Felietony

Pytanie na niedzielę: jaka była twoja największa porażka motoryzacyjna?

Felietony 22.12.2019 513 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 22.12.2019

Pytanie na niedzielę: jaka była twoja największa porażka motoryzacyjna?

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski22.12.2019
513 interakcje Dołącz do dyskusji

Wraca pytanie na niedzielę. W tym tygodniu jest proste: jaka była największa motoryzacyjna porażka, jaka się Wam przydarzyła?

Przez porażkę rozumiem tu wszystko, co wiąże się z posiadaniem samochodu lub jego eksploatacją, a co było wpadką na całej linii. No to może ja zacznę: kiedyś, będąc niezbyt jeszcze mądrym 20-latkiem, zarobiłem niechcący jakieś pieniądze. Bardzo chciałem mieć samochód, więc kupiłem sobie samochód – Forda Mondeo 1.8 TD z 1994 r. Takie fury chodziły wtedy po 20 tys. zł. Niestety, auto było bardzo awaryjne. Regularnie miało problem z brakiem mocy. Po prostu nie jechało, mimo ogromnych nakładów finansowych na naprawy nie rozpędzało się, za to bardzo dużo paliło. Zmierzyłem je kiedyś do setki – 23 sekundy. Spod świateł szło na równo z Lublinem z Andorią bez turbo. Było to niebywale frustrujące i skłaniało mnie do wciskania gazu w podłogę, co i tak nic nie dawało.

Niestety pewnego dnia podczas zbyt szybkiego pokonywania zakrętu wpadłem prawym kołem w pobocze, spanikowałem i szarpnąłem kierownicą w drugą stronę. Auto wywaliło się na dach, tak z niczego, typu fik i stoi na dachu. Nie wiedziałem nawet kiedy się to stało. Nie spodziewałem się, że samochód może tak łatwo wydachować z powodu utraty sterowności. Wydawało mi się, że po prostu wypadnie z drogi i wjedzie w pole, a on wywrócił się na dach jakby miał środek ciężkości u góry. Wylazłem przez okno, nic mi się nie stało, w okolicy nie było żadnych innych samochodów ani pieszych (był to tzw. środek niczego). Jednak straciłem samochód i wszystkie pieniądze, jakie w niego włożyłem. Była to totalna porażka. Która oczywiście wiele mnie nauczyła.

Miałem też kiedyś terenówkę

Tu porażką był wybór warsztatu, który podmienił mi w niej dobrą część na uszkodzoną. Prawdopodobnie potrzebował dobrej części dla innego klienta. Podmiana na uszkodzoną część – co zauważyłem w zmienionej pracy silnika, ale zostałem zbyty przez mechanika-oszusta – spowodowała awarię układu napędowego, a jego remont kosztował kwotę 5-cyfrową. I cóż z tego, że terenówką jeździłem nadzwyczaj ostrożnie i powoli, a do zakrętów podchodziłem jak pies do jeża? Jak nie kijem go, to pałką, jak pieniądze nie uciekną tu, to tam. Ogólnie samochody są finansowo bez sensu, chyba że jesteś inwestorem w Porsche i Ferrari, który kupił je 20 lat temu i kisił w bezpowietrznych kapsułach.

A jakie były Wasze największe porażki?

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać