Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: samochody do morsowania

Przegląd rynku 18.01.2021 524 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 18.01.2021

Poniedziałkowy przegląd ofert: samochody do morsowania

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski18.01.2021
524 interakcje Dołącz do dyskusji

Jeśli nie morsowaliście, to pewnie dlatego, że nie mieliście odpowiedniej fury.

Zima zaraz sobie pójdzie, ale zimowe samochody przydają się przez cały rok. Przez te 345 dni w roku kiedy nie ma śniegu, można mówić, że jest się gotowym na zimę. Dlatego ten przegląd poświęcimy samochodom zimowym, idealnym na tę zimę, która nas za parę dni opuści, ale potem może przyjdzie znowu. Wiecie, to coś jak z SUV-ami. Nie kupuje się ich po to, żeby zjeżdżać z asfaltu, tylko żeby „w razie czego mieć taką możliwość”, a to że się z niej nigdy nie skorzysta, nie jest aż tak istotne. Przy okazji będą to też idealne samochody żeby pojechać na morsing, największą modę tej zimy. Byłem ostatnio patrzeć, czym nad moje lokalne jeziorko przyjechali fanatycy morsowania i byłem głęboko rozczarowany. Prawie same nowe osobówki i crossovery. Bardzo niedobrze. W ogóle brak stylówy typu „jestem odważnym, aktywnym człowiekiem chodzącym swoimi ścieżkami i niepodążającym za modą”. Widziałem nawet kogoś, kto przyjechał morsować Toyotą Avensis. Skandaliczny brak stylu!

Zaczynajmy. Auto na zimę, której nie będzie, morsowóz z budżetem 15 000 zł max. Start!

Numer jeden: Łada Niva

Zdecydowanie jest to pojazd, który kiedyś powinienem w swoim życiu nabyć. Jeździłem Nivą i było świetnie, zwłaszcza że była to Niva względnie nowa, tj. z roku 2010. Jednak rocznik w przypadku Nivy ma drugorzędne znaczenie, liczy się to czy nie jest zgniła, czy ma wtrysk paliwa i czy napęd 4×4 działa zamiast rzęzić, zgrzytać i stukać.

Problem jest taki, że ceny Niv poszły do góry jak myśliwiec po starcie. Oto 13-letnia już Niva kosztuje ponad 15 tys. zł. Może i ładna, ale dochodzi jeszcze koszt rejestracji w Polsce. Sporo, jak na tak prymitywny wóz, którego jedyną zaletą jest ftały napęd na 4 koła. Przy Nivie za mniej niż 10 tys. zł mamy „ślady korozji na aucie”, która to korozja jest zalepiona taśmą klejącą, żeby nie raziła potencjalnego kupującego. To może nie. Najtańsza Niva kosztuje 5000 zł, ale najwyraźniej nadaje się wyłącznie w teren.

Zaskakująco rozsądna propozycja to ta Niva za 13 500 zł. Wygląda świetnie na tych oponach. Widać, że ktoś coś zainwestował. Zatwierdzam. Zainteresowałem się też tą, ale co się tu dzieje z zawieszeniem, czy ono jest obniżone? Nie zatwierdzam!

Mamy jeszcze dwie ciekawe Nivy do wyboru. Pierwsza to biała, ze starym tyłem (lampy z łady „szóstki”), która ma silnik 2.1 D z Renault – można poznać po obudowie rozrządu. Prezentuje się ciekawie, nie jest zielona, idealna na śnieg. Oczywiście w zimie nie odpali, bo stary klekot będzie jedynie chechłał bez sensu.

Konkurencję więc wygrywa… ta wspaniała Niva. Półtorej kabiny i paka – rewelacja, bardziej zimowej konfiguracji nie można już sobie wyobrazić. Na tył można zapakować snowboardy, sanki, narty i wszystkie te rzeczy, na których ludzie lubią łamać sobie kończyny zimą. Brakuje tylko tylnych drzwi, żeby można było powiedzieć MORE DOORS FOR MORE MORS!

Oferta z otomoto, autor zdjęcia nie podany

Dwa: jakiś Saab

No nie „jakiś”, bo najlepiej jakiś stary. Saabem zdecydowanie wypada przyjechać na narty albo na morsing, to są zajęcia ludzi wolnych zawodów. Ciekawe, czy od czasu upadku Saaba różni architekci i stomatolodzy miotają się bezsilnie od Volvo do Lexusa, nie wiedząc co mają sobie kupić. Proszę, oto parę propozycji.

Na dzień dobry pięciodrzwiowy krokodyl za jedyne 12 000 zł. 16 valve, widzisz pan? To ten wzmocniony. Prezentuje się zupełnie rozsądnie, cena też nie wydaje się pukać w sufit. A w ogóle to kiedyś uważano, że przedni napęd w zimie jest lepszy, bo oś jest lepiej dociążona, jeśli jest nad nią silnik.

Ale tak poważniej mówiąc, to one przeważnie tyle kosztują. To jeden z tańszych, fajnych klasyków. Zdarzają się i takie bardzo tanie „do poprawek”. Jeśli znasz mechanika-saabiarza, a tych jest coraz mniej, to sobie poradzisz. Świetnie wygląda ten czerwony krokodil, ale liczę te drzwi i liczę, i tak jakby z tyłu czegoś mi brakowało.

Ograniczam się więc do wersji 5d i proszę, są dwa nadzwyczaj atrakcyjne wozy. Pierwszy jest srebrny i ma automatyczną skrzynię biegów (plus za czerwone fotele), drugi jest biały i… też ma automatyczną skrzynię biegów oraz instalację LPG. Nie kocham Saabów, ale ten mi się podoba!

Oferta od DM MOTORS

Ktoś powie: no taaak, krokodyl spoko, ale to jednak wóz konstrukcyjnie z lat 70., żeby nie powiedzieć że z późnych 60. Nie mógłbym polecić czegoś nowocześniejszego? A mógłbym, oczywiście. Weź 900 i pomnóż przez 10, i proszę, idealny zimowóz w naprawdę śmiesznej cenie.

Trzy: jakiś inny szwedzki samochód

Skoro powiedziało się Saab, trzeba powiedzieć i Volvo. Jakie Volvo będzie najbardziej morsowo-zimowe? Moim zdaniem wyłącznie 740/940/V90 (to wczesne) czyli ostatnie z tylnym napędem. To było Volvo robione jeszcze pod Szwedów, a nie pod Amerykanów ani pod gust chiński, jak obecne modele. Nie to żeby było to coś złego, bo idzie się tam, gdzie jest szmal, ale jednak poziom zimowości jest najwyższy w tylnonapędowych kombi o wdzięku cegłówki.

Takich samochodów nie ma zbyt wiele, a jeśli są, to bywają bardzo drogie. Oczywiście mnóstwo jest sedanów, których w ogóle nie biorę pod uwagę. Rozumiem jeszcze Mercedesa-sedana, ale Volvo? Po co, skoro można mieć kombi? No właśnie, ale kombi jest droższe i rzadziej spotykane, mało kto marzy o pozbywaniu się go.

W Katowicach czeka dość eleganckie V90 z dużym przebiegiem. Cena raczej rozsądna, przebiegu bym się przesadnie nie obawiał. Pewnie jest najmniejszym problemem tego auta. Za nowy? No to może 245-tka z automatyczną skrzynią biegów, nieznacznie przekraczająca nasz budżet. Na pewno jest powolna i niezniszczalna. Drogo? Może być taniej, ale wtedy godzimy się na volkswagenowskiego turbodiesla. I to nawet możemy sobie wybrzydzać, bo jest jeszcze drugi, też ma ponad 300 tys. km. Wciąż za drogo? Pozostaje już tylko kombi w „średnim stanie blacharskim”. Co tam się musi dziać od spodu…

Brak opisu przy tym kombi nie zachęca, choć cena jest groszowa. Bardziej zapaliłem się do błękitnej 960-tki, tyle że nie ma żadnego zdjęcia wnętrza oraz nie ma słowa o sytuacji z dokumentami. Przypomnę, że sama akcyza na ten wóz to 18,6% wartości, więc jak się ją doliczy do ceny, to przestaje być tak atrakcyjna.

No i wreszcie coś co naprawdę mnie zainteresowało: 245 kombi za ok. 13 000 zł, ma żółte tablice i jest czerwone. Na zdjęciach tablice są białe, ale nie czepiajmy się. Wygląda na sensowną ofertę. Szkoda, że ten samochód jest taki nudny.

Oferta z Otomoto, autor zdjęcia nie podany

Cztery: jakieś Subaru

Subaru jest świetne na zimę, bo ma ten symetryczny napęd na 4 koła i naprawdę idzie jak dzik w żołędzie. Ponadto wersje wolnossące posiadają reduktor. Po zimie trzeba tylko zaspawać dziury, które wyżarła korozja i można atakować dalej. Do 15 000 zł wybór jest ogromny, ale my skupimy się tylko na Foresterze i Imprezie kombi. No w ostateczności może być Outback, ale tylko w jakiejś ciekawej wersji.

Ale jeszcze fajniejsza będzie pierwsza Impreza kombi. Właściciel utrzymuje, że auto nie jest zardzewiałe, więc jeśli mu wierzymy, to warto się zainteresować. Automatyczna skrzynia biegów niewątpliwie podnosi atrakcyjność tego pojazdu. Na fanów ręcznej zmiany biegów czeka równie ładny egzemplarz w obowiązkowym kolorze. Śmieszne, że dużo nowszy model II generacji kosztuje właściwie tyle samo. Sekcja fanów Outbacka odpowiada równie interesującymi ofertami: widać, że wiele egzemplarzy Subaru jest eksploatowanych przez wiele lat przez tych samych właścicieli. Niektórzy męczą się z nimi przez dwanaście zim. Na szczęście auto już koroduje, więc jest powód żeby sprzedać.

O ile nie kupimy raczej Imprezy turbo za 15 000 zł i mniej, o tyle nie ma problemu z zakupem turbodoładowanego, kanciastego Forestera. Reduktora nie ma, ale jest nadciśnienie w układzie dolotowym, a to oznacza więcej koni na upalanie wozu w śniegu i można robić łutututu jak jakieś WRC (chyba że chwyci nas policja). Oferty są głównie handlarskie, ale nawet nie takie złe. Gdybym już miał coś wybrać, kupiłbym tego – jest zielony, jak na Forestera przystało, wygląda faktycznie na niezardzewiałego i sprzedaje go osoba, hehe, prywatna.

Oferta z Otomoto, fot. Robert

Pięć: Panda z napędem na 4 koła

Dlaczego? To oczywiste, Panda 4×4 to ulubiony samochód ludzi mieszkających w Alpach, a tam zimy są nadal konkretne. Poza tym wiemy, że gdy w Madrycie spadł śnieg, to piłkarze Atletico wybrali Pandę 4×4, żeby dostać się na trening. Tak że to jest prawdziwy samochód zimowy. Nie liczyłbym jednak na oryginalną, kanciastą generację – zobaczmy czy da się kupić tę z 2003 r. w odmianie czteronapędowej. Auto jest naprawdę zimowe, bo w sumie nie jest dobre w żadnej innej kategorii. Ani to w trasę, ani do miasta, ani w jakiś cięższy teren.

Panda 4×4 występuje ogólnie w dwóch wersjach: zwykłej i Cross. Ta druga nie ma większego sensu i jest zwykle droga, bo „ciekawie wygląda”. To tak jak jedzenie, które „ciekawie smakuje”, co zwykle oznacza że jest niesmaczne. Ktoś z takiego Crossa zrobił off-roadowego potwora z wyciągarką, a teraz go sprzedaje. Zwykła Panda 4×4 jest… zwykła, tylko że ma wyższe zawieszenie. Ceny jak na razie trzymają się na dość niskim poziomie. 15 tys. zł wystarcza na ładny egzemplarz, 10 tys. z hakiem – na akceptowalny. Ofert nie brakuje, auto jest jak na razie „kupowalne” i jeszcze nie zaczęło się szaleństwo że to coś rzadkiego i trzeba to koniecznie rwać i spekulować. Zobaczcie sami: tu jest wersja Climbing z fajnym, kolorowym wnętrzem. A ta ma piękne felgi i automatyczną klimatyzację.

fot. FHU Auto Royal

Sześć: Audi z quattro

Wybór oczywisty, ale Audi musi być jakieś fajne. O ile w ogóle istnieje fajne Audi. Nie no istnieje, takiego 100 C4 kombi z 4×4 bym z garażu nie wygonił. Gorzej że one przeważnie mają przebiegi po pół miliona. Ale trudno się spodziewać czegoś innego.

Nie polecę Wam tej dwusetki, bo już ze zdjęć błaga o remont, ale zobaczcie „Electronic Climate Control” – wzruszający pra-klimatronik. Propozycją dla odważnych i majętnych pozostaje model Allroad. Ceny ma już groszowe, drożeć jeszcze nie zaczął, a nadal pozostaje skomplikowany w budowie i drogi w naprawach, zwłaszcza jeśli chodzi o zawieszenie pneumatyczne. Ale ma silnik jak w S4. Przy autach wycenionych na mniej niż 15 tys. zł nie spodziewajmy się idealnego stanu, raczej listy problemów do zajęcia się „na już”.

Do rzadkości należą 80-tki z quattro. Znalazłem tylko dwie: tu jedna, a tu druga, doinwestowana i rozbita zarazem. Obie są sedanami, więc je pomijam. O czym to ja mówiłem na początku? Aha, wiem. Że 100 C4/A6 C4 to bym nie wygonił. No to proszę, jest owszem taki samochód na sprzedaż. Nawet tę ręczną skrzynię biegów bym przecierpiał, ale te fejkowe austriackie tablice są naprawdę straszne. Poza tym jednak spełnia wszelkie kryteria.

samochód na zimę
Fot. Auto Handel Jakub

Siedem: POLONEZ

Jak to, przecież nienawidzę Polonezów? Tak, podobnie jak nienawidzę jazdy na nartach, na myśl o morsowaniu przeszywa mnie zimno, a jedyne co mogę robić zimą, to upalać auto na śniegu. BMW nie lubię jeszcze bardziej niż Poloneza, a najtańszego auta z RWD, to jest Mercedesa W202, już miałem. Pozostaje Polonez, w którym zimowe doznania są niezwykłe, bo przez szpary w nadwoziu i tak zawsze leci zimno, a auto jest jednocześnie podsterowne i nadsterowne nawet na śniegu. Wydawałoby się, że z budżetem 15 000 zł to można by kupić z 17 Polonezów (patrząc jedynie na ich praktyczne walory w porównaniu z resztą aut tu opisywanych), ale niestety nostalgia robi swoje i ludzie płacą za Polonezy nawet kwoty czterocyfrowe. Przypomnę jednak, że chodzi nam o wóz do darcia po śniegu, dodatkowo w przypadku Poloneza morsowanie powinno polegać na wjeździe na pełnej bombie na zamarznięte jezioro bez sprawdzenia jak gruby jest lód. Jeśli się załamie, zaliczyliśmy morsing życia, a przy okazji jest o jednego Poloneza mniej.

8500 zł (!!!) żąda ktoś za Poloneza kombi. Za tę laminatową pokrakę? Podziękuję. 5500 zł kupuje nam ładnie zachowane Caro na czarnych. Wystawiasz wóz za 5500 zł i nie chce ci się napisać opisu? Podziękuję. No dobrze, ale coś jednak znalazłem: Polonez kombi z lampami od Peugeota i klimatronikiem. Ciekawe, czy ten klimatronik faktycznie działa. Tzn. to że się świeci, to ja widzę, ale klimatyzacja automatyczna to jest dość skomplikowane akcesorium z czujnikami, silniczkami i innymi takimi-takimi. Nie wystarczy wrzucić tego panelu, pochodzącego chyba z półki General Motors.

Dobrze, znalazłem coś jeszcze innego: Atu bez plusa za 2900. Pasuje na zimę. I bokiem pójdzie, i na bok się wywróci (podobno Atu ma jeszcze gorsze tylne zawieszenie niż Caro). Jedyny Polonez natomiast, jaki może być ewentualnie wart jakichś pieniędzy, to Truck Roy. Wprawdzie wjeżdżanie nim na parkingi wielopoziomowe to udręka, ale zimą jest nie do pobicia. Pod warunkiem, że na pace wozisz morsa, żeby dociążał ci oś napędzaną. W grę wchodzi jeszcze Polonez strażacki. Można zabudować na nim armatkę do naśnieżania. Ogólnie Polonezy z nadwoziem specjalnym są całkiem ciekawe: spójrzcie na ten piękny karawan. Po śmierci powinienem nim pojechać na cmentarz, to byłby idealny rechot historii.

Ale wybierzmy coś, jakiś mój typ, jakąś zamarzniętą wisienkę na lodowym torcie, jakiegoś chłodnego zwycięzcę tego przeglądu, morsa ostatecznego, pogromcę zimy, króla śniegu i lodu, władcę Arendelle i cesarza wszelkich lodowych krain. Jego nadwozie skrzy się niczym lód w mroźny, słoneczny dzień.

Panie i panowie, oto on,

Polonez Truck na ramie od Isuzu Trooper w kolorze lustrzanym.

Oferta z OLX, fot. Daniel

Zamykam internet na dziś, a dopiero poniedziałek.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać