Przegląd rynku

Przegląd ofert: siedem bardzo złych dobrych rad

Przegląd rynku 09.11.2020 544 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 09.11.2020

Przegląd ofert: siedem bardzo złych dobrych rad

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski09.11.2020
544 interakcje Dołącz do dyskusji

Bardzo trudno pisze się przeglądy ofert, od kiedy nie mogę się już odnosić do wydarzeń bieżących. Teraz zamiast popisywać się śmiesznymi sucharami muszę wykazywać się jakąś rzetelną wiedzą. A ponieważ nie mam na ten temat pojęcie, to dziś udzielę Wam siedmiu bardzo złych rad.

Kiedyś, jak ktoś pytał „czy warto kupić [tu wstaw najgorszy samochód używany o jakim słyszałeś]”, odpowiadałem że nie, bo [tu lista powodów]. Powodowało to tylko złość pytającego, że psuję mu marzenia i wymądrzam się. Zapewne miał rację. Przecież akurat ten egzemplarz, na który zwrócił uwagę, mógł być wolny od ewentualnej wady lub została już ona poprawiona. Nie mogłem tego wiedzieć. Po przemyśleniu zmieniłem swoje zachowanie i zawsze odpowiadam, że to znakomity pomysł. 156 z gazem i Selespeedem za 1000 zł? Doskonale. Co może pójść nie tak. Kupuj, oczywiście.

Z czasem zacząłem nawet wymyślać uzasadnienia, dlaczego należy kupić taki wóz

Na przykład: nic nie oferuje tak dużo koni za tak małe pieniądze. Albo: buda nie rdzewieje, a silnik zawsze można wymienić. Dlatego zapraszam dziś na przegląd ofert: siedem samochodów. które normalnie powinienem odradzić, ale dziś je doradzę i nawet uzasadnię dlaczego.

Numer jeden – VW Golf 1.4 TSI TC/GT

Chciałem kupić Golfa piątkę, one już mają normalne ceny. Co tam wziąć z benzynki? Diesla nie chcę, a ten 1.6 benzyna coś mi się wydaje zamulony.

Oczywiście weź wariant 1.4 TSI Twincharger, czyli 1.4 140-170 KM. Ma turbosprężarkę i mechaniczny kompresor. Tylko wczesne egzemplarze sprawiały problemy, na przykład z załączaniem się sprzęgła kompresora albo ze zbyt szybkim zużyciem pierścieni tłokowych, ale przecież Volkswagen wiedział o tych problemach i szybko je usunął, wprowadzając kolejne, zmodyfikowane generacje 1.4 TSI TC. Po to, by ostatecznie w ogóle go wycofać z oferty, ale to nieważne. Jeździłem tym jako nowym, paliło znośnie i było bardzo żwawe. W porównaniu z 1.6 MPI to w ogóle inna liga. Silniki 1.4 TSI TC w Golfie V mają oznaczenia BMY (140 KM) i BLG (170 KM). Najlepsza konfiguracja to oczywiście 1.4 TSI TC z 6-biegowym DSG, ale występuje ona rzadko.

Ogólnie w ogłoszeniach trudno trafić na Golfa V z Twinchargerem, bo przecież nikt się tym nie chwali. Klienci uciekają w panice. Trzeba wybrać wszystkie benzynowe Golfy do pojemności 1,5 litra i klikać, klikać, klikać, mając nadzieję, że nie wszystkie z nich to 1.4 16V bez doładowania. Jest na przykład 1.4 TSI TC 140 KM z przebiegiem 190 tys. km. Albo ten – całkiem bogato wyposażony. Ktoś przejechał takim autem ponad 230 tys. km, czy to nie świadczy o tym że nie musi być złe? W dodatku ten silnik występował też w odmianie kombi. Ale to tylko początek, bo przecież jest jeszcze coś lepszego. To Golf GT, czyli przedsionek do GTI. Pod maską miał 1.4 TSI TC 170 KM, które pozwalało mu być naprawdę szybkim. Przy tym można liczyć na bogate wyposażenie, a wszystko w cenie znacznie niższej niż porównywalne rocznikiem i wyposażeniem GTI. Ceny spadły znacznie poniżej 20 tys. zł. Zobaczcie sami, na przykład to auto, albo to auto (felgi malowane pędzelkiem?). Niektóre z tych Golfów ludzie mają już po kilka lat i jakoś to jeździ. A poza tym do tego są części, jak się zepsuje, to się naprawi.

jaki samochód kupić

Numer dwa – Subaru Outback Boxer Diesel

Miałem wcześniej wiesz, tego Legacy, ale 2.5. Dużo to paliło no i nie chcę już gazu. Ten diesel nie może być taki zły, prawda?

No nie może. Jeśli mówimy o autach po 2010 r. Boxer Diesel to dziwactwo i ma drogi DPF, ale DPF można czyścić z popiołów wodą pod ciśnieniem, a przy tym ten diesel jest bardzo cichy i zużywa śmieszne ilości paliwa. Wspominam Subaru Outback z dieslem jako jedno z lepszych kombi jakim jeździłem. Po 2010 r. I takich Outbacków z dieslem jest na OLX aż 60 sztuk, wszystkie ze stałym napędem na 4 koła. Ryzyko? Jakieś jest, moim zdaniem niewiele większe niż przy zakupie „super idealnego Passata 2.0 TDI z małym przebiegiem” od Niemca tureckiego pochodzenia. Co się ma zepsuć, to się zepsuje.

Wprawdzie ogłoszenia otwiera auto opisane jako „wszystko sprawne poza silnikiem”, ale nie dajmy się zastraszyć. Spójrzcie na to cacko: 160 tys. km, 2014 r., diesel z CVT i to salon Polska. Nieco mniej dopasiony ale też fajny jest wóz z 2011 r. – i kosztuje o wiele taniej. A teraz uważajcie, niedowiarki: Outback diesel z przebiegiem 280 tys. km. Można? No właśnie. I to żeby jedno. Zaledwie po jednej wymianie silnika. To zawsze jest loteria, a jeśli silnik pada przy 200 tys. km to już nie z powodu wady fabrycznej, a raczej eksploatacji.

Potwierdzone, da się kupić takiego Outbacka poniżej 30 tys. zł, ale jeśli ma być naprawdę dobry, to raczej trzeba szykować coś w rodzaju 35 tys. zł. 54 kafle to chyba lekka przesada, ale to nic w porównaniu z tym, że ktoś chce się zamienić na dom. Jeszcze tylko ostatnie pytanie, po co są manetki przy CVT?

jaki samochód kupić
Zdjęcie z ogłoszenia, fot. Twojeuzywane.pl

Numer trzy – Peugeot 207 GTi lub RC

Mówię żonie, że to będzie dla niej, bo takie ładne, małe i miejskie. A ja sobie wieczorami pójdę, hehe, trochę poupalać. Żona i tak nigdy nie przekracza 3000 obrotów…

No to koniecznie bierz Peugeota 207 GTi z silnikiem 1.6 THP. Widziałem wprawdzie na własne oczy egzemplarz, w którym przeskoczył rozrząd, ale to pewnie dlatego że był za słabo napięty napinaczem. Auto nie chciało odpalić. No nie mam zamiaru Was straszyć tymi awariami rozrządu, 207 GTi jest bardzo szybki i ma zaskakująco dobre ceny w porównaniu z Mini, z którym dzieli ten sam silnik 1.6, tu rozwijający 175 KM.

Ceny zaczynają się od 13 000 zł, kończą na 18 000 zł. Jak na hot-hatcha, czyli najszybciej drożejącą odmianę auta miejskiego, to atrakcyjna wartość. Spróbujcie kupić za tyle ładne 205 GTI, hehe. Tu na przykład mamy samochód po tuningu z szeregiem modyfikacji, a szereg spowodował wzrost mocy o 35 KM. Auto ostatnio przeszło badanie techniczne. Byłbym zdziwiony, gdyby tak świeży wóz nie przeszedł badania, ale może się nie znam. Najważniejsze, że jest pop&bang. O wiele droższy jest ten egzemplarz, choć niezarejestrowany w Polsce. Coraz mocniej widać, że w cenę idzie mały przebieg, a rocznik przestaje mieć znaczenie. W tym opisie chciałem pochwalić słowo „sąda”. Nie to, żebym się czepiał słabej ortografii handlarzy samochodami, ale można sobie zainstalować taki program, który podkreśla nieznane słowa.

Ten wóz ma świetny kolor i realistyczny przebieg. A ten koloru nie ma w ogóle, za to przejechał 214 tys. km. Jeśli tyle przejechał, to nie może być zły. Po prostu wymieniajcie olej i ten napinacz, a wszystko będzie dobrze.

Zdjęcie z ogłoszenia, fot. Sebastian

Numer cztery – tanie Porsche Cayenne

Ty widziałeś po ile teraz te Cayenne chodzą? Może ja sobie coś takiego kupię?

Kupuj. Bardzo dobry pomysł. To chyba najtańsze Porsche obecnie, nie licząc jakichś złachanych 924, które oczywiście są nieporównywalne z Cayenne pod względem praktyczności, a tak w ogóle to klasyki. Usterki Cayenne są dawno rozpracowane, można je naprawić i jeśli komuś nie zależy na tym, żeby jego Cayenne było lepsze niż nowe, to może nim jeździć jeszcze długo. Auto wykonano solidnie, poza paroma wpadkami może się pochwalić bardzo wysoką jakością. Nawet najwcześniejsze egzemplarze nie korodują (a przynajmniej nie tak, żeby wyłaziło na wierzch). Ustawiamy limit na 30 tys. zł i zobaczmy co oferuje rynek wtórny.

Na przykład takie amerykańskie V6 z gazem i na oponach Barum. Przebieg nie do uwierzenia, chyba że w milach. Cena znośna. Szkoda, że jest tak czarne, a dobrze że jest tak ubogo wyposażone. W tym przedziale cenowym lepiej patrzeć na bazowe odmiany. Nie kupiłbym Cayenne z pneumatyką za mniej niż 25 tys. zł.

Ten egzemplarz przekonuje koniakowym wnętrzem, ale sprzedający nie podał, czy opłacił już akcyzę (18,6%). Kusi auto z 4,5-litrowym V8, ale trzeba byłoby sprawdzić, czy nie cieknie z niego płyn chłodzący oraz czy posiada jeszcze jakieś ciśnienie oleju. Większość Cayenne poniżej 30 tys. zł przejechała ok. 280-350 tys. km, często ma gaz, a ewentualne awarie będą wynikały z tego, jak bardzo ktoś je zaniedbywał i katował przez ostatnich 5 lat. W końcu mowa o autach, które mają często 16-18 lat.

Mój typ? Cayenne S z Japonii w idealnym stanie, wystarczy wymienić silnik (coś stuka, pewnie panewka) i można latać. Zmieścimy się pewnie w 45 tys. zł ze wszystkim, a utrzymując auto w takim stanie, mamy szansę na wzrost wartości za parę lat, kiedy najtańsze Cayenne pójdą już na złom lub pojadą jeździć po Kaukazie.

fot. Centrum Samochodów Osobowych Chorzów

Numer pięć – Land Rover Discovery III

Te ceny Land Cruiserów to są jakieś z kosmosu. Albo skorodowana, albo kosztuje milion. Lepiej pooglądam Discovery III. 

Najtańsza luksusowa terenówka na ramie. Tak, ten samochód ma konstrukcję ramową, tak jak Range Rover Sport. Obrósł strasznymi opiniami na temat awarii układu paliwowego w silniku, przegrzewania się na autostradzie i usterek pneumatyki. Oraz wysokich kosztów serwisowania. Trochę z tych opinii jest zasłużonych, ale nie popadajmy w panikę. Pewnie średni Disco III + pakiet startowy nadal wyjdzie taniej niż średni Land Cruiser bez pakietu startowego. A jeździ się tym naprawdę komfortowo i znakomicie ciągnie przyczepę. Mój znajomy targa tym konie na wyścigi.

Przede wszystkim można kupić wersję w ogóle bez pneumatyki. Ile się z tej pneumatyki korzysta? Nazywała się ona S. Występowała również bez ekranu centralnego i automatycznej skrzyni biegów. Wyższe SE i HSE pneumatykę już miały. Ponadto można zaryzykować zakup auta z przebiegiem autostradowym 450 tys. km. Na pewno będzie dobrze dotarte i pewnie nie miało kiedy jeździć w terenie, skoro cały czas darło po autobanie. 151 tys. km raczej mnie nie przekonuje. Stał po wypadku czy czekał na nowy silnik, czy o co chodzi? A jeśli już mowa o nowym silniku, to bardzo mnie rozbawiło ogłoszenie z biedną wersją S z uszkodzonym silnikiem w cenie nieuszkodzonej, pan prosi żeby nie pytać co jest nie tak z samochodem. Albo: Land Rover w bardzo dobrym stanie, w środku Volvo jest czyste... Dawno nie czytałem tak soczystych opisów. Poza tym jak ktoś myśli, że to Disco III miało awaryjny silnik, a Disco IV było poprawione, to raczej nie.

Zdjęcie z ogłoszenia, fot. Autoarena

No dobrze, ale to wszystko to jest nic, gdyż czeka na nas przebój. Oto on. Silnik czasem zapali kontrolkę ciśnienia oleju, ale pan już kupił nowy czujnik. A coś jest nie tak z poprzednim? Wydaje się działać doskonale i informuje nas o tym, że panewki przeszły za tęczowy mostek. Kupujcie, nie wybrzydzajcie!

Numer sześć – najtańszy Mercedes klasy S W221

W220 no to wiem że nie, ile to ma lat? 22? Są jakieś niezardzewiałe? No właśnie. No to zostaje W221, ale z ceną to nie ma co szaleć. Solidny wóz, nie ma co się zepsuć.

Tak serio to oczywiście W221 jest naprawdę bardo dobry. Widuję egzemplarze z początku produkcji (stoją np. w komisie przy Puławskiej w Warszawie), które mają 14-15 lat i ani bąbelka rdzy na błotnikach. Piękna sprawa. I prawie cała elektronika działa. No dobrze, z silnikami bywa różnie – w amerykańskich benzynowych sypią się koła rozrządu, ale jeśli wcześniej to wiemy, to można to wymienić. Diesel 3.0 V6 CDI czasem cieknie, ale też bez przesady, jeździ S W221 na taksówce po Warszawie i ma z 520 tys. przebiegu, eee i co? Oczywiście jak się ktoś postara, to zamorduje 3.0 przy przebiegu 200 tys. km. Można kupić drugie i nadal mieć sprawną klasę S za grosze.

Najbardziej przekonał mnie ten opis: cena ostateczna i nihuhu. Uważam, że do tytułów ogłoszeń powinna być dodawana opcja „nihuhu”, która oznacza, że cena nie jest absolutnie do negocjacji i nawet nie ma co próbować. Całkiem serio jednak mówiąc, to można kupić W221 za mniej niż 40 tys. zł i nie oznacza to, że będzie ostatecznym śmieciem. Zobaczcie sami. Czasem może troszkę przedni zderzaczek opada, ale uspokójcie się, nowe są w salonie. Przebiegi na poziomie 400 tys. i więcej są w tym przedziale cenowym normą. Niektóre auta są nawet zarejestrowane w Polsce. W dodatku w cenie do 40 tys. zł trafiają się auta z V8.

Tu ktoś zakupił Mercedesa w salonie Porsche i chce zamienić na BMW serii 5. Ale czy BMW musi być zakupione w salonie Audi? A w tym przypadku w grę wchodzi zamiana na minikoparkę. W ogóle zamiana na minikoparkę to jest temat na osobny przegląd.

fot. Szymon

Numer siedem – Citroen C6

Ależ on mi się podoba z wyglądu, mówię ci. Ja chyba sobie takiego kupię, choćby po to żeby na niego patrzeć.

Do it, jakby powiedział imperator Palpatine. Średnio co tysięczny egzemplarz C6 jest na sprzedaż w polskich ogłoszeniach. Nie jest to taki zły samochód, po prostu nie było na niego rynku. Takie większe C5. Jak znasz mechanika od Citroenów, to dasz radę tym jeździć. Pewnie będą momenty gorsze i lepsze, ale jakieś plebejskie Audi nie zapewni takiego komfortu jak hydropneumatyka w C6, zwłaszcza z V6. Poza tym to nie hydro jest najgorszym elementem tego wozu, tylko skrzynia biegów (automat Aisin AW – słabo znosi duży moment V-szóstki) i wczesne diesle 2.7 HDi. Można ominąć ten problem, kupując diesla 2.2 z manualem. W tym aucie więcej jest C5-tki niż C6-tki.

Ceny są bardzo zróżnicowane. Lepiej trzymać się „środka”. Idealny C6 2.7 HDi za 13 999 zł? Wątpię. Za mniej niż 20 000 zł? Nadal wątpię. To znaczy można, można jak najbardziej, ale nie szukamy w tym przeglądzie rozczarowania, tylko potwierdzenia, że „złe” auta nie muszą być złe. Takie potwierdzenie dadzą nam raczej egzemplarze wycenione na bliżej 30 000 zł. Ale 2.7 HDi to bym nie chciał. Może być 3.0 HDi V6, ale tablice z napisem PEWNIAK trochę mnie przerażają. Gdyby było napisane NIEPEWNIAK, czułbym się z tym lepiej. To że ten wóz ma bezramkowe drzwi to wiedziałem, ale nie wiedziałem że ten ekran tak się zużywa. Na koniec mamy zupełny rarytas: C6 3.0 benzyna. To jest coś do zainwestowania jako youngtimer.

jaki samochód kupić
Zdjęcie z ogłoszenia na Otomoto, fot. firma Bajber

I na tym dziś koniec. Za każdym razem jak będziesz chciał kupić sobie jakiś straszny samochód i mnie o tym poinformujesz, powiem że to świetna decyzja i przywołam ten przegląd. Nawet Tavrię dało się trafić w niezłym stanie i nią pi-razy-oko jeździć, a nawet kupując Lexusa od prywatnego właściciela, który jeździł tylko do kancelarii prawnej możemy skończyć z remontem silnika albo wymianą akumulatorów od hybrydy. Idźcie więc i kupujcie to co się Wam podoba na chwałę gratów.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać