Przegląd rynku

Przegląd ofert: samochód na dzień dziecka

Przegląd rynku 03.06.2019 469 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 03.06.2019

Przegląd ofert: samochód na dzień dziecka

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski03.06.2019
469 interakcji Dołącz do dyskusji

Wiem, że Dzień Dziecka był w sobotę, ale dopiero dziś odgrzebałem tego maila sprzed paru tygodni, gdzie padło pytanie o samochód dla syna za 5000 zł z hakiem. I nie chodzi o taki hak do przyczepy.

Syn idzie od października na studia. Ma 19 lat, zrobił niedawno prawo jazdy i będzie miał do dojechania ok. 15 km w jedną stronę. Komunikacja autobusowa? Ha ha ha. Jeździ raz na godzinę. Może na rower? Latem – czemu nie, ale w Polsce przez 9 miesięcy w roku nie ma słońca, tylko zimno i pada. Samochód jak najbardziej się przyda. Budżet to 5000 zł, ewentualnie „z hakiem”. Wymóg to względna niezawodność i tania eksploatacja.

Syn ma jeszcze inny wymóg. Chciałby, żeby samochód wzbudzał zainteresowanie, żeby był „jakiś”. Sami wiecie, to ważne jak ma się 19 lat – ja też tak miałem. Ale to ojciec ma głos decydujący. Nie wiem, czy ten ojciec to taki poważny, surowy rodzic, czy bardziej taki ojciec-troll jak ja. Ja na przykład uwielbiam trollować swoje dzieci. Wprawdzie jest to coraz trudniejsze, ale czasem jeszcze się udaje.

Zróbmy więc przegląd „samochód na dzień dziecka” za 5000 zł hakiem, ale taki, żeby syn zapamiętał go na długo.

Samochód za 5000 zł – propozycja pierwsza

Synu, kupiłem ci samochód. To włoskie coupe. Ma silnik za przednimi siedzeniami. Nie tato, to niemożliwe! Kupiłeś mi Lamborghini? Ferrari? Maserati MC12? To chyba żart.

Pewnie, że to żart. Syn ma dopiero 19 lat, niech się tak nie rozpędza. Poza tym paliwo za bardzo nie chce tanieć, więc potrzeba mu czegoś oszczędnego. To Casalini Sulky z dieslem Lombardini doskonale się sprawdzi. Tylko 15 km w jedną stronę – to da się przetrwać, jeśli na uszy założy się odpowiednie nauszniki-wygłuszniki. Sulky jest też niezwykle zwrotne i łatwe do zaparkowania. Ma automatyczną skrzynię biegów. Ma niepodważalną zaletę jaką jest brak konieczności odwożenia większej liczby ludzi z imprezy – dwa miejsca i ani jednego więcej. Akurat tyle, żeby wziąć dziewczynę na randkę. Jeśli przetrwa tę randkę i nie ucieknie z krzykiem, to ta właściwa. Gorzej, jak dziewczyna spojrzy i powie „o, masz Casalini Sulky. Benzynowy czy Lombardini?”. Wtedy to ty musisz uciekać.

samochód za 5000 zł

Samochód za 5000 zł – propozycja druga

Synu, wiem że chciałbyś szybkie japońskie coupe. Znalazłem dla ciebie wspaniałą Hondę, jest zdecydowanie szybsza niż wygląda. Wygląda bowiem leciwo (leciwie), ale z pewnością jest nadzwyczaj żwawa. Ta manetka tutaj służy do obsługi ręcznego ssania. Tak, wiem że nie uczyli o tym na kursie prawa jazdy. Ale kurs kursem, a rzeczywistość rzeczywistością. Zanim odpalisz na zimno, musisz wyciągnąć tę wajchę. Jak silnik już się nagrzeje, to ją chowasz, ale nie tak jeden-zero, tylko tak stopniowo, im bardziej nagrzane, tym bardziej zdejmujesz ssanie. Rozumiesz? To dobrze. A, i to jest na gaźniku, więc nie dajesz buta w podłogę bo się zaleje i zamiast popędzić do przodu, zacznie się krztusić. Tak to działa, nie płacz, bądź mężczyzną.

Jakby ci się coś zepsuło, to nie przychodź do mnie. Ja też nie wiem gdzie kupić części do tego wozu. Ale bez wątpienia będziesz zwracał na siebie uwagę. To niezły lans jeździć autem piętnaście lat starszym od siebie.

samochód za 5000 zł

Samochód za 5000 zł – propozycja trzecia

Tego auta absolutnie nie mogło tu zabraknąć. Znacznym plusem jest to, że sprzedaje je pani Nadusia, a to już jakiś pomysł na zagajenie rozmowy w rodzaju „jak ci się sprawowało?”. Ogólnie to niezły trolling, kupić synowi BMW na pierwszy samochód – powiedziałbym nawet, że to już wykracza poza definicję trollingu i może przy odrobinie złej woli być uznane za znęcanie się nad młodocianym. Z drugiej strony może okaże się, że nasz syn to naturalny talent driftingowy, że rośnie nam młody Keiichi Tsuchiya i E46 w kompocie pozwoli mu pokazać pełnię swojego talentu. A tak całkiem serio mówiąc: wóz jest popularny, części tanie, za bardzo go nie szkoda i może młodemu się spodoba – trudno więc go odradzać. Zdecydowanie jednak trzeba w komplecie kupić synowi parę godzin kursu doskonalenia jazdy w warunkach torowych, co pozwoli nabrać choć minimalnej pokory wobec krótkiego samochodu z napędem na tył o mocy wyższej niż odkurzacz (lub Casalini Sulky).

samochód za 5000 zł

Samochód za 5000 zł – propozycja czwarta

15 km z domu na uczelnię? To chyba jak się jedzie ulicą. Na azymut można dojechać znacznie krótszą drogą, niecałe 10 km. Tak to widzę. Oczywiście w tym celu potrzebne będzie auto terenowe. Samochody terenowe za 5000 zł mają pewne wady, na przykład są przeważnie bardzo głośne, twarde, niewygodne i rdzewieją. Mają też niepodważalną zaletę – niemal na pewno nie stracą już na wartości. Na przykład Samuraie, zwłaszcza ładne, całkiem szybko drożeją. Warto więc zainwestować, nawet jeśli przy samochodzie będzie trzeba to i owo porobić. Gorzej, jak syn nie będzie chciał leżeć pod samochodem, tylko nim jeździć, a czas spędzony na nieleżeniu poświęci np. graniu w gry. Albo rozwijaniu swojego kanału Youtube. Z tego jeszcze nikt żadnych pieniędzy nie zrobił. Ale może zakazi się wirusem off-roadu i wkrótce zastawi swój pokój wyciągarkami, trapami, hajliftami, oponami „typu Simex” i innym szpejem, bez którego prawdziwy off-roader nie przejedzie nawet przez kałużę na asfalcie. Ani się obejrzysz, a syn podleci do Mongolii, zahaczając po drodze o Laos i Sochaczew.

samochód za 5000 zł

Samochód za 5000 zł – propozycja piąta

Tu pole do trollowania syna jest naprawdę szerokie. Najpierw przez miesiąc zapuszczasz wąsy. Mieszkanie inscenizujesz na styl „transformacja ustrojowa”. Ze śmietnika przynosisz meblościankę. Ustawiasz kineskopowy telewizor, encyklopedię PWN i telefon stacjonarny Bratek. W przedpokoju przyklejasz boazerię. Zaczynasz palić papierosy, w domu też, choć stara goni cię na balkon. Narzekasz na galopującą inflację i mówisz, że litr benzyny kosztuje już ponad 50 tys. zł. Pieniądze nosisz w kołczanie prawilności i ubierasz się w kreszowe dresy. Przerażony syn chce już dzwonić do psychiatryka, a wtedy ty wyłączasz „Koło Fortuny” w telewizji i mówisz: synu, chodźmy na parking, kupiłem ci samochód. Schodzicie, i on tam już czeka. Wąskie Caro. Syn nie wie co ma powiedzieć, bo w sumie wszystko do siebie pasuje – i twoja stylówa, i ta fura, i te szlugi Marlboro bez paska akcyzy, które dajesz mu w prezencie z samochodem, to tylko on jest z innej bajki, ale zaczyna się zastanawiać, że może faktycznie mamy 1992 r.? Wsiada do Caro i szybko się dowiaduje, że skręcanie jedną ręką, które miał w zwyczaju wykonywać na kursie (Hyundaiem i20), w przypadku Caro może najwyżej zaprowadzić go w drzewo. Po paru kilometrach walki z Polonezem ma zresztą ochotę w to drzewo przywalić z własnej woli i jak jeszcze raz usłyszy, że kiedyś było lepiej, to nie wytrzyma i z nerwów sam będzie musiał zapalić.

samochód za 5000 zł

Dziwne tylko, dlaczego sprzedający nazywa swoje wąskie Caro „Plusem”, podczas gdy jedyny Plus w tym samochodzie to ten na akumulatorze – jest nawet na nim napisane „Plus”. Pewnie stąd ten opis. Widzisz pan co tu pisze? Plus. A wiesz pan to to znaczy?

Samochód za 5000 zł – propozycja szósta

Wielka, czarna limuzyna z wielkim silnikiem to bez wątpienia marzenie każdego młodego studenta. Pontiac Bonneville z 3.8 V6 ma przedni napęd, automatyczną skrzynię biegów i niecodzienne proporcje z ogromnym przednim zwisem i kabiną kończącą się przed tylną osią. Można dzięki niemu pokochać lub znienawidzić samochody amerykańskie. Na pewno wygrasz z każdym w kategorii największej liczby przycisków na kierownicy, przynajmniej w tym segmencie cenowym. W razie kolizji wciśniesz je nosem, bo o poduszce powietrznej kierowcy nikt tu nie słyszał. Trudno mi nawet powiedzieć, jakie wrażenie zrobiłby Bonneville na kolegach i koleżankach z uczelni – czy syn zostałby uznany za świra, czy za bogacza, czy może jeszcze za kogoś innego? Nie dowiemy się tego z prostej przyczyny: samochód jest na pewno w super stanie i ma niebywale atrakcyjną cenę, ale nie da się go przerejestrować, bo nie ma ciągłości umów. 5000 zł za auto bez ciągłości umów? Nie wiedziałem, że to tak wartościowe kryterium, moim zdaniem nawet z pełną ciągłością ten Pontiac jest wart jakieś 3000 zł. To jak w tym dowcipie: ile za ten patefon? Z kotem 160 zł. A bez kota? A bez kota, proszę pana, to 250 zł.

samochód za 5000 zł

Samochód za 5000 zł – propozycja siódma

Rok produkcji 2009, duży sedan dalekowschodniej marki, silnik benzynowy 1.6. Bezpieczny, elegancki i nowoczesny. Za 5000 zł z plusem? O co chodzi, kradziony czy „anglik”? Ależ skąd. Wszystko jest w najlepszym porządku. Są dokumenty, kierownica po lewej, wsiadać i jeździć. Troszkę skorodował, ale po 10 zimach wiele może się zdarzyć. No i ma ładną nazwę: Brilliance. Błyskotliwość. To cecha, która na pewno przyda się na studiach. I tu mamy idealne pole do trollowania. Kupujemy synowi Brilliance BS4. Syn kręci nosem: co ty zrobiłeś tato, to jakiś chiński szmelc. Tak synu? A jakiej marki masz smartfona? Huawei. A laptopa? Lenovo. A gdzie uszyto twoje buty? A twoja hulajnoga, z jakiego kraju ona do nas przyjechała? I to wszystko ci się podobało, jak kupowałem, i słowem nie mruknąłeś, że „eee, chińskie”, a teraz masz zastrzeżenia do samochodu? To może zabiorę ci też te pozostałe rzeczy jak jesteś takim sinofobem? Szach-mat, syn jest zaorany, wsiada do Brilliance i odjeżdża w stronę wschodzącego słońca.

samochód za 5000 zł

Samochód za 5000 zł – propozycja ósma i ostatnia

Zdecydowanie w tym zestawieniu zabrakło jakiegoś hot-hatcha. 160 KM z 1,8-litrowego silnika ze zmiennymi fazami zaworów w lekkiej budzie pozwala pójść niezłym ogniem. Trudno o tańszy i szybszy wóz niż MG ZR, a to że nie występuje w naturze, jedynie podnosi jego atrakcyjność. Dzięki takiemu ZR-owi syn będzie „tym typem od MG”. Może nawet zyska sobie miano konesera motoryzacji brytyjskiej. W sprzedawanym MG zaledwie 18 tys. km temu wymieniono uszczelkę pod głowicą – ta awaria jest dość popularna w przypadku silników Rovera z tamtych lat, a to z uwagi na niecodzienną konstrukcję silnika, który jest skręcony śrubami przez całą wysokość, od miski olejowej do pokrywy zaworów i te śruby z czasem rozciągają się, powodując powstanie nieszczelności, a ta nieszczelność sprawia, że płyn chłodzący dostaje się do cylindrów, olej miesza się z płynem, dochodzi do przegrzania się silnika i w konsekwencji do katastrofy. Wszystko to opowiadamy synowi dramatycznym tonem wręczając mu kluczyki do MG, a on słuchając tego wpada w panikę, stwierdza że nienawidzi samochodów i zostaje miejskim aktywistą. Będzie studiował do 36. roku życia, a koło 40-tki rozważy wyprowadzkę od rodziców.

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać