Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: odpychające samochody do 25 tys. zł

Przegląd rynku 31.12.2018 332 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 31.12.2018

Poniedziałkowy przegląd ofert: odpychające samochody do 25 tys. zł

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski31.12.2018
332 interakcje Dołącz do dyskusji

Masz 25 tys. zł. Chcesz kupić samochód używany. Nie masz pojęcia co. Oto przegląd, który nijak ci w tym nie pomoże. Oto osiem ofert aut używanych, których nikt nie chce. A może jednak któraś cię uwiedzie?

Najlepsze samochody używane. Najgorsze samochody używane. Takich zestawień i rankingów w internecie można znaleźć pełno. Ja zrobiłem coś innego: to nie są samochody najgorsze ani najlepsze. To są samochody, które nikogo nie interesują, a w ogłoszeniach jest ich sporo. To auta o najniższym popycie, poszukiwane podobnie jak śnieg z 2001 r. i opaski na oczy do spania dla kretów.

To po co o nich piszę?

Ano po to, że sprzedający mogą tak się ucieszyć, że w końcu ktoś do nich zadzwonił, że zgodzą się nawet na lekko obraźliwą propozycję cenową i będzie można wyrwać dobry wóz za grosze. Którego potem nigdy nie sprzedamy, ale to inna historia.

Start.

Chevrolet Aveo

Mały sedan ze słabym silnikiem, kiepsko wyposażony, marki która już u nas nie istnieje. Nie mogę opanować ekscytacji, to będzie piękny youngtimer już za jakieś 180 lat. Aveo jest niemiłosiernie głośne, ma wyjątkowo nisko schodzący przedni zderzak, a z 1.2 do tego jeszcze nędzne osiągi. Próbuję wymyślić jakiś pozytywny aspekt takiego Aveo. O wiem – nie ukradną go! Złodzieje nawet jakby chcieli go zauważyć, to nie są w stanie. Można też nim pojechać do Ameryki Południowej i wtopić się w tłum podobnych samochodów. Podobno do bagażnika mieści się nawet 400 litrowych słoików.

przegląd ofert

Citroen C-Elysee

Sensu jakby więcej niż w przypadku Aveo, bo i samochód trochę większy i wygodniejszy. Jeśli ktoś kupuje nowy, to może i znajdzie się dlań jakieś uzasadnienie. Ale jeśli chodzi o używane, to naprawdę trudno przyklasnąć wyborowi akurat C-Elysee. Oczywiście nadal niewątpliwą zaletą pozostaje możliwość nabycia takiego auta w śmiesznej cenie i to od pierwszego właściciela, z małym przebiegiem, ale mimo wszystko lądujemy z nieco pokracznym sedanem. Jeździłem takim wozem z silnikiem 1.6 115 KM – to bardzo stara, wręcz archaiczna jednostka, świetna do LPG. Ogólnie można go polubić, nie jest taki zły jak się wydaje. Jakościowo trójka z plusem. Dźwięk zamykania drzwi i bagażnika – najgorszy jaki słyszałem w nowoczesnych samochodach.

Kia Soul

Auto miało moment popularności, ale płomień szybko przygasł. Być może klienci zorientowali się, że pudełkowaty wygląd jest wprawdzie fajny, ale ten żart w postaci schowka za tylnymi siedzeniami niezasługującego na miano bagażnika już tak zabawny nie jest. O używane Soule nikt się raczej nie zabija. A już wersja z dieslem, automatyczną skrzynią biegów i czerwoną deską rozdzielczą musi być bardzo wysoko na liście samochodów „nigdy w życiu bym tego nie kupił/a”. Genialna konfiguracja. Podejrzewam że to musi naprawdę nieźle jeździć, bo Soul z dieslem – w przeciwieństwie do benzynowego – faktycznie posiada jakąś dynamikę. Niestety, dynamika nie wystarczy, gdy pojedziesz po bułki do marketu, a potem będziesz musiał/a zamówić sobie ich transport do domu, bo nie zmieszczą się do bagażnika.

przegląd ofert

Renault Fluence

Duży koreański sedan nie Kia Hyundai zobacz – mógłby napisać sprzedawca w ogłoszeniu i miałby rację. Sedana na bazie Megane III z wydłużonym rozstawem osi opracowali Koreańczycy i sprzedawali u siebie pod marką Samsung równolegle z większym modelem, znanym u nas jako Renault Latitude. Na pewno Fluence ma zaletę – dużo miejsca dla pasażerów z tyłu. Nada się na taksówkę, bo 1.5 dCi 90 KM naprawdę niewiele pali i to już jest silnik z poprawionej serii K9K. Znam takie z przebiegami 300-350 tys. km. Też jeżdżą na taksówkach. Jednak trudno mi znaleźć jakikolwiek powód, dla którego ktoś chciałby kupić to sobie prywatnie. Eleganckie to to nie jest, wyciszone jakoś szczególnie też nie. Szybkie też nie. No ale przynajmniej koreańskie auta się nie psują. Popularny portal z niezależnymi, niesponsorowanymi testami samochodów nazwał go płynną doskonałością. W tym przypadku płynna jest pewnie głównie cena.

Seat Altea Freetrack

Nigdy nie rozumiałem po co powstał model Altea, skoro Seat równolegle pchał minivana Toledo III – oba auta były niemal identyczne i żadne nie występowało w odmianie siedmiomiejscowej. A już zupełnie nie da się pojąć sensu Altei Freetrack. Wiem, że producent wyczaił modę na SUV-y, ale nie miał żadnego SUV-a w ofercie, więc przebrali na szybkości minivana, dolepiając mu plastikowe poszerzenia. W pewnym momencie koncern VW wręcz oszalał na tym punkcie – zrobił CrossPolo, Tourana, Golfa, Alteę, Octavię, Fabię… i to jeszcze chyba nie wszystko. W każdym razie jest sobie Altea Freetrack 2.0 TDI z pompowtryskiwaczem, i to ta wzmocniona – 170 KM. Jeździ to fajnie, byłem takim autem w dłuższej trasie. Wnętrze raczej okropne, nieergonomiczne, ale dość wygodne. Niestety, wygląda odpychająco, a Haldex załącza się z wyraźnym uderzeniem.

Opel Meriva

W ogłoszeniach jest ich naprawdę dużo za te pieniądze. To wcale nie był zły samochód. Owszem, wygląda dziwnie, zwłaszcza jeśli chodzi o linię okien, ale bardzo żałuję, że mikrovany tak szybko wymarły. Właściwie wszystkie mikrovany na rynku są fajne, bo łączą małe rozmiary z praktycznością i wygodnym wsiadaniem. A do tego nikt ich nie chce, więc można je tanio kupić. No i mamy jeszcze drzwi tylne otwierane pod prąd, jak w jakimś Lincolnie Continentalu albo Rollsie Cullinanie.
Problem w tym, że kupowanie Merivy z silnikiem innym niż 1.4 Turbo trochę mija się z celem. Tu mamy wolnossącego 1.4 – niby 100 KM, ale momentu mało, trzeba kręcić, dusić i przyjemności nie ma żadnej. Policzkiem w twarz dla kupującego jest też ten mały ekranik na zestawie wskaźników włożony w za dużą ramkę. Mówi „a mogłeś wybrać droższą wersję”.

przegląd ofert

Najgorsze jest jednak to, że choć nie przepadam za Oplami, czuję że z takiej Merivy można być zadowolonym. Pod warunkiem, że nie przeszkadzają ci wyprzedzający cię rowerzyści. Na składakach.

Skoda Fabia Scout

Co za szalony pomysł: mały samochód z nadwoziem kombi, udający crossovera za sprawą podwyższonego nadwozia i czarnych plastikowych osłon nadwozia. Do tego diesel 1.6 90 KM, czyli zduszona 105-tka i wyjątkowo bogate jak na Fabię wyposażenie. Zaiste dziwactwo. Jakby ktoś chciał kombi, które mało pali – za tę kasę kupi sobie Octavię. Jakby ktoś chciał SUV-a 2WD – 25 tys. zł wystarczy mu na taki wóz, może nawet niewiele drożej podejmie jakieś Yeti. Rzeczywiście, 1.6 TDI potrafi bardzo mało palić, a taką Fabią całkiem przyjemnie się jeździ, ale mimo wszystko ląduje ona w kategorii dziwactw. I do tego te tablice „Z NIEMIEC” i „OPLACONY” wyglądają co najmniej niepokojąco.

Jaguar S-Type

Mały samolot – pisze sprzedający. Jeśli chodzi o łatwość napraw i koszty eksploatacji, ma pewnie sporo racji. Jaguar S-Type pochodzi z czasów, gdy Jaguar stanowił część koncernu Forda i dzieli płytę podłogową m.in. z Lincolnem LS. Jednak silnik 4.2 V8 to już konstrukcja własna Jaguara, nie jest to zmniejszony Ford Modular 4.6. Auto ma prawie 17 lat, jest dość nudnym sedanem, a 4.2 V8 i tylny napęd mogą nie wystarczyć, żeby przekonać klientów. Zwłaszcza że Jaguary nie słyną z jakiejś szczególnej niezawodności. Za te same pieniądze można mieć BMW 540i w bardzo dobrym stanie (i to E39, które zaraz zacznie drożeć – jeśli już nie zaczęło), ewentualnie jakiegoś superniezawodnego Lexusa. A taki Jaguar? Jaki jest powód, żeby chcieć akurat Jaguara? To pytanie zarząd tej marki zadaje sobie chyba od dość dawna.

Tak czy inaczej, jest to bardzo smutne. Taki S-Type z V8 ma mnóstwo mocy, fajny dźwięk, bogate wyposażenie… i nikt go nie chce. Ciekawe, ile pieniędzy przekonałoby sprzedającego do pozbycia się tego angielskiego problemu.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać