Ciekawostki

Porsche ma nowy pomysł – abonament na limitowane wersje swoich aut. Mają jeździć, a nie stać

Ciekawostki 27.03.2019 133 interakcje

Porsche ma nowy pomysł – abonament na limitowane wersje swoich aut. Mają jeździć, a nie stać

Piotr Barycki
Piotr Barycki27.03.2019
133 interakcje Dołącz do dyskusji

Teoretycznie wszystko, co zrobisz z samochodem po jego zakupie, to wyłącznie twoja sprawa. Możesz nim jeździć, możesz go zamknąć w garażu – co tylko chcesz. Porsche ma na ten temat jednak nieco inne zdanie.

Chcemy sprzedawać samochody klientom, nie sprzedawcom – powiedział w rozmowie z brytyjskim serwisem Autocar Oliver Blume, prezes Porsche. Wypowiedź ta odnosiła się do problemów, jakie Porsche ma ze swoimi modelami z limitowanych serii. Często osoby, które chcą kupić takie auto (np. 911 R) muszą zapłacić za nie cenę wielokrotnie wyższą niż ta katalogowa. Powód – na takie egzemplarze w pierwszej kolejności rzucają się spekulanci, którzy wykupują je nie tyle z myślą o czerpaniu radości z jazdy, co o szybkim zarobku.

W rezultacie na sprzedaży samochodu dodatkowo zarabia pośrednik – czasem nawet więcej, niż sam producent samochodu.

Rozwiązanie? A może by tak abonament…

Jednym z pomysłów prezesa Porsche na rozwiązanie tego problemu jest abonament lub inna forma subskrypcji albo leasingu limitowanych wydań samochodów. W takim układzie przez pierwsze lata nie dałoby się ani kupić na własność takiego samochodu, ani też sprzedać (choć teoretycznie zawsze jest cesja z odstępnym…). Jeśli ktoś chciałby zatrzymać – dajmy na to – 911 R po okresie najmu, mógłby to zapewne zrobić. Jeśli nie – samochód standardowo wracałby do dealera.

Porsche już zresztą wcześniej eksperymentowało z różnymi formami abonamentu, więc kolejna opcja nie byłaby raczej dziwna.

I teoretycznie ma to sens, a dodatkowo nie jest aż tak uprzykrzającym życie ograniczeniem, jak te, które stosują niektórzy inni producenci. Z drugiej strony, w przypadku tak drogich zabawek jak limitowane edycje Porsche, raczej nie zawsze da się stwierdzić, czy ktoś faktycznie kupił samochód w celu spekulacji. Niektórzy właściciele kupują je pewnie jako -naste auto w garażu i najzwyczajniej w świecie nie mają czasu nim jeździć albo pokonują symboliczne dystanse.

Czy w takim przypadku sprzedaż np. po roku czy dwóch podpadałaby już pod spekulację, czy jeszcze nie?

Prezes Porsche twierdzi przy tym, że tu nawet nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, że niemiecka marka tworzy samochody po to, żeby ludzie nimi jeździli. Nie po to, żeby stały w garażu. I z tym akurat trudno się nie zgodzić. Nie tylko jeśli chodzi o Porsche.

Najsmutniejsza rzecz w motoryzacyjnym świecie…

… to samochód, który nie jeździ. Który został stworzony po to, żeby pokonywać tysiące kilometrów, żeby być używany, żeby dawać radość z jazdy albo po prostu być nudnym, codziennym środkiem transportu. I który… nic z tych rzeczy nie robi.

W sieci regularnie pojawiają się ogłoszenia ze starszymi autami z mikroskopijnymi przebiegami albo wręcz bez przebiegu. Sporo osób – w tym pewnie część redaktorów Autobloga – zachwyca się takimi znaleziskami. Sprzedający z kolei zawsze reklamują je jako perełki.

Ja za to zawsze widzę smutny obrazek kompletnego zmarnowania wszystkiego. Od wysiłku włożonego w projektowanie auta, przez wysiłek pracowników fabryki i zużyte na produkcję materiały, aż po wysiłek kogoś, kto musiał zapracować na to, żeby takie auto kupić… a później zrobić nim kilka czy kilkanaście tysięcy kilometrów.

I tak, można tymi starymi-nowymi samochodami oczywiście dalej jeździć, potężnie przepłacając przy zakupie takiej perełki. Tylko – niezależnie od stanu nie-zużycia – czasy świetności takiego samochodu są już przeważnie za nami. Podlinkowane BMW E34 mogło robić wrażenie w czasie swojej rynkowej obecności i mogło być jedną z najlepszych limuzyn na rynku. Ale dziś już takie nie jest. Nie wytrzyma na żadnym polu rywalizacji z jej współczesnym odpowiednikiem.

A w czasach, kiedy było świetnym samochodem, nikt nim nie jeździł. Dziś jest najwyżej pomnikiem potwornego marnotrawstwa.

Ale oczywiście małe są szanse (i dobrze) na to, że którykolwiek producent – a już tym bardziej producent masowy – będzie wymagał od swoich klientów regularnego użytkowania samochodu. Sprzedane to sprzedane, co dzieje się potem, to już sprzedawcy nie obchodzi.

Choć z drugiej strony, gdybym to ja kupił np. takie 911 R, to jeździłbym nim pewnie nawet tam, gdzie mógłbym dojść na piechotę. I patrzył z satysfakcją na to, jak kolejne dziesiątki i setki tysięcy kilometrów pojawiają się regularnie na liczniku…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać