Samochody używane / Felietony

Przegląd rynku: nowy czy używany premium za 60 tysięcy złotych?

Samochody używane / Felietony 23.05.2018 229 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 23.05.2018

Przegląd rynku: nowy czy używany premium za 60 tysięcy złotych?

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk23.05.2018
229 interakcji Dołącz do dyskusji

60 tysięcy złotych to kwota, która kiedyś pozwalała myśleć nawet o nowych samochodach klasy średniej. Obecnie kupuje się za tyle kompakt w ubogiej wersji albo auto segmentu B w średniej. Tymczasem na rynku aut używanych można już trochę poszaleć. Czy warto?

Kwestia, czy lepiej jest kupić samochód „nowy z salonu”, czy może kilkuletni, ale wyższej klasy, to odwieczny temat rozmów i dyskusji, a często nawet kłótni. Rozprawia się o tym przy sobotnim grillu, podczas lunchowej przerwy w biurze i przy obiedzie z rodziną. Pisze się o tym na forach internetowych i dyskutuje w taksówce.

Jaka jest odpowiedź na to pytanie?

Nie wiem. To znaczy, wiem – odpowiedź brzmi „to zależy”. Tej kwestii nie da się tak łatwo rozwiązać. Obie frakcje – zwolennicy nowych i używanych – mają swoje argumenty. Jedni mówią o świętym spokoju, jaki daje posiadanie nowego samochodu. Wspominają też o możliwości skonfigurowania auta dokładnie zgodnie ze swoim gustem i potrzebami i mówią o optymalizacji podatkowej. Drudzy odpowiadają na to argumentami o utracie wartości i możliwości jeżdżenia mocniejszym samochodem wyższej klasy.

Kto ma rację? Cóż – każdemu według potrzeb. I gustu.

Ale gdybym skończył tekst w tym miejscu, byłoby nudno. Dlatego zapraszam na przegląd rynku. Oto kilka pojedynków udowodniających, że wybór zależy także od konkretnych aut. Przedstawiam sześć par „nowy kontra używany premium” wraz z moim komentarzem tłumaczącym, co bym wybrał i dlaczego. Przyjąłem, że budżet to w tym przypadku 60 tysięcy złotych. Wystarczy na sensowną „nówkę” i pozwala wybierać spośród naprawdę ciekawych aut z drugiej ręki.

Starałem się dobierać zadbane egzemplarze aut używanych.

Jeśli to było możliwe, szukałem wśród ofert ze „znakiem jakości” lub z komisów przysalonowych, ewentualnie od osób prywatnych. Oczywiście warto dodać, że zarówno w przypadku aut nowych jak i używanych bierzemy pod uwagę ceny cennikowe lub takie, które sprzedający wpisał w ogłoszeniu. Kto umie się targować, ten pewnie zaoszczędzi albo wynegocjuje kilka dodatkowych elementów wyposażenia. Przejdźmy do pojedynku, bo zawodnicy już się niecierpliwią!

Pierwsza para: nowy Ford Fiesta kontra używane Audi A3.

Ford Fiesta nowej generacji zadebiutował niedawno, ale na ulicach można zauważyć już trochę egzemplarzy. O ile ktoś jest spostrzegawczy, bo złośliwi wciąż narzekają, że nowa Fiesta wygląda jak lifting starej. Ważne jednak, że pozbyto się największej bolączki poprzednika, czyli niezbyt ładnego wnętrza, a jednocześnie jeszcze poprawiono świetne właściwości jezdne, z których Ford słynie.

Ford-Fiesta

Za 60 tysięcy złotych można wybrać bazową odmianę Trend z zupełnie wystarczającym silnikiem benzynowym 1.0 o mocy 100 KM. Nie ma powodów, by w tym przypadku bać się downsizingu – ten motor zbiera bardzo dobre opinie i jest na rynku na tyle długo, że wielu kierowców osiągnęło już bez problemów przebiegi na poziomie 200 tysięcy kilometrów.

Na szczęście budżet pozwala, by dobrać nieco wyposażenia dodatkowego – w cenie zmieszczą się m.in. lakier metalik, typowa dla Fordów podgrzewana przednia szyba (nie da się tego nie polubić!), skórzana kierownica, tempomat, czujniki cofania czy radio z wyświetlaczem o przekątnej 4,2 cala. Zabraknie jednak na alufelgi, co niekorzystnie wpływa na wygląd samochodu.

Po stronie „prestiżu z drugiej ręki” – Audi A3. Znalazłem egzemplarz z 2013 roku z przebiegiem 105 tysięcy kilometrów. Pochodzi z polskiego salonu i był do końca serwisowany w jednym z warszawskich ASO. Prywatny sprzedawca wycenił swój samochód na 61 900 zł do negocjacji.

Audi-A3

Takie Audi ma pod maską silnik 1.4 TFSI o mocy 140 KM (podobno „ten poprawiony”… to brzmi prawie jak „ten wzmocniony”). Dużą zaletą – przynajmniej z punktu widzenia wygody użytkowania, bo z punktu widzenia kosztów eksploatacji już niekoniecznie – jest skrzynia automatyczna DSG.

Oferowane A3 ma bogate wyposażenie: na pokładzie są m.in. lampy ksenonowe z LED-ami do jazdy dziennej, nawigacja z dużym, kolorowym ekranem, dwustrefowa klimatyzacja, alufegi czy czujniki cofania. Dużą zaletą tego modelu jest jego dobry wygląd i ładne wnętrze. Co ważne, A3 tej generacji nadal jest w sprzedaży. Pięcioletni egzemplarz nadal wygląda niemal tak samo, jak ten stojący w salonie.

Werdykt: mimo zalet Audi, wybrałbym Forda.

Fiesta jest dynamiczna, dobrze się prowadzi i jest – jak na auto tej klasy – dobrze wyciszona i wykonana. Audi jeździ się przyjemniej, ale nie o tyle, by podejmować ryzyko związane z zakupem używanego auta z silnikiem TFSI i skrzynią DSG. W tym przypadku warto postawić na święty spokój – nie wymaga on tutaj specjalnych wyrzeczeń.

Druga para: Fiat Tipo SW kontra Volvo V60.

Fiat Tipo w tej wersji jest jednym z tańszych „pełnowymiarowych” kombi na rynku. Ma 550-litrowy bagażnik i mimo niskiej ceny, wewnątrz nie straszy tandetą. To po prostu normalny samochód, który niczym nie zachwyca, ale jest przyzwoity. Okolice 60 tysięcy złotych pozwalają na zakup lepiej wyposażonej wersji Easy (ma m.in. lakierowane klamki, radio z dotykowym ekranem, światła do jazdy dziennej LED i wielofunkcyjną kierownicę), ale tylko z bazowym silnikiem 1.4 16V o mocy 95 KM. Takie Tipo kosztuje w promocji 60 400 zł.

Fiat-Tipo-SW

Jeśli ktoś chce mieć więcej mocy, powinien wybrać bazową odmianę Pop z mocniejszym silnikiem 1.4 turbo o mocy 120 KM. Takie auto kosztuje 61 400 zł i na szczęście ma już klimatyzację. Naginając budżet można wybrać też Tipo ze 110-konnym silnikiem 1.6 i automatem lub z 1.4T i fabrycznym gazem (ceny odpowiednio 64 400 zł i 64 900 zł). Za to bez naginania budżetu nie ma szans na żadne wyposażenie dodatkowe – nawet na lakier metalizowany.

Na tym tle oferowane przez łódzkiego dealera Volvo V60 wydaje się wyposażone wręcz luksusowo. Ktoś, kto je kiedyś konfigurował dopłacił za skórzaną tapicerkę, ksenony, czy podgrzewaną przednią szybę. No i za ładny, granatowy lakier. Wóz pochodzi z 2012 roku, ma automatyczną skrzynię biegów i dwulitrowego diesla o mocy 163 KM. To jeszcze ten pięciocylindrowy. Owszem, są na rynku bardziej oszczędne konstrukcje, ale mało która lepiej brzmi.

Volvo-V60

Przebieg takiego Volvo to 103 300 km, a cena – 58 900 zł. Co ciekawe, mimo że V60 teoretycznie jest autem wyższej klasy, niż Tipo, wcale nie jest o wiele większe (długością wygrywa o niecałe 6 cm) i ma mniejszy bagażnik (Volvo pomieści tylko 430 litrów).

Werdykt: jeśli ktoś zwraca w kombi uwagę przede wszystkim na możliwości przewozowe, powinien wybrać Tipo (albo Logana MCV…).

W innym wypadku Volvo będzie lepszym wyborem – ten egzemplarz ma rozsądny przebieg, dobry silnik i jest o wiele szybszy i lepiej wyposażony, niż dość „biedne” Tipo. Może gdyby porównywać go z topowym Tipo, wynik byłby inny. Ale w tej sytuacji ogłaszam 1:0 dla Szwecji.

Trzecia para: Dacia Duster kontra Mini Countryman.

O Dusterze sporo już pisaliśmy, ale rumuńsko-francuskiej propozycji należy się trochę uwagi, ponieważ jest prawdziwym hitem sprzedaży. Dlatego nie mogło zabraknąć jej także w tym zestawieniu.

Dacia-Duster

Budżet 60 tysięcy złotych nie pozwoli niestety na zakup wersji 4×4 – a szkoda, bo taka Dacia jest już naprawdę niezłą terenówką. Można za to za tyle nieco poszaleć z wyposażeniem. Starczy na najbogatszą wersję Prestige, która ma m.in. nawigację, kamerę cofania i alufelgi. W cenie zmieszczą się jeszcze: albo lakier metalik, albo klimatyzacja automatyczna zamiast manualnej, albo system kamer także z przodu i z boku pojazdu.

Benzynowy silnik 1.6 o mocy 115 KM może nie będzie demonem prędkości, ale za to jest prosty konstrukcyjnie. Nie starczy na automatyczną skrzynię.

W drugim narożniku – Mini Countryman sprzedawane przez gdańskiego dealera BMW. Pod maską także mamy tu silnik 1.6 o zbliżonej mocy (112 KM), tyle że zasilany olejem napędowym. Tutaj też nie ma automatycznej skrzyni biegów ani napędu na obie osie. Wyposażenie tego egzemplarza nie jest zbyt bogate – kierownica bez przycisków wygląda aż śmiesznie, zwłaszcza w aucie „premium”. Na szczęście Mini nadrabia niewielkim przebiegiem, wynoszącym tylko 58 tysięcy kilometrów.

Mini-Countryman

Werdykt: W rzeczywistości taki dylemat może być mało prawdopodobny.

Wyobrażam sobie, że klient na Mini z miejsca odrzuciłby Dacię za „brak stylu”. Ale jeśli spojrzymy na sprawę na chłodno, wybór nie jest oczywisty. Z jednej strony Mini lepiej się prowadzi i ma nieduży przebieg, z drugiej – Dacia jest nowa i lepiej wyposażona. Ogłaszam remis ze wskazaniem na Dacię.

Czwarta para: nowa Toyota Auris kontra Lexus CT

Sformułowanie „nowa Toyota Auris” może nieco wprowadzać w błąd. Warto doprecyzować, że nie chodzi o nadchodzący model, a o ten, który w tej chwili stoi jeszcze w salonach. Nie jest najświeższy, ale dzięki temu Toyota nieco obniżyła jego ceny. Za 60 tysięcy można kupić bazową wersję Active z bazowym silnikiem 1.33 o mocy 99 KM. Zostanie jeszcze ponad 4000 zł na dodatki (mocniejsza lub bogatsza wersja jest o wiele droższa). Można za tyle dobrać np. lakier metalizowany i pakiet zawierający czujniki cofania i alufelgi. Klimatyzacja automatyczna jest już standardem.

Toyota-Auris

Używany konkurent wywodzi się z tego samego koncernu. Mowa o Lexusie CT200h (link do ogłoszenia). Omawiany egzemplarz jest objęty programem Lexus Select. Ma aż 7 lat, ale za to ktoś jeździł nim naprawdę niedużo – przebieg wynosi tylko 38 000 km. Cena takiego samochodu to 54 900 zł. Technicznie to auto jest dość zbliżone do Aurisa, mamy tu jednak do czynienia z hybrydą. Taki Lexus powinien być zarówno nieco szybszy (136 KM), jak i oszczędniejszy od omawianej Toyoty.

Lexus-CT

Werdykt: gdyby w tej cenie porównywać nowego, hybrydowego Aurisa i używanego Lexusa CT, nie zastanawiałbym się ani przez chwilę i wybrał nową Toyotę.

W tym przypadku mam dylemat: CT jest tańszy i będzie przyjemniejszy w użytkowaniu w mieście. Mimo wszystko, wybrałbym jednak nowe auto. Co innego, gdyby zamiast CT postawić Lexusa IS250 (da się znaleźć sensowne egzemplarze w tym budżecie). Jest to już zupełnie inny samochód – wyższej klasy, z silnikiem V6 i napędem na tył. Będzie starszy, ale za to znacząco lepszy od Aurisa. I też nie powinien się psuć.

Piąta para: Renault Twingo GT kontra BMW 335d Coupe.

Już słyszę te głosy: „Co to za porównanie?!”, „Te auta są zupełnie inne!”. Owszem – trudno o wozy, które mocniej się od siebie różnią. Ale dobrałem je wyobrażając sobie klienta, który interesuje się samochodami sportowymi (albo przynajmniej usportowionymi).

renault-megane-rs-19

Twingo GT z silnikiem o pojemności 0.9 litra i mocy 110 KM to w tej chwili najtańszy na rynku nowy samochód ze sportowymi ambicjami. Kosztuje 56 000 zł, więc w założonym budżecie można dobrać jeszcze lakier metalik, czy np. materiałowy, otwierany dach. Nie jest to może porażająco szybkie auto (z ręczną skrzynią biegów: 9,6 s do setki), ale jest za to niezwykle zwrotne. Jeździłem takim autem po pętli kartingowej Toru Poznań i bawiłem się doskonale. Połączenie napędu na tył i silnika umieszczonego z tyłu gwarantuje ciekawe wrażenia – i to pomimo niewyłączalnego ESP. Choć podobno na co dzień trzeba uważać na zakupy: bagażnik jest nad silnikiem, przez co się nagrzewa.

Ale fan szybkiej jazdy na pewno nie uniknie pokusy otwarcia portalu z używanymi autami. Natrafi tam na przykład na prywatne ogłoszenie drugiego właściciela BMW serii 3 E92. Samochód pochodzi z 2007 roku, więc jest już „nastolatkiem”. Kosztuje 57 900 zł, ale tak wysoka cena za tak stare auto jest usprawiedliwiona. Wystarczy spojrzeć pod maskę. Trzylitrowy diesel BMW to jeden z najlepszych silników tego typu w historii motoryzacji. Ma sześć cylindrów i 286 KM. Zapewnia doskonałe osiągi, genialną kulturę pracy i świetny dźwięk, a to wszystko przy rozsądnym zużyciu paliwa. Uchodzi (i słusznie!) za najlepszy motor do serii 3.

BMW-335d

Na pozór wybór jest oczywisty.

BMW świetnie jeździ, doskonale się prowadzi, zapewnia genialną pozycję za kierownicą. Jest też ciche i zaskakująco oszczędne. Twingo to przy tym aucie po prostu zabawka. Dlatego mój wybór pada na Trójkę.

Ale z jednym zastrzeżeniem: wybrałbym ją tylko wtedy, kiedy nie wydałbym na nią wszystkich pieniędzy. Właściciel starego, mocnego diesla marki premium po prostu musi być przygotowany na wydatki – i to takie na poziomie kilku rat leasingowych za Twingo. Jeśli wydanie raz na jakiś czas paru tysięcy złotych na serwis nie robi na kimś wrażenia, proszę bardzo, niech bierze BMW. Ale jeśli ktoś chce je kupić z myślą, że „jakoś to będzie” i potem będzie szukał najtańszych części i oszczędności na każdym kroku, radość z użytkowania fajnego auta szybko ustąpi miejsca frustracji. A sam samochód „naprawiany drutem” w niczym nie będzie przypominał szybkiego, zwartego BMW, którym był kiedyś.

Podsumowując: nie ma jasnej odpowiedzi na pytanie „nowe czy używane?”.

Wszystko zależy od konkretnych aut i… konkretnych nabywców. Warto jeszcze tylko dodać, że wybór wcale nie musi rozgrywać się między nowym a używanym marki premium. Może złotym środkiem będzie zakup używanego, ale młodszego auta marki popularnej?

Cóż. „To zależy”.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać