Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: wpisałem „pandemia” w OLX

Przegląd rynku 13.04.2020 1459 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 13.04.2020

Poniedziałkowy przegląd ofert: wpisałem „pandemia” w OLX

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski13.04.2020
1459 interakcji Dołącz do dyskusji

W jaki sposób pandemia wpłynęła na sprzedaż samochodów używanych? Co piszą sprzedający? Co zmienili w swoim podejściu? Sprawdziłem w ogłoszeniach.

Sytuacja jest o tyle zabawna, że w myśl obecnych, niezbyt jasnych przepisów, można sprzedawać samochody (bo to praca – autokomis może być otwarty), ale nie wiadomo czy wolno kupić samochód (bo to nie mieści się w definicji niezbędnych czynności życiowych). Oczywiście jeśli czyjś samochód został uszkodzony lub po prostu nie ma on jeszcze auta, a potrzebuje kupić, to teoretycznie by mógł. Ale jeśli chce po prostu zmienić na nowszy i ładniejszy, no to nie, nie ma opcji, bo to jest rekreacja czy coś i powinien dalej drzeć tą Vectrą B albo Golfem czwórką, niech mu do głowy nie przyjdzie kombinowanie ze zmianą na inny. Ale przecież ogłoszenia są ciągle wystawiane.

Czy wolno kupić samochód?

Sprzedawcy błyskawicznie przystosowali się do nowych realiów i kontynuują swoją działalność. Przy czym mowa tu głównie o komisach. Gdy wpiszemy w motoryzacyjnego OLX-a „pandemia”, wyjdzie nam już 500 ogłoszeń, a przecież nie pokazują się te, gdzie sprzedający oferują nowe, dodatkowe opcje związane z ograniczeniami, tylko nie używają tego słowa kluczowego w opisie. Jeśli chodzi o te dodatkowe opcje, to przede wszystkim jest to możliwość dowiezienia zdezynfekowanego wozu pod dom oraz płatność przelewem. Przy czym niestety nie do końca wiadomo, czy najpierw się płaci, a potem dowożą, czy dowożą, a płaci się po podjęciu decyzji. Obstawiam, że chodzi o wyjątkowo korzystną dla sprzedającego wersję nr 1, przynajmniej tak wynika czytając opisy tego rodzaju. Jest to wręcz wymarzony stan rzeczy. Klient, zamiast włóczyć się ze sprzedającym po jakichś stacjach kontroli pojazdów, warsztatach czy innych takich tam, po prostu przelewa hajs na konto firmy, która oferuje wóz, a ta dowozi mu pojazd zdezynfekowany i po kilkutygodniowej kwarantannie. Nie wychodź z domu, dawaj forsę i już.

Oczywiście auto nie jest zarejestrowane w Polsce, więc stoi u klienta, który nie może go zarejestrować, bo urząd nie działa (handlarz zapewne mógłby to zrobić).

Oczywiście teraz jestem niesprawiedliwy, bo są firmy, które przygotowały całą procedurę na czas epidemii i przedstawiają ją w punktach. Można wybrać sobie warsztat, do którego sprzedawca dowiezie wóz na oględziny, warsztat przeprowadzi weryfikację, a płatność nastąpi dopiero w momencie dostarczenia auta pod dom kupującego. W sumie nie szanuję BMW F11 – to kapeć – ale szanuję ten sposób. To jest profesjonalne podejście. A tu niektórzy piszą wprost: HANDLARZĄ DZIĘKUJĘ.

czy wolno kupić samochód
Oferta z OLX. Fot. Net-Cars

Ale to tylko niektóre ze sposobów.

Moją uwagę zwróciło ogłoszenie BMW serii 2. Sprzedający, w związku z pandemią, z niechęcią podchodzi do tematu oględzin auta na żywo. Zamiast tego proponuje oględziny online, czyli za pomocą wideorozmowy. Chciałbym zobaczyć jak to działa, bo pewnie jestem człowiekiem słabej wyobraźni. Rozumiem, że sprzedający kieruje swój telefon na tę część samochodu, której chce się przyjrzeć kupujący i przesyła obraz na telefon potencjalnego nabywcy. Nabywca mówi na przykład: a teraz tabliczka znamionowa z nr VIN. Dobrze, dziękuję. A teraz VIN nabity na grodzi lub podłodze. Teraz proszę uruchomić silnik i pokazać wyświetlony przebieg. I tak dalej i tak dalej. Ciekawe, czy w ten sposób da się dostrzec ewentualne niuanse lakiernicze, typu lekko krzywy błotnik w odrobinę innym kolorze (broń Boże nie posądzam, że w tym BMW dzieją się takie rzeczy, na pewno jest idealne!). Ewentualnie sprzedający proponuje, że najpierw nagra film, a potem wyśle kupującemu. To może być dobry pomysł, pod warunkiem że na tym filmie zostanie pokazane to, co kupującego interesuje, np. stan progów albo podłużnic (w normalnych warunkach można to sprawdzić za dwie dyszki na SKP). A jeśli jazda próbna, to tylko w maseczkach, ochronnych.

A inni są prości w swym przekazie: na czas pandemii brak możliwości oględzin. To po co wystawiać? Żeby się pochwalić? Można też trafić na opisy, gdzie sprzedający domaga się, aby dzwonili do niego tylko zdecydowani klienci, którzy chcą kupić auto. Żadnych oglądaczy. Ale problem w tym, że tak pisali już sprzedający przed czasami koronawirusa, i w ten sam sposób gonili potencjalnych kopaczy w opony. Teraz po prostu dostali dodatkowy powód. Niektórzy mają problem, żeby się zdecydować: NIE WYCHODŹ Z DOMU! ZAPRASZAMY NA JAZDĘ PRÓBNĄ! Na symulatorze Opla Astry?

Na szczęście nie wszyscy mają tak restrykcyjne zasady. Niektórzy zgadzają się na oględziny, ale informują, że na czas pandemii autokomis będzie zamknięty i otwierany tylko na czas oględzin pojazdu po wcześniejszym umówieniu. A jeszcze inni piszą wprost, że mimo pandemii czekają na klientów w normalnych godzinach pracy. Rozumiem, że w przypadku sprzedaży używanego Saaba trzeba naprawdę wyjść frontem do klienta, inaczej może się nie udać. W sumie nie wiadomo która zaraza gorsza.

Jest wiele ciekawostek

Na przykład sprzedający załącza zdjęcie miernika lakieru, gdzie jest napisane LAK OK 100 mikrometrów. Fajnie, ale w jaki sposób to weryfikuje grubość powłoki lakierniczej tego wozu? Albo VIN podaję telefonicznie, ale za to auto jest zozonowane. Wyozonowane. Ozonięte. Nie wiem jak to się mówi, w każdym razie to ozonowanie ma ponoć coś dawać (wkrótce opiszemy to bliżej). Albo: żona jest chemiczką, a sprzedający jest po studiach. Co oznacza, że w związku z pandemią zachowają szczególną ostrożność. Nie chcę być złośliwy, ale moim zdaniem większość osób, która się zaraziła, nie zrobiła tego przez własną nieostrożność. Niektórzy sprzedający oferują rękawiczki jednorazowe, co jest zdecydowanie lepszym pomysłem niż zagazowanie Avensisa z 1.8 VVT-i. Czasem słowo „pandemii” występuje nieco przypadkowo, ale można przy okazji trafić na opis-perełkę, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Niektórzy z powodu pandemii przenieśli się z Otomoto na Gratka.pl. Dlaczego?

czy wolno kupić samochód

Pojawiła się też już kategoria pojazdów „kupiłem dla siebie, ale sprzedaję z powodu problemów finansowych spowodowanych pandemią”. Jest to dopiero początek tego stanu rzeczy. Będzie tego dużo więcej, ale nie tylko wśród 20-letnich aut używanych, przede wszystkim wśród pojazdów znacznie świeższych, gdzie użytkownicy po prostu przestaną płacić raty leasingowe, bo stracili pracę. Do ciekawostek zaliczam także Jeepa Grand Cherokee ZJ za 33 333 zł, czyli nieco więcej niż przyjęło się płacić za ten model w ostatnich latach, a sprzedający w ramach walki z pandemią oferuje wysłanie go na lawecie. Czy znajdzie się odważny kupujący, który wyda niemały hajs na tak starego dżipa w tym trudnym okresie? Choć pewnie i tak będzie łatwiej go znaleźć niż trafić na kogoś, kto kupi BMW za 210 tys. i każe sobie je przywieźć na lawecie bez oglądania.

Stanowcze RACZEJ NIE!

Szczerze uśmiałem się z tego, że z powodu pandemii sprzedający prosi o przyjazd tylko osoby szukające sprawnego auta do jazdy. Normalnie przyjeżdżały tylko te szukające niejeżdżącego parcha. Ale to nie koniec śmiechów i żartów, otóż Mazda z powyższego linku przeszła ponoć przegląd niemal śpiewająco. Jak to było? Alkoholowi mówię stanowcze RACZEJ NIE! O albo jeszcze lepszy przebój: cena ważna do ustania pandemii, potem będzie o 9 tys. wyższa. Z pewnością klienci tratują się galopując po ten atrakcyjny pojazd. A może to czeski błąd i chodziło o to, że po ustaniu pandemii będzie o 9 tys. zł niższa. Tak zresztą obstawiam.

Na tym nie koniec ogłoszeń wywołujących radość. Samochód może obejrzeć tylko osoba, która jest zdrowa (jak jest weryfikowany stan zdrowia?), a jazda próbna możliwa po wpłaceniu kaucji w wysokości wartości auta. I to wszystko przy Fordzie Mondeo za 5900 zł. Ci klienci, którzy przed chwilą tratowali się biegnąc po Mercedesa, teraz zawrócili i biegną po Mondeo.

Nieco abstrahując…

…od tematyki koronawirusa, nieodmiennie poraża mnie dopisek „ogłoszenie grzecznościowe”. W ofercie autokomisowej. Kiedyś, jak w całym bloku tylko jedna osoba miała telefon, to można było udostępnić możliwość zadzwonienia sąsiadowi w pilnej sprawie i był to „telefon grzecznościowy”. Ale jaką „grzeczność” czyni handlarz samochodami komuś, kto chce sprzedać samochód w jego komisie? Gdyby ten typ z telefonem ustalił grafik korzystania z telefonu i pobierał za to opłaty, to byłby to biznes, a nie grzeczność.

I wracając do meritum

Łatwo nie jest – rozumiem obawy osób, które nie bardzo chcą dopuszczać kupujących do auta w obawie przed tym, że sami zarażą się COVID-em 19. Sam ostatnio sprzedawałem rower i przywiozłem go kupującemu w umówione miejsce, byłem w masce i rękawiczkach, a pieniądze zostały wrzucone do mojej torby bez dotykania ich. Jak Wy byście podeszli do tematu sprzedaży samochodu? Pozwolilibyście się przejechać czy wręcz przeciwnie?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać