Felietony

Dzięki „obwinianiu ofiar” przedszkolaki nie wpadły pod samochód

Felietony 28.03.2018 329 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 28.03.2018

Dzięki „obwinianiu ofiar” przedszkolaki nie wpadły pod samochód

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski28.03.2018
329 interakcji Dołącz do dyskusji

W Lwówku Śląskim doszło do bulwersującej sytuacji. 68-latka przejechała samochodem przez przejście dla pieszych, po którym przechodziła wycieczka przedszkolaków. Policja odebrała jej prawo jazdy. Przy okazji, ta sama policja prowadzi też akcję prewencyjną dla pieszych, co niebywale denerwuje tzw. aktywistów antysamochodowych. Nazywają to „obwinianiem ofiar”.

Na początek film. Potem komentarz.

Na filmie wyraźnie widać, jak przedszkolaki ubrane w odblaskowe narzutki wchodzą na przejście dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej. Kierująca Golfem nic sobie z tego nie robi i po prostu przejeżdża. Czyżby ich nie widziała? Wątpliwe. Po prostu ma 68 lat i nawyki z czasów komuny, kiedy to pieszy musiał uważać i nawet na pasach kierowcy po prostu jechali, od czasu do czasu kogoś potrącając.

Niestety im dalej od dużego miasta i im starszy kierowca/kierowczyni, tym większa szansa, że nie zaktualizowali się do nowej sytuacji, w której jednak na pieszych wypada uważać, w szczególności na pasach. Jest to smutna prawda, ale starsi kierowcy dużo mniej uważają na pieszych. I nie podejmuję się tu stwierdzić, czy częściej w ten sposób jeżdżą kobiety czy mężczyźni.

Czy odebranie prawa jazdy kierującej było słuszne?

Tak. Dopuściła się manewru skrajnie niebezpiecznego. Nawet bardziej niż ogromne przekroczenie prędkości typu 113/50. Takie zachowanie, jakie widać na filmie, jest nie tylko niebezpieczne, ale też dość wyraźnie pokazuje, że kierująca nie ma pojęcia o zasadach ruchu drogowego, więc decyzja o odebraniu uprawnień była w pełni uzasadniona. Gdyby nie szybka reakcja przedszkolanek… co ja wam będę mówił. Z filmu wynika, że kierująca skręcała w lewo, trudno więc, żeby nie widziała dzieci wchodzących na pasy. Odruch hamowania powinien być w takiej sytuacji automatyczny. Wiadomo, że każdy może zasłabnąć, zemdleć albo się zagapić, ale jeśli ktoś ma problem z opanowaniem auta i zasad ruchu drogowego w tak jednoznacznej sytuacji, no to… nie każdy MUSI jeździć samochodem. Sorry – za takie numery litości być nie może.

Zbiegło się w to w czasie z prewencyjną kampanią policji skierowaną do pieszych. Oto obrazek zamieszczony na fanpage Polska Policja na Facebooku:

Prewencja pieszychObrazek jest trochę przesadzony, trudno jest nawiązywać kontakt wzrokowy z kierowcą przed każdym wejściem na jezdnię. Założenie jest jednak oczywiście słuszne. Pieszy nie ma możliwości „nauczyć” kierowcy, że ma się zatrzymać. Od tego są kursy nauki jazdy, policyjne patrole, monitoring oraz nagłaśnianie takich sytuacji jak bulwersujące zachowanie kierującej zielonym Golfem. Pieszy w momencie wejścia na jezdnię dla własnego bezpieczeństwa upewnia się, że kierowca go widzi i ma zamiar się zatrzymać. Ma pierwszeństwo, to niewątpliwe. Cmentarze pełne są ludzi, którzy mieli pierwszeństwo.

Akcja policji wywołała oburzenie tzw. aktywistów i „obrońców praw pieszych”.

Nie uwierzycie, ale są ludzie, którzy uważają, że prewencja jest zła i że działania zapobiegawcze są „obwinianiem ofiar”. O jakich „ofiarach” mowa, skoro dzięki prewencji ofiar wypadków jest mniej? Praktycznie codziennie jadę po córkę do szkoły na rowerze i potem wracamy we dwoje. Dziesiątki razy zdarzało się, że miałem pierwszeństwo, ale nie wjechałem na jezdnię, ani nie wpuściłem nań dziecka. Kilka razy krzyczałem STÓJ, mimo że było zielone dla pieszych, bo nie byłem pewny, czy kierowca auta skręcającego w prawo nas widzi. Bez wątpienia kierowca przejeżdżający przez przejście, po którym idą już piesi, zasługiwał na odebranie prawa jazdy, ale tu i teraz musiałem podjąć bezwzględne działania prewencyjne. Typowa wiktymizacja ofiary. Tylko że dzięki tej „wiktymizacji” nie ma „ofiary”.

W stu procentach popieram akcję policji jako pieszy i rowerzysta. Można byłoby wręcz powiedzieć: pamiętaj, wśród kierowców są kretyni, np. baba z zielonego Golfa. Nie bądź bohaterem/ką, ustąp, kiedy widzisz psychola za kierownicą. Będziesz żył/a. Nie nauczysz wszystkich, więc dbaj o swoje własne życie i zdrowie. Szacunek dla przedszkolanki za reakcję w przedstawionej sytuacji, ale czy ta kobieta zdaje sobie sprawę że „zwiktymizowała ofiary”?

Wiadomo, że w Polsce potrzeba jest jeszcze wiele pracy, żeby kierowcy podnieśli swój poziom umiejętności i świadomości bezpiecznej jazdy.

Odbija się nam czkawką 45 lat komuny, kiedy to samochodów było bardzo mało, a ich kierowcy czuli się jak władcy dróg. Polecam wycieczkę na Kubę: tam aut jest naprawdę mało (35/1000 mieszkańców), a potrąceń pieszych – bardzo dużo i nikt nigdy nie hamuje przed pieszymi. Sam musiałem się dość mocno „przestawić”, jeżdżąc po tej wyspie, bo mam odruch na widok pieszego przy jezdni, a na Kubie ten odruch może skończyć się tym, że w tyle naszego auta zaparkuje amerykański krążownik szos z 1952 r. Nie da się przezwyciężyć tego problemu inaczej niż na zachodzie, tzn. samochody muszą być powszechne, żeby ludzie nauczyli się, jak działają i jak z nich korzystać, a kierowcy i piesi muszą być stale informowani o konsekwencjach swoich zachowań. Kierowcom zwracamy uwagę, że mogą skończyć w zakładzie karnym z piętnem mordercy, a pieszym – że w czarnym worku.

Nie będzie jednak dobrych kierowców bez świadomych pieszych. Najpierw tłumaczymy dzieciom: samochody są niebezpieczne, nie właź pod auto, nie wbiegaj na jezdnię, nie ufaj, że kierowca cię widzi. Potem te dzieci dorastają i stają się kierowcami z nabytą już świadomością, że samochód to groźne urządzenie, którym można zrobić krzywdę. Mamy do czynienia ze spójnym przekazem ostrzegawczym. Nie możemy mówić dziś młodzieży „a wchodźcie se na jezdnię, auto się zatrzyma” a potem uczyć tę samą młodzież, że samochód to mordercze narzędzie.

Oczywiście dla aktywistów praw pieszych ideologia jest ważniejsza niż realne bezpieczeństwo pieszych. Gdyby dzięki akcjom prewencyjnym (lub z jakiegoś innego powodu) istotnie spadła liczba wypadków z pieszymi, staliby się oni niepotrzebni i nie mogliby doić publicznej kasy na swoje ujadanie.

Żadna prewencja nie jest zła. Nawet jeśli wygląda idiotycznie, ale uratowała choć jedną osobę od wypadku, prewencja ma sens.

A jeśli ja ucząc dzieci, żeby nie wchodziły bezmyślnie na jezdnię, dopuszczam się wiktymizacji ofiar, to trudno. Przeżyję. I moje dzieci też.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać