Pana samochód jest zbyt podobny do innego. Oto mandat. Przyjmuje pan?
Ciekawostki 13.06.2020Czasem mi się wydaje, że albo Niemcy to państwo bezprawia, albo tamtejsze media piszą brednie.
Chodzi o tę wiadomość, którą podało kilka serwisów internetowych. Parę linków do źródła: pierwszy, drugi i trzeci. W skrócie: napisano tam, że kierowca w Niemczech dostał mandat od policji za naruszenie praw autorskich, bo jechał repliką Ferrari zbudowaną na bazie Toyoty MR2.
Ktoś tu się chyba minął z mózgiem o kilometry
We wiadomości z serwisu bild.de napisano tak: w poniedziałek wieczorem w Duisburgu patrol policji zauważył zaparkowany samochód z logo Ferrari na masce. Po dokonaniu oględzin pojazdu stwierdzono, że to w rzeczywistości replika Ferrari zbudowana na bazie Toyoty MR2.
I dalej: naruszyło to prawa do znaku towarowego producenta, które powinny być szczególnie chronione. Samochód został zajęty, właściciel musi spodziewać się grzywny i nakazu przywrócenia samochodu do stanu fabrycznego.
Replika Ferrari to nie jest sprawa dla policji
Dopóki auto ma sprawne oświetlenie i hamulce, jest zarejestrowane i ubezpieczone, nie ma się do czego przyczepić. Policja nie zajmuje się obroną interesów koncernów. Już to widzę, jak policja wsiada do autobusu i przeprowadza drobiazgową kontrolę, czy buty Nike i torebki LV u pasażerów aby na pewno nie są podrobione. A jeśli są, to wystawia im mandaty za to, że padli ofiarą oszustwa. Może w Niemczech tak jest, Niemcy to dziwny kraj, tam sądy sprawują władzę wykonawczą. Moim zdaniem jednak poszło o zupełnie inny przepis, który obowiązuje także w Polsce, a co do istnienia którego niewiele osób zdaje sobie sprawę.
Nie wolno przyklejać znaczka jednej marki na auto innej marki
Chodzi o to, żeby w razie kradzieży lub poszukiwania tego pojazdu nie wprowadzać w błąd służb mundurowych. Nie można więc nakleić sobie znaczka prestiżowej marki, np. Skody, na swoje Audi i udawać, że ma się coś lepszego. Bentley nalepiony na Kię Sportage także odpada. I pewnie o to poszło, tj. o znaczek Ferrari na samochodzie, który w dokumentach nie figurował jako Ferrari. Gdyby zamiast szalonego konia była stojąca słupka surykatka, a zamiast napisu FERRARI – FAKERRARI, nie można byłoby nic zrobić. Każdy może nakleić sobie na samochód naklejkę z surykatką.
Zresztą gdyby było inaczej, zrobiłoby się niesamowicie śmiesznie. Policja mogłaby arbitralnie uznawać, że jeden samochód jest zbyt podobny do drugiego i sypać mandaty. Właściciele Caterhamów lecą jako pierwsi, ich samochód jest zbyt podobny do Lotusa Seven. Na baczności muszą mieć się właściciele Nexii (są jeszcze jacyś?) z powodu podobieństwa do Opla Kadetta. Nic dobrego nie wróżę użytkownikom Mercedesa Citana, przecież to Kangoo jak żywe. I tak dalej. Nie bardzo widzę problem w zbudowaniu samochodu inspirowanego Ferrari na bazie Toyoty MR2, dopóki nie próbujesz tego komercjalizować jako oryginalnego Ferrari.
Oberwij znaczki i leć
Dlatego „przywrócenie do stanu fabrycznego” w przypadku repliki Ferrari zapewne będzie polegało na oderwaniu znaczków. Jest jeszcze inna kwestia – być może przeróbka nadwozia nie została zatwierdzona przez TUV, w takim przypadku mamy do czynienia z nielegalnym tuningiem. Niemcy są pod tym względem restrykcyjni. Jednak to nadal nie ma nic wspólnego z rzekomym naruszeniem praw autorskich. Zatem pamiętajcie, jeśli kupicie w Polsce replikę Ferrari, to przed wycieczką do Niemiec zdejmijcie z niej wszelkie znaczki z koniem i naklejcie coś innego, coś co dobrze kojarzy się Niemcom.