym niemniej, całość uznaję za godną uwagi.

Kiedy auto pojawi się w sprzedaży?

Tu jest taki psikus, że póki co nie wiadomo. Zapewne niedługo, bo zgodnie z oświadczeniem szefa RML Group, Michaela Mallocka, prace są już na ukończeniu. Jak dotąd zajęły one prawie 3 lata. Osobom zainteresowanym zakupem polecałbym jednak pilne śledzenie tematu. W innym przypadku mogą się nie załapać na żaden z 30 egzemplarzy. Ale jeśli tak się stanie, to sprawa nie jest zupełnie stracona – można się jeszcze udać do GTO Engineering

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać