Testy aut nowych

Nowy Range Rover V8 LWB to pomieszanie luksusu z absurdem. Czułem się nie na miejscu

Testy aut nowych 25.07.2022 55 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 25.07.2022

Nowy Range Rover V8 LWB to pomieszanie luksusu z absurdem. Czułem się nie na miejscu

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski25.07.2022
55 interakcji Dołącz do dyskusji

Są samochody, w których czuję się jak w domu. W Range Roverze V8 LWB czułem się jak „i co ja robię tu?”

Jak to najczęściej z prasowymi autami bywa, wóz trafił do mnie przez przypadek i nie do końca wedle mojej woli. Wykorzystałem go jednak natychmiast do nakręcenia filmiku. Gorzej, że potem musiałem jeszcze nim pojeździć i coś o nim napisać. Było to dla mnie bardzo trudne zadanie.

range rover v8

Naprawdę nie miałem ochoty jeździć tym wozem

Wymaga to szczególnego rodzaju dezynwoltury i wyparcia. Pominę nawet jakie konsekwencje klimatyczne ma darcie takim wozem. Jednak wsiadając do niego, odpowiadam za 2,7 tony samochodu o mocy 530 KM, wartego w prezentowanej konfiguracji ok. 1,3 mln zł. Świadomość tego skutecznie zniechęcała mnie do jazdy. Ten gigantyczny pojazd ma 4,7 s do setki i rozpędza się do 250 km/h. Do tego jedzie na 23-calowych oponach. A może 22-calowych? Bez różnicy. W każdym razie jest to monstrum i to z pewnością trudniejsze do opanowania niż jakieś Porsche czy Ferrari, bo to po prostu gigantyczny kloc na kołach o wysokim środku ciężkości.

range rover v8

O ile Range Rover V8 wydaje bardzo przyjemny dźwięk, o tyle prowadzenie go do jakichś przyjemności nie należy. Szerokość tego wozu to 204 cm bez lusterek. Jest więc o 11 cm szerszy niż pierwszy VW Crafter, ale przypadkiem ma tyle samo długości co Crafter I w krótkiej wersji. Trzeba naprawdę już mocno uważać i manewrując patrzeć w lusterku na lewe tylne koło (na prawe zresztą też), czy o coś nie zawadzamy. Manewrowanie ułatwiają oczywiście kamery, cóż jednak z tego gdy auto jest wielkości sporego busa, tylko ma gorszą widoczność, bo widzimy głównie długą maskę i nie mamy pionowych panoramicznych lusterek jak w dostawczaku.

4,4-litrowe V8 pod maską pochodzi z BMW

Nie da się tego przeoczyć, bo ma logotypy BMW na deklach zaworowych. Jeśli ktoś jest zainteresowany spalaniem, to wynosi ono nieco ponad 17 l/100 km, czyli przejechanie 100 km tym wozem przy obecnych cenach benzyny to jakieś 130 zł. Strasznie tanio. Powinien zużywać z 50 l/100 km, tak żeby sto kilometrów kosztowało minimum 350 zł. 17 to potrafi palić jakiś biedacki pickup dla amerykańskiego farmera.

range rover v8

Oczywiście Range Rover nadal utrzymuje, że jest to samochód terenowy, więc posiada on pokrętło do zmiany charakterystyki układu napędowego, gdzie oprócz typowych ustawień „Comfort”, „Eco” czy „Dynamic”, można jeszcze wybrać „piach i kamienie” czy „błoto”, czy jakieś inne losowe nazwy i to prawdopodobnie coś zmienia w działaniu układu 4×4 i zawieszenia pneumatycznego. Nie wiem czy ktoś to kiedyś sprawdzi, ja na pewno tego nie sprawdziłem, bo musiałbym mieć nie po kolei w głowie żeby pojechać tym smokiem na 24-calowych felgach (może mają 23, bez różnicy) w teren. Pominę już że jakiekolwiek leśne drogi są za wąskie na ten wóz. Ale może chodzi tu o dostosowanie się do gustu odbiorców arabskich, którzy kupią tego Range’a do jazdy po pustyni.

Pozostawmy jednak przyziemności układu napędowego i przenieśmy się w krainę absurdu

Ten samochód ma rozstaw osi długości mojego ex-Cinquecento. Ma pięć miejsc, ale środkowe z tyłu jest czysto symboliczne i właściwie znajduje się w jego miejscu ogromny podłokietnik z własnym ekranem sterującym dodatkowymi ekranami dla każdego miejsca z tyłu. W ogóle pomysł, że jest luksusem, aby pasażer z tyłu mógł patrzeć w ekran, jest szalony. Taka osoba, dajmy na to jakiś prezes, pewnie marzy o niepatrzeniu w ekran choć przez chwilę (ja zresztą też).

range rover v8

Absurd zaczyna się już w momencie wysunięcia klamki. Każda klamka ma silnik elektryczny, który nią porusza i światełko, które ją podświetla. Następnie mamy tylne drzwi, tak wielkie i długie, że drzwi od ciężarówki mogą się schować. W każdych drzwiach znajduje się rozbudowany panel do sterowania najróżniejszymi funkcjami i nie ma sensu ich wszystkich wymieniać. Oczywiście z tyłu podróżuje się we wspaniałych warunkach, nieporównywalnie wygodniejszych niż te z przodu, ale to ma sens, bo jest to rodzaj luksusowej, angielskiej limuzyny ubranej w kształt terenówki.

Dalej zaczyna się robić jeszcze dziwniej

Za tylnymi fotelami znajduje się rodzaj oparcia, które nie służy niczemu innemu niż jako mocowanie pasa. Potem otwieramy bagażnik i robi się już dziwnie do sześcianu, i wcale nie mówię tu o opuszczanej osobno od tylnej klapy rozbudowanej burcie. Mówię na przykład o tym, że wóz ma pełnowymiarowe koło zapasowe i elektrycznie przesuwaną roletę bagażnika. Nie do wiary jest to, że roletę bagażnika przesuwa się elektrycznie, ale samochód trzeba prowadzić samemu. Elektrycznie również składają się tylne fotele, ale niewiele to daje, bo są tak rozbudowane, że bagażnik od tego szczególnie się nie powiększa. Muszę zgłosić, że ja chyba nie rozumiem tego luksusu, który traktuje ludzi bogatych jak upośledzonych, nie umiejących złożyć ręką rolety albo fotela i umiejących tylko naciskać przyciski. W czasie kiedy ten fotel się złoży, albo ta roleta zwinie, to ja w moim Berlingo już zdążę rozmontować pół wnętrza.

Nie będę też wkręcał nikogo, że mając ten samochód na niecałe 2 dni, zdążyłem poznać wszystkie jego funkcje. Jest ich tak dużo, że nawet jako właściciel poznawałbym je miesiącami i na przykład w 4 miesiącu eksploatacji dowiedziałbym się o istnieniu jakiegoś światełka, którego wcześniej nie znałem, i poczułbym dodatkowy powiew prestiżu. Albo udałoby mi się skonfigurować streaming video dla pasażerów z tyłu. Najważniejsze, że był head-up display, bez tego to bym nawet nie wsiadł.

Cena bazowa: trudno powiedzieć

Samochód testowy miał napisane na progach FIRST EDITION, ale według oficjalnego cennika w First Edition nie ma silnika V8.  Range Rover V8 występuje tylko jako SV, który w wersji LWB kosztuje 1,267 mln zł. Potem pozostaje już tylko dobrać opcje. Moja ulubiona to lakier Icy White z wykończeniem Satin za 63 570 zł. Dopłacasz wartość dobrego nowego auta za to, żeby potem jakiś cham skomentował „eee wziełeś biały, nie było cię stać na coś za dopłatą?” – bo biały przeważnie jest bez dopłaty. Można też kupić (także do wersji SV) felgi 10-ramienne o średnicy 23 cali za 20 290 zł. Wśród opcji są też np. podświetlane zapięcia pasów bezpieczeństwa (były w testowanym aucie) oraz stolik z wykończeniem drewnianym lub skórzanym. Ciekawe, czy drewno pochodzi z lasów deszczowych Borneo a skóra z jakiegoś zagrożonego gatunku rzadkiego zwierzęcia, to byłby sztos.

W każdym razie pora na podsumowanie

W Range Roverze V8 LWB czułem się źle, bo luksus powoduje u mnie poczucie skrępowania, poza tym rzeczy luksusowe wydają mi się strasznie zniewalające. Samochód ten jest przedziwny, ale na pewno znajdzie swoich nabywców, którzy chcą mieć wszystko najbardziej, a nie chcą mieć Maybacha. Mam z nim tylko jeden problem, a właściwie dwa: po pierwsze, nie da się zrobić luksusowego samochodu, bo sama czynność jazdy samochodem nie jest luksusowa, oznacza stanie w korku z dostawcą jedzenia w Seicento i z robotnikami w zardzewiałym Transicie. Nie ma to nic wspólnego z luksusem. Samochód to suszarka do włosów, jak dodasz jej diamenty nie stanie się od tego produktem luksusowym.

A drugi problem Range Rovera to cena, lub też sposób jej zapłaty. Wprowadziłbym przepis, że dla wszystkich samochodów wartych powyżej 500 tys. zł nie wolno skorzystać z finansowania. Trzeba wpłacić całą kwotę na konto dealera przelewem lub w gotówce przed odbiorem auta. Żadnych leasingów ani rat, albo masz ten hajs, albo nie masz. Masz – no to go wydaj. Nie masz – kup coś tańszego. Np. Citroena Berlingo I generacji. Och, jak dobrze się w nim czułem po oddaniu Range Rovera…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać