Prototypy z przeszłości: Toyota CX-80 miała być lekka i oszczędna. Gorzej, że była też strasznie brzydka
Historia 22.12.201940 lat temu wielu producentów próbowało przewidzieć przyszłość i przygotować odpowiednie propozycje samochodów na okres, gdy ta przyszłość już nadejdzie. Jednym z takich dzieł była Toyota CX-80 pokazana na 23. Tokijskim Salonie Samochodowym.
W przeciwieństwie do większości ludzi, moja lista aut, które chciałbym mieć, nie jest krótka. Jest dokładnie odwrotnie: istnieje zaledwie garstka aut, których za nic w świecie nie chciałbym mieć. Bo są szkaradne, nudne, jeżdżą tak że zapomina się o wrażeniach po wyjściu z auta… Powody są różne.
Do tej wąskiej grupki obawiam się, że muszę zaliczyć Toyotę CX-80 z 1979 r., znaną też jako FCX-80.
Oczywiście nie jeździłem nią ani nie mogę ją uznać za nudną – ale ten wygląd… Nie, niestety był on bardzo daleki od tego, co zwykłem uważać za choć trochę atrakcyjne dla oka. Trzeba jednak oddać Japończykom sprawiedliwość: było przynajmniej ciekawie (sytuacja dość podobna jak przy 1. generacji Nissana Juke).
Zobaczcie sami.
W nadwoziu działo się tyle, że nie bardzo wiadomo, od czego zacząć. Sama bryła była co prawda względnie klasyczna, ale i tak zdecydowanie bliżej jej do hatchbacków z lat 80. niż tych starszych. Poza tym praktycznie wszystkie detale wyróżniały prototypową Toyotę na tle produkowanych seryjnie modeli.
W oczy rzuca się przede wszystkim charakterystyczny
Imponujący był stopień przeszklenia nadwozia.
Mowa tu nie tylko o zwykłych szybach (choć czołowa nawet nie zasługuje na miano
Pewną zagadką pozostaje wygląd… tylnej części nadwozia. Zagadką, ponieważ w sieci nie ma nigdzie porządnego zdjęcia tej części koncepcyjnej Toyoty z zamkniętą klapą bagażnika, a najlepsze co da się znaleźć to to, co widzicie poniżej. Z tej fotografii można jednak wysnuć wniosek, że CX-80 dysponowało dwoma zestawami oświetlenia – jednym na klapie bagażnika, a drugim widocznym po jej otwarciu (podobnie jak choćby w Wartburgu Tourist, Oplu Insigni A kombi czy w pierwszym Audi A1).
Warto również wspomnieć o drzwiach, które po otwarciu były charakterystycznie uniesione, nieco podobnie jak w wielu Astonach Martinach (patrz zdjęcie). Miało to ułatwić wsiadanie i wysiadanie na ciasnych parkingach – tak twierdziła Toyota w notatce prasowej wydanej przez Tokijskim Salonem Samochodowym z 1979 r.
Mniej kontrowersyjnie stylistyczne było wnętrze.
Podobnie jak karoseria, także i kabina pasażerska Toyoty nie przypominała absolutnie niczego, co w 1979 r. jeździło po drogach. Rzekłbym natomiast, że charakterystyczne żółte rury stanowiące stelaże foteli przywodzą na myśl… autobusy miejskie. Ciekawa idea, nadająca wnętrzu sporo kolorytu.
Ale i bez tego było tu na co popatrzeć, na czele z kierownicą. Jej ramiona wchodziły głęboko w deskę rozdzielczą, co – jak podejrzewam – miało ograniczyć ryzyko obrażeń kierowcy w razie wypadku, jako że nie było tu oczywiście poduszki powietrznej. Z obu stron kierownicy znajdowały się przyciski do sterowania podstawowymi funkcjami auta, a na środku deski rozdzielczej zamontowano głośnik (?) o wzorze nawiązującym do tego zastosowanego na kołpakach pojazdu. Panel wskaźników był cyfrowy i znajdował się de facto wewnątrz kierownicy (choć zapewne był nieruchomy).
Dzięki decyzji o ulokowaniu silnika z przodu i zastosowaniu napędu na przednią oś, podłoga w przedziale pasażerskim była całkowicie płaska, pokryto ją też wyjątkowo grubą wykładziną.
Co do samego silnika, niestety nie wiadomo, czy w ogóle i jaki zagościł w prototypie.
Najprawdopodobniej auto projektowano z myślą o jednostce benzynowej.
Wskazuje na to obrotomierz wyskalowany do 8 tys. obr./min. (czerwone pole od ok. 6,8 tys. obr.). Na pewno nie byłby to motor zbyt duży (osobiście obstawiam pojemność rzędu 1,3-1,6 l), ponieważ Toyota CX-80 miała być przede wszystkim ekonomiczna.
Wiadomo natomiast, że napęd miał być przenoszony na koła dzięki przekładni automatycznej, również sterowanej za pomocą przycisków. Pasowało to do przeznaczenia auta – CX-80 zaprojektowano jako samochód miejski. Samo w sobie jest to zresztą dość ciekawe, ponieważ w Japonii już na przełomie lat 70. i 80. korki w co większych miastach były niemal tak samo okropne jak teraz (co przemawiałoby za pojazdami typu kei-car), a prototyp Toyoty mierzył – jeśli wierzyć informacjom z sieci – 3,5 m długości.
Czas pokazał, że pod koniec lat 80. auta seryjne nadal nie były tak futurystyczne, jak Toyota przewidywała.
Zresztą także i sama Toyota nie próbowała wprowadzić CX-80 do produkcji – na przełomie lat 80. i 90. nadal w najlepsze produkowała sobie Corollę E90, która jedynie w formie liftbacka mogła wywołać jakąś reakcję u obserwatorów (np. podniesienie brwi).
Ale gdyby nie prototypy takie jak opisywany dzisiaj, o szybkim rozwoju motoryzacji można by było zapomnieć. No i Tesla miałaby mniej inspiracji podczas projektowania Cybertrucka.