Ciekawostki

Pytanie na niedzielę: czy kupiłbyś drugi raz taki sam samochód?

Ciekawostki 30.09.2018 511 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 30.09.2018

Pytanie na niedzielę: czy kupiłbyś drugi raz taki sam samochód?

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski30.09.2018
511 interakcji Dołącz do dyskusji

Właściwie pytanie na niedzielę powinno brzmieć: czy kupiłeś/aś, kupiłbyś/iłabyś drugi raz ten sam samochód? Czy może jednak nie wpada się dwa razy w tę samą pułapkę? Ja wpadłem i mógłbym wpaść trzeci raz.

Za PRL było to normalne. Ludzie zmieniali starszego Malucha na nowszego. Mój dziadek miał trzy Maluchy: jednego na cytrynkach, drugiego już z nowoczesnym układem hamulcowym i trzeciego „późnego FL-a”. A teraz?

Gdzieś tak w 2010 r. mój kolega sprowadził z Niemiec ładną Micrę K11, trzydrzwiową. Była czarna, dość bogato wyposażona jak na 1996 rok produkcji i miała elektryczny dach zwijany, tzw. faltdach. Trochę się martwiłem o ten faltdach, jak się później okazało słusznie, ale Micrę kupiłem i jeździłem nią przez dwa lata na co dzień. Przesiadłem się na nią z Corolli E9 i bardzo sobie chwaliłem niemal sportowy charakter tego samochodu, choć miał tylko 54 KM z 1 litra pojemności. Jednak po ok. 2 latach zaczęły się problemy z faltdachem: przestał się zwijać i nad kierowcą zostawała szpara, przez którą padał na mnie deszcz. Nie miałem pomysłu na naprawę tego, więc auto sprzedałem kolejnemu znajomemu znajomego, a on dał je żonie, faltdach naprawił i samochód jeździł jeszcze przez długi czas, wożąc dziecko do przedszkola.

Po tej Micrze miałem jeszcze kilka innych samochodów, ale przyszedł taki moment, że potrzebowałem kupić auto na szybko i nie miałem raczej czasu na zastanawianie się. Warunek był jeden: pięcioro drzwi. Przez kilka tygodni bezskutecznie szukałem czegoś ciekawego w Warszawie i okolicach. Obejrzałem Toyotę Starlet ostatniej generacji – za ciasna. Yarisa I – koszmarna sprzedająca, w ogóle nie chciała go sprzedać, chciała tylko pieniądze. Suzuki Wagon R+: sprzedający kłamał, na miejscu okazało się że auto nie ma OC (w ogłoszeniu było że „wkrótce się kończy”, oj tam oj tam!). W końcu trafiłem na Micrę K11: pięcioro drzwi, uboga wersja, zapacykowana rdza, bardzo mały przebieg i „salon Polska”. Wiedziałem w co się pakuję i kupiłem tę Micrę bez długich negocjacji cenowych.

Przez kolejne półtora roku eksploatacji nie zepsuło mi się kompletnie nic. Samochód tylko intensywnie rdzewiał. Natomiast zawsze był gotów do jazdy, nie przepaliła się nawet żarówka. Po zakupie wymieniłem tylko stukającą końcówkę drążka kierowniczego (drugą profilaktycznie) i zleciłem ustawienie zbieżności. Wspominam to auto wspaniale, regularnie jeździło na trasie Warszawa-Nowy Dwór Mazowiecki, nieraz z gazem w podłodze. Niestety podczas jednej z tras kamień uderzył mi w szybę i ją zbił i był to moment, który wyzwolił we mnie chęć zmiany samochodu. Micrę sprzedałem znajomemu – jeździ dalej, nie chce się zepsuć, choć rdza postępuje.

Kupilibyście drugi raz taki sam samochód?

Jakbym znalazł idealną Micrę K11 z końca produkcji z klimą, to kto wie. To naprawdę fantastyczne małe auta.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać