Samochody używane / Przegląd rynku

Przegląd ofert na poniedziałek: świeże SUV-y do 50 tysięcy złotych

Samochody używane / Przegląd rynku 03.09.2018 194 interakcje
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 03.09.2018

Przegląd ofert na poniedziałek: świeże SUV-y do 50 tysięcy złotych

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk03.09.2018
194 interakcje Dołącz do dyskusji

Dziś pierwszy dzień nowego roku szkolnego. Nie oszukujmy się – dziecko do szkoły wypada zawieźć SUV-em. To żart, ale rosnąca popularność używanych SUV-ów żartem już nie jest. Oto najciekawsze oferty do 50 tys. zł. 

50 tysięcy złotych. Dla zdecydowanej większości ludzi to całe mnóstwo pieniędzy. Nie da się jednak ukryć, że w dzisiejszych czasach z taką kwotą raczej nie poszalejemy na rynku samochodów nowych. Można za tyle kupić dość dobrze wyposażony samochód segmentu B, ale na większość nowych SUV-ów nie starczy. Co innego na rynku aut używanych – tutaj można już znaleźć zadbany, świeży egzemplarz z polskiego salonu.

Tym razem nie będziemy skupiać się na sensowności zakupu SUV-a zamiast klasycznego hatchbacka czy sedana. Owszem, podwyższone samochody są droższe zarówno w zakupie, jak i w eksploatacji. Ale dla pewnych osób zalety takich aut są naprawdę ważne: mowa przede wszystkim o wygodniejszym wsiadaniu i łatwiejszym pokonywaniu krawężników. Dlatego dziś zamiast pytać „Czy warto kupić SUV-a?”, odpowiemy na pytanie „Jakiego kupić?”. Oto siedem propozycji za około 50 tysięcy złotych. Wszystkie auta zostały kupione jako nowe w polskim salonie – albo przynajmniej tak podają w ogłoszeniach osoby, które je sprzedają.

1. Skoda Yeti

Skoda Yeti

Niektórzy uważają, że Yeti to o wiele ciekawszy model, niż obecne SUV-y Skody, czyli Karoq i Kodiaq. Zwłaszcza ten pierwszy jest trochę za bardzo generyczny. Nie da się ukryć, że z zewnątrz Yeti zaprojektowano dość odważnie. Jak na Skodę, wręcz… kipiało charakterem. Poza tym, Yeti jest praktyczne i cieszy się niezłą opinią na rynku wtórnym – jeśli oczywiście pominiemy niektóre jednostki, jak na przykład 1.8 TSI słynące z nadmiernego spalania oleju.

Opisywany egzemplarz został ciekawie skonfigurowany. Z jednej strony mamy tu silnik 2.0 TDI i napęd na cztery koła. Z drugiej – najuboższą wersję wyposażenia, z czarnymi klamkami, kołpakami i kierownicą bez przycisków. Różnica w odczuciach z wnętrza między najuboższym Yeti a najbogatszym, ze skórą i dużym ekranem, jest bardzo duża. Ale za to ten egzemplarz kosztuje 48 500 zł, a ma tylko trzy lata – pochodzi z 2015 roku. Podobno zdolności terenowe Yeti są przyzwoite. Pozycja za kierownicą też jest mocno terenowa, czyli siedzi się wysoko. Dla większości klientów to będzie zaletą. Dodatkowy plus to funkcjonalnie rozplanowane wnętrze i bagażnik. Tylne fotele są osobne, można je składać i przesuwać, a nawet zupełnie wymontować i mieć ciężarowe Yeti.

2. Kia Sportage

Kia Sportage

Sportage jest prawdziwym hitem rynku wtórnego: krótko czeka na klienta i dobrze trzyma wartość. Nic dziwnego – to trwały, nieźle wykonany model, który (co bardzo ważne!) nadal wygląda świeżo i miło dla oka.

W podanym budżecie można kupić egzemplarze trzeciej generacji sprzed małego liftingu (miał miejsce w 2014 roku). To dobra wiadomość dla fanów zakładania instalacji LPG, ponieważ tylko „przedliftowa” odmiana z benzynowym silnikiem 2.0 ma „tradycyjny”, wielopunktowy wtrysk paliwa. Montaż instalacji ma więc sens ekonomiczny. Po liftingu Sportage 2.0 zyskał 3 konie mechaniczne (ze 163 na 166 KM), ale i wtrysk bezpośredni. Opisywany egzemplarz pochodzi z 2010 roku i kosztuje 49 500 zł.

Jeśli ktoś woli silniki diesla, za 400 zł więcej może wybrać o dwa lata młodszego Sportage’a z dieslem 1.7 CRDI o mocy 115 KM. To nie będzie demon prędkości, ale za to niewiele pali, raczej się nie psuje i nie ma dwumasowego koła zamachowego. Nie ma także napędu na cztery koła, ponieważ z tym silnikiem nie był dostępny. Jeśli ktoś czasami jeździ po błotnistych, polnych drogach, może poszukać wersji z dwulitrowym dieslem i napędem 4×4. Ale wtedy na pewno będzie już drożej. Lepiej nie liczyć już na ochronę gwarancyjną, która w teorii wynosiła 7 lat lub 150 000 km – końcówka tej gwarancji nie obejmuje już wielu zużywających się w typowy sposób elementów pojazdu.

3. Opel Mokka

Opel Mokka

Mokka jest taka, jak większość Opli – niezbyt porywająca, trochę za ciężka, niczym specjalnym się nie wyróżnia. Mimo tego – i mimo sporego rynkowego stażu – nadal przyzwoicie radzi sobie na rynku aut nowych, szczególnie wśród klientów prywatnych. Jest też niezłą propozycją na rynku wtórnym.

Jej główną zaletą jest udany, niezawodny silnik 1.4T, który na tyle dobrze współpracuje z LPG, że można było zamówić nawet Mokkę z gazem przerobioną w fabryce. Prawdopodobnie tutaj także mamy do czynienia z takim egzemplarzem. Ma 140 KM, pochodzi z 2014 roku, ma niecałe 105 tysięcy kilometrów przebiegu i kosztuje 49 900 zł.

Mimo dość nudnego charakteru, Mokką nie jeździ się źle. Stabilnie się prowadzi, jest przyzwoicie wyciszona i wygodna. Z roku na rok można kupić coraz mniej aut, które można bez problemów dostosować do LPG, więc z tego powodu mały SUV Opla może być dla niektórych klientów ciekawy.

Mamy jednego antyfana Opli w redakcji, ale nie należy go słuchać – Mokka wypada naprawdę dobrze.

4. Nissan Qashqai

Nissan Qashqai

Oto kolejny rynkowy przebój. Jest to też model, który uratował Nissana. Gdyby Japończycy jako jedni z pierwszych nie podjęli odważnej decyzji o odwrocie od tradycyjnych kompaktów na rzecz podwyższonych modeli, całkiem możliwe, że w Europie po Nissanie zostałoby wspomnienie. I to niezbyt ciekawe: to byłaby „firma, która zrobiła Almerę”. Słabo, prawda?

Czasami mam wrażenie, że na każdym rogu stoi jakiś Qashqai. Na szczęście dzięki temu wybór aut z polskiego salonu jest duży. Na egzemplarz z 2013 roku trzeba wydać 51 750 zł. Pewnie udałoby się nakłonić właściciela, pana Andrzeja, by obniżył na „równe pięćdziesiąt”. Dużą zaletą tego egzemplarza jest bardzo mały przebieg – niecałe 40 tysięcy kilometrów. Zachęcają też uczciwy opis i zdjęcia małych uszkodzeń nadwozia. Zniechęcać może trochę za słaby, bazowy silnik benzynowy, który w dodatku ani nie jest szczególnie bezawaryjny, ani też nie nadaje się najlepiej do LPG. Również kokpit nie jest najpiękniejszy. Ale użytkownikom Qashqaia to raczej nie przeszkadza. Ważniejsze, że ten samochód jest ładny z zewnątrzy i nadal wygląda dość prestiżowo.

5. Fiat 500X

Fiat 500X

Niektórzy czytelnicy mogą nie pamiętać o tym, że Fiat w ogóle oferuje taki model. Innym mogliśmy o nim przypomnieć przy okazji niedawnego tekstu o liftingu 500X. Tymczasem we włoskich statystykach sprzedaży niedużych SUV-ów Fiat przoduje, a w tabelkach z innych krajów Europy udaje mu się utrzymać w czołówce.

Szukając auta tej klasy warto co najmniej przejechać się 500X. Dobrze się prowadzi i ciekawie wygląda. Ma też udane silniki 1.4 turbo i niezłe diesle. Benzynowy silnik 1.6 o mocy 110 KM też jest przyzwoity. Nie jest to najoszczędniejsza konstrukcja na rynku, ale za to mało skomplikowana. Co ciekawe, po liftingu do gamy 500X trafią nowe 3- i 4-cylindrowe jednostki, ale poczciwe 1.6 zostanie.

Natrafiłem na ciekawą ofertę auta od prywatnej osoby w jeszcze ciekawszym kolorze. Pani Anna próbuje pozbyć się swojego żółtego 500X z benzynowym 1.6 i napędem na przód. Cena – dość atrakcyjna. Całe ogłoszenie jest napisane w nieco panicznym tonie, ale nie skreślajmy go, zwłaszcza że auto ma jeszcze 11 miesięcy gwarancji. Przy okazji to jedyne auto w tym przeglądzie, które ma jakiś ciekawy kolor.

6. SsangYong Tivoli

SsangYong Tivoli

„Co to za auto?”, „Czy to chińskie?”. Koreańska marka SsangYong nadal ma w Polsce problemy z wizerunkiem i rozpoznawalnością. Z drugiej strony, zakup któregoś z jej modeli to świetny sposób na wyróżnienie się. Trzeba tylko przygotować się na zalew wspomnianych pytań podczas każdego tankowania i parkowania pod sklepem.

Tivoli to crossover wielkości Kii Soul. Wygląda dość dobrze – jeśli ktoś kojarzy SsangYonga ze stylistycznymi koszmarkami w stylu pierwszego Rodiusa, może się miło zaskoczyć. Pod maską pracuje tu wolnossący silnik benzynowy 1.6 o mocy 128 KM. Można przystosować go do pracy na gazie. Jest dość głośny, ale wystarczająco dynamiczny do jazdy po mieście.

Podaż lekko używanych Tivoli jest znikoma, ale udało mi się znaleźć jeden egzemplarz. Niestety, w bazowej wersji wyposażenia – ta najbogatsza może mieć nawet wentylowane fotele i dach w kontrastowym kolorze, ta bazowa ma kołpaki i mały wyświetlacz radia. Ssangyong z 2015 roku kosztuje 49 900 zł. Ile będzie kosztować za kilka lat? To zagadka, choć przykład Kii Sportage pokazuje, że koreańskie auta potrafią doskonale trzymać wartość. Tylko muszą mieć trochę łatwiejszą do wymówienia nazwę…

7. Dacia Duster

Dacia Duster

Tego samochodu nie mogło tu zabraknąć. Za 50 tysięcy złotych można kupić nawet nowego Dustera. Starczy na wersję Essential ze 115-konnym silnikiem benzynowym i klimatyzacją. To bardzo dobra oferta, więc jedyna sytuacja, w której ktoś mógłby za tyle pieniędzy zdecydować się na używaną Dacię to taka, w której potrzebowałby napędu na cztery koła i/lub silnika Diesla.

Za 45 900 zł da się kupić Dustera z 2014 roku z przebiegiem 104 000 km. Ma wysokoprężny silnik 1.5 dCi, 110 KM i napęd 4×4. To zdecydowanie najlepszy wybór z całego zestawienia, jeśli ktoś planuje zjeżdżać takim autem z asfaltu. Dacia jest naprawdę dzielna, wytrzymała i zwinna. A że nie jest najlepiej wykonana? Jeśli ktoś rzeczywiście szuka wozu do „zadań specjalnych”, nie powinno mu to robić problemu. Do miasta rzeczywiście znajdą się lepsze samochody. Chociażby… nowy Duster z silnikiem benzynowym. Ma o wiele ładniejsze wnętrze i wygodniejsze fotele.

To już wszystkie propozycje na dziś. Ja z całego zestawienia wybrałbym chyba Skodę Yeti. W takim budżecie można poszukać jeszcze m.in. Hyundaia ix35 czy Renault Captura. Jeśli mamy ochotę na coś z klasy premium – na przykład na BMW X3 – musimy pogodzić się ze starszym rocznikiem i większym zużyciem takiego wozu. Ale nawet Qashqai i Sportage zapewniają już właścicielowi odpowiednią dawkę prestiżu… o ile oczywiście komuś na tym zależy. Umówmy się – wielu klientom wcale nie chodzi o wygodniejsze wsiadanie.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać