Felietony

Pytanie na niedzielę: co sprawia, że zaczynasz myśleć o zmianie samochodu?

Felietony 11.11.2018 372 interakcje
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 11.11.2018

Pytanie na niedzielę: co sprawia, że zaczynasz myśleć o zmianie samochodu?

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk11.11.2018
372 interakcje Dołącz do dyskusji

Nadeszła niedziela, a w dodatku dziś mamy wyjątkowe święto. Ale u nas wszystko działa zgodnie z planem – czyli jak co tydzień, my pytamy, a wy odpowiadacie. Tym razem temat dotyczy zmian w zawartości garażu i tego, dlaczego zmieniamy samochody.

Mój dziadek ma 77 lat. Swój pierwszy samochód kupił całkiem wcześnie, jak na tamte czasy, bo jeszcze przed swoimi trzydziestymi urodzinami. To oznacza niemal pół wieku „kariery motoryzacyjnej”. Ile aut miał przez te lata? Sześć.

Zakup każdego kolejnego oznacza długie rozważania i wybieranie. Jego aktualny wóz służy mu już od 10 lat. Czasami zastanawia się nad nowym, ale wtedy szybko dochodzi do wniosku, że to przecież duży wydatek, a obecny Avensis „jeździ i się nie psuje”. Więc po co zmieniać?

Z drugiej strony, mam kolegów, którzy zmieniają auta kilka razy do roku.

Jeden z nich na pytanie o to, ile miał samochodów, długo liczy w myślach, a później mówi, że za dużo, by to zapamiętać. Drugi właśnie sprzedał samochód po czterech miesiącach od zakupu. Dlaczego?
– Znudził mi się. Teraz na zimę pewnie poszukam czegoś z napędem na tył. A na wiosnę może roadstera? – mówi.

Motywacje do zmiany samochodu mogą być różne.

Miłośnicy motoryzacji często mówią, że życie jest za krótkie, by za długo jeździć jednym modelem. Częstym powodem sprzedaży jest po prostu znudzenie się jakimś autem – i wcale nie musi to być Skoda Fabia sedan albo Kia Cerato. Porsche 911 też można mieć dość.

Samochód może też przestać spełniać czyjeś oczekiwania.

Najczęściej zdarza się, że staje się za mały – tak jak w przypadku właściciela Mitsubishi Grandisa opisywanego w jednym z moich niedawnych artykułów. Kupił on sobie Toyotę Avensis, ale chwilę po odbiorze dowiedział się, że będzie miał czwarte dziecko. Nie było rady, musiał kupić vana.

Auta stają się też za duże (np. gdy dzieci się wyprowadzą albo kupią sobie własne samochody), za wolne, zbyt paliwożerne…

A przede wszystkim – zbyt awaryjne.

Oto mój przykład. Mam prawo jazdy od 7 lat, jeżdżę teraz swoim trzecim samochodem. Gdyby nie to, że często testuję różne nowe modele, pewnie zmieniałbym je częściej, bo by mi się nudziły. Ale jeżdżę prywatnym wozem na tyle rzadko, że teraz każda przejażdżka cieszy mnie tak samo, jak pierwsza po zakupie.

Autem numer dwa było Audi A3 8P z rzadkim, sześciocylindrowym silnikiem 3.2 o mocy 250 KM. Muszę przyznać, że to świetny model: bardzo szybki, ale przy tym wygodny. Z pełnym wyposażeniem (ksenony, skórzana tapicerka, dobry zestaw audio), dobrze wykonany w środku, niepozorny z zewnątrz… no i z genialnym, uzależniającym dźwiękiem silnika.

pytanie na niedzielę

Ale z tym egzemplarzem ciągle było coś nie tak. Po zakupie oprócz standardowego „pakietu startowego” musiałem wymienić jeszcze kilka drobiazgów. Wiedziałem o tym, nie było problemu. Tarcze z tyłu biły, więc kupiłem nowe. Radio szumiało, więc je naprawiłem. Całość była lekko porysowana – pomalowałem, co się dało.

Niedługo później zaczęły się problemy z wrzucaniem biegu wstecznego. Na początku tylko na zimno. Wystarczyło spróbować dwa razy i jakoś szło. Ale później kłopoty były coraz większe. Zdarzało mi się wyjeżdżać z parkingu pod prąd, bo inaczej nie mogłem. Zawracanie na trzy? Tragedia.

Po wymianie kilku części bez sensu, w końcu pomogło zamontowanie nowego sprzęgła wraz z kołem dwumasowym. Oczywiście serwis 250-konnego Audi nie jest tani – zwłaszcza jeśli prawie każda czynność wymaga wyjmowania silnika.

Przez jakiś czas był spokój.

Nie nacieszyłem się jednak sprawnym, szybkim A3 zbyt długo. Pojawiło się falowanie obrotów. Po kilku tygodniach na tyle silne, że wóz potrafił zgasnąć na światłach.

Wtedy już ani dźwięk silnika ani osiągi nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Patrzyłem z zazdrością na sąsiada jeżdżącego Hyundaiem i20. Może i jeździ wolniej, ale za to bez problemów…

Diagnoza: konieczna jest wymiana łańcucha rozrządu wraz z „przyległościami”. Za kwotę, jaką wymienił mechanik, można by kupić sobie bardzo wiele ciekawych rzeczy, wyjechać na egzotyczne wakacje, a potem jeszcze pójść na dobry obiad.

Decyzja zapadła – A3 poszło na sprzedaż.

Klient znalazł się – co ciekawe – dość szybko. Powiedziałem mu o wszystkim (zresztą i tak nie dało się tego ukryć…) i opuściłem cenę. Kupił, mówiąc, że planuje wszystko naprawić i mieć szybki samochód na weekendowe przejażdżki. Trzy miesiące później znowu znalazłem ten egzemplarz wystawiony na portalu ogłoszeniowym.

A przez kilka tygodni po sprzedaży wjeżdżając do tunelu odruchowo opuszczałem lekko szybę. Za tym dźwiękiem tęsknię do dziś.

Teraz pora na wasze odpowiedzi. Co sprawia, że zaczynacie myśleć nad zmianą samochodu?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać