Przegląd rynku

Praktyczne, niedrogie w utrzymaniu i niezawodne. Przegląd rozsądnych samochodów do 45 tys. zł

Przegląd rynku 03.04.2020 737 interakcji
Michał Koziar
Michał Koziar 03.04.2020

Praktyczne, niedrogie w utrzymaniu i niezawodne. Przegląd rozsądnych samochodów do 45 tys. zł

Michał Koziar
Michał Koziar03.04.2020
737 interakcji Dołącz do dyskusji

Nie przeglądasz ogłoszeń z nimi w ramach rozrywki. Jeśli musisz kupić, to starasz się by proces był jak najkrótszy i bezbolesny, tak jak późniejsza eksploatacja. Oto przegląd rozsądnych aut do 45 tys. zł, czyli Skoda Octavia kontra rywale. 

Ileż można nakłaniać do zakupu dziwnych gratów rujnujących domowy budżet i służących do przejechania się raz na tydzień. Czymś trzeba pojechać do pracy, odwieźć dzieci do przedszkola albo zabrać rodzinę na wakacje do Chorwacji. Wtedy nie liczy się nietuzinkowy wygląd, brzmienie silnika czy współczynnik opadania szczęk. Wóz ma być niedrogi w zakupie i eksploatacji, do tego funkcjonalny i niezawodny. Oraz w miarę nowy. 45 tys. zł to mniej więcej połowa średniej ceny zakupu nowego auta w salonie, czyli kupujemy prawie nowe za pół ceny nowego.

Przyjrzymy się dzisiaj ofertom z takimi autami. Niezauważalnymi na drodze, ale świetnie wykonującymi swoje zadania. Skupimy się oczywiście na kombi, bo to najbardziej rozsądny rodzaj nadwozia. A skoro mowa o praktycznych kombiakach do 45 tys. zł, to pierwsza do głowy przychodzi Skoda Octavia.

Skoda Octavia – najrozsądniejszy wybór

To auto od lat jest niekwestionowanym królem rozsądnych aut rodzinnych. Przemyślane, mało zawodne, niedrogie w zakupie i eksploatacji, czego chcieć więcej? Ponieważ budżet sięga aż 45 tys. zł, z góry możemy odrzucić Octavie drugiej generacji i skupić się na trzeciej.

skoda octavia
Zrzut ekranu z ogłoszenia na OtoMoto.

Świetnym wyborem będzie np. ten egzemplarz z polskiego salonu. Ma nieco słabawy, ale za to trwały silnik 1.6 TDI. Także lista wyposa…

A PIES JEJ MORDĘ LIZAŁ!!!

Kogo dzisiaj obchodzą jakieś praktyczne Skody? Patrząc na natłok groźnych wydarzeń w 2020 r. w okolicach jesieni świat się skończy przy błysku laserów najeźdźców z kosmosu. Skoro i tak wszyscy zginiemy, to za te 45 tys. zł chociaż kupmy sobie wcześniej Bentleya.

Nie żartuję. Do 45 tys. zł można przebierać w podstarzałych Rolls Royce’ach, trafią się też Bentleye. Są wręcz szokująco tanie. Boicie się, że zbankrutujecie przez koszty serwisu? Że dużo palą? Co za bzdety. Liczba iltrów na setkę, to właśnie was najbardziej martwi kiedy świat dookoła się wali?

W czas apokalipsy można np. wjechać z turbodoładowaniem. Za 30 tys. zł da się kupić od pana Zbigniewa Bentleya Turbo R z 1989 r. Pomyślicie, że to pewnie jakiś złom? Niespecjalnie. Na zdjęciach wygląda dobrze, choć wątpliwości może budzić brak zdjęć tyłu i prawego boku. Nie wiem też czy ślady na progu to brud, czy może jednak korozja. Auto jest w pełni sprawne, a wnętrze wydaje się niezbyt zniszczone.

Wobec tego 30 tys. zł wydaje się wręcz okazyjną ceną za super luksusową limuzynę z silnikiem o mocy przeszło 300 KM. Nawet jeśli to auto z kierownicą po prawej stronie. Podobno to jakaś wersja specjalna, ale nie znalazłem żadnych informacji o czymś takim jak Bentley Turbo R Discret (względnie Discreet, bo zapis z ogłoszenia wygląda na literówkę).

Bentley
Zrzut ekranu z ogłoszenia na OtoMoto.

Panie, on grał w filmie, mam na to papiery!

Jeśli wolicie coś bardziej klasycznego, to trochę przekraczając budżet możecie kupić Bentleya S1 z 1956 r. Za 58 tys. zł dostaniecie na oko nieźle zachowanego klasyka i historyjkę o tym, że grał w filmach. Właściciel na potwierdzenie ma bilet parkingowy spod studia Warner Bros.

Nie no, ja wierzę. Nie można przecież poddawać w wątpliwość, że ów świstek pochodzi z tego Bentleya. To auto na pewno grało w filmach o Jamesie Bondzie, bo tak napisał właściciel. Wóz jest z 1956 r., a pierwszy film o Bondzie wyszedł w 1962 r. Wtedy debiutował już Bentley S3, a producenci raczej nie chcą pokazywać w filmach swoich starych modeli. Ale co ja tam wiem.

Bentley
Niepodważalny dowód.
Zrzut ekranu z ogłoszenia na OLX.

W Rolls-Royce’ach można przebierać.

O ile brakuje w Polsce kolejnych ogłoszeń z tanimi Bentleyami, to zwykłe Rollsy w cenach poniżej 45 tys. zł są codziennością. Jeśli pogodzicie się z tym, że nie będziecie mieć usportowionej wersji ultraluksusowej limuzyny, to wybór jest spory. Już za 23 tys. zł możecie wejść w posiadanie Rolls-Royce’a Silver Shadow z 1970 r. Fakt, to znowu anglik, a opis jest bardzo skąpy. Mimo wszystko sądząc po zdjęciach jest w dobrym stanie. Coś mi się tylko nie zgadza w linii lewego boku, ale może to kwestia zdjęć.

Rolls-Royce Silver Shadow
Zrzut ekranu z ogłoszenia na OtoMoto.

Zastanawia mnie tylko, czemu drugi egzemplarz tego samego modelu, w identycznym kolorze i też z kierownicą po prawej, kosztuje aż o 17 tys. zł więcej. Na pewno ogłoszenie za 40 tys. zł jest bardziej starannie przygotowane. Może ten tańszy nie ma papierów? Wątpię, ma brytyjskie tablice na zdjęciach. Trudno powiedzieć o co tu chodzi. Nawet tapicerka w obu autach jest podobnie zużyta. Może ten za 23 tys. zł ma jakieś nieznane jeszcze problemy? Nie wiem. Ale za to wiem, że można zamienić Volkswagena Transportera na Rolls-Royce’a. Brzmi jak historia, którą będziecie opowiadać jeszcze wnu… a nie, przecież świat się zaraz kończy.

Dość tych wozów z kierownicą po prawej stronie!

Nareszcie jakiś Rolls Royce dostosowany do normalnego europejskiego ruchu. Za 36 tys. dostaniemy Silver Spura z 1984 r. napędzanego legendarnym brytyjskim silnikiem o pojemności 6 i ¾ (tak, zapisywanie tego po ludzku to herezja). Wóz ponoć jest sprawny i zdrowy, wymaga tylko korekty lakieru i serwisu hamulców.

To ostatnie pewnie będzie kosztować tyle co ⅓ zakupu tego auta, ale nikt nie mówił, że Rollsy są tanie w utrzymaniu. Przypominam, kupując to auto zapłacicie za Rollsa tyle, co pewien człowiek niedawno temu za Dużego Fiata. Absolutnie rozczulające jest nieoryginalne radio. Ktoś wsadził do Rollsa zwykłego pajonierka z marketu, który wizualnie pasuje jak pięść do nosa. Tak trzeba żyć.

Rolls-Royce
Zrzut ekranu z ogłoszenia na OtoMoto.

Kolejna propozycja to Silver Spirit za 44 tys. zł, niestety znowu z kierownicą po prawej stronie. Ma doskonałe czerwone wnętrze i ten sam nieśmiertelny silnik V8 co Silver Spur. Wizualnie zdaje się być świetnie utrzymany. Ma tylko dwie wady, poza kierownicą po prawej oczywiście.

Pierwsza to zdjęcia w roli ślubowozu. Może ma to zachęcić przedsiębiorców, ale mnie zawsze odrzucają takie przaśne dekoracje. Druga kwestia stwierdzenie o lokacie kapitału. Przepraszam bardzo, co? Czy sprzedawcy naprawdę nie przeszło przez myśl zestawić ceny, za którą sprzedaje auto z jego wartością, kiedy było nowe? Czy to ani trochę nie sugeruje, że stare, zwykłe Rollsy nie trzymają za dobrze cen i raczej niespecjalnie drożeją? Tak, wiem, to nie są wady, a każdy może pisać co chce, internet przyjmie wszystko. Ten Silver Spirit to po prostu w miarę ciekawa propozycja.

A może zabawa w króla i królową?

Niestety na tym kończą się Rollsy w założonym budżecie, ale nic straconego. Możecie zawsze przywitać koniec świata jak rodzina królewska. Będzie tylko trzeba się zamieniać z żoną lub dziewczyną miejscami, bo z tyłu siedzi się jak monarcha, a za kierownicą bardziej jak zwykły sługa. Mam tu na myśli Daimlera DS420, hit sprzedaży wśród rodzin królewskich na świecie.

W Polsce z naszym budżetem da się kupić dwa egzemplarze z końca produkcji. Jeden został wystawiony za 38 tys. zł, służył jako ślubowóz. Nie ma zdjęć tylnej części kabiny, ale jedna fotografia z otwartymi tylnymi drzwiami może budzić wątpliwości co do zachowania dobrego smaku przy wykonywaniu obić tapicerskich. Poza tym wóz ma oczywiście kierownicę po prawej stronie, ale za to jest zdrowy i w pełni sprawny. Podobnie zresztą do drugiego, kremowego egzemplarza za 42 tys. zł. Ten również nie ma zdjęć tyłu kabiny. Niby nie ma mowy o ślubach, ale raczej nikt w Polsce nie kolekcjonuje Daimlerów DS420.

skoda octavia
Zrzut ekranu z ogłoszenia na OtoMoto.

Za to oba mają stary silnik 4.2 konstrukcji Jaguara i są paskudnie brzydkie oraz archaiczne jak pojazdy wyprodukowane w połowie lat 80. Ale to nie wina konkretnych egzemplarzy, taki widać gust mieli ówcześni klienci Daimlera/Jaguara.

Skoda Octavia czy Rolls-Royce? Wybór jest prosty.

Nawet jeśli do 45 tys. zł nie znajdziemy ciekawych wersji wyposażeniowych czy nadwoziowych, to i tak warto spróbować. Auta w tym budżecie o dziwo są zazwyczaj w dobrym stanie. Co prawda mają w większości kierownice po prawej, ale kogo to obchodzi. Jak ktoś będzie się czepiał, to powiecie, że wtedy to były czysto brytyjskie auta i tak musi być. Zresztą tu nie chodzi o to, by coś komuś udowadniać. Cała zabawa polega na tym, by za cenę siedmioletniej Skody Octavii III jeździć Rolls-Royce’em po bułki. Może choć trochę osłodzi to stanie w godzinnej kolejce i jak już nadejdzie ten atak z kosmosu, to nie będzie trzeba żałować, że nigdy nie jeździło się autem dla angielskiego lorda.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać