Wiadomości

Ktoś usilnie próbuje nie sprzedać swojego Porsche za jedyne 48 mln zł. Dobrze mu idzie

Wiadomości 26.10.2021 86 interakcji
Adam Majcherek
Adam Majcherek 26.10.2021

Ktoś usilnie próbuje nie sprzedać swojego Porsche za jedyne 48 mln zł. Dobrze mu idzie

Adam Majcherek
Adam Majcherek26.10.2021
86 interakcji Dołącz do dyskusji

W Tokio czeka na klienta Porsche 911 GT1 Strassenversion, ale chyba ktoś bardzo nie chce go sprzedać.

Czasami bywa tak, że splot niezależnych od nas wydarzeń sprawia, że jesteśmy przymuszani do robienia czegoś, czego nie chcemy. Wiecie, pójść na urodziny do teściowej, iść do pracy zamiast grać na Playstation i takie tam. Albo na przykład żona naciska, żeby sprzedać tego grata, który zajmuje miejsce w garażu i nie ma gdzie trzymać rowerów. Wtedy wystawiasz ogłoszenie, ale dajesz taką cenę, żeby kompletnie nikt nawet na nie nie spojrzał, zaskakującą jak z Giełdy Klasyków. Trzeba się tylko powstrzymać przed zdradzeniem prawdziwych intencji, szczególnie jeśli wystawia się ogłoszenie na grupie, w której jest i owa żona, jak w przypadku poniżej:

zrzuty ekranu z ogłoszeń  z Grupy FB

Trochę podobnie wygląda to ogłoszenie z Porsche 911 GT1 Strassenversion

Nie ma cienia wątpliwości, że to super wyjątkowe auto. By spełnić wymogi homologacyjne dla modelu klasy GT1 Porsche musiało zbudować 25 egzemplarzy 911 GT1 w wersji drogowej. Ze zwykłym 911 ten samochód wspólne miał tak naprawdę tylko reflektory i tylne lampy, pozostałe elementy przeszły złożone modyfikacje. W torowej wersji GT1 miało 592 KM, ważyło 1050 kg i gdy Hans Joachim Stuck i Thiery Boutsen debiutowali nim czterogodzinnym wyścigu na torze Brands Hatch w ramach BPR Global GT Series, podobno zwyciężyli „bez wysiłku”. A w 24-godzinnym Le Mans w 1996 r. dwie sztuki GT1 zwyciężyły w swojej kategorii i zajęły miejsca 2. i 3. w generalce.

Drogowa wersja tego modelu nie była już taka supermocna

Precyzyjnie mówiąc, zamiast 592 miała 544 KM – podobno ograniczenie to wynikało z unijnych przepisów – i ważyła o 100 kg więcej. Tak czy inaczej nie można powiedzieć, by to auto było wolne, bo w teście Auto Motor und Sportu z 1997 r. rozpędziło się do 100 km/h w 3,9 s i osiągnęło prędkość maksymalną 308 km/h.

Dziś jeden z 20-kilku egzemplarzy drogowej wersji można kupić w Tokio, ale wydając na niego trudną do pojęcia kwotę ponad 48,5 mln zł. To kwota, za jaką można by mieć trzy Bugatti Chiron. Na marginesie – chętni na Chirona powinni się pospieszyć, bo Bugatti ma jeszcze tylko 40 z 500 zaplanowanych sztuk do sprzedania.

Cztery lata temu srebrny egzemplarz z przebiegiem 7 900 km został sprzedany za 4,2 mln euro.

Ten z Tokio ma przejechane 787 km i sprzedający chce za niego 10,5 miliona euro, czyli ponad 48,5 miliona złotych. Oczywiście plus VAT. Sprzedający ma w swojej ofercie 14 samochodów, a właściwie 8 i 6 planów produkcyjnych na 2022 rok. Chce sprzedać np. Mercedesa AMG Project One, Astona Martina Valhallę i Bugatti Centodieci.

Ale najciekawsze jest to, że w 2011 r. ktoś korzystając z tych samych zdjęć sprzedawał 911 GT1 w Kioto, auto miało wówczas 901 km przebiegu i zostało wystawione za niecałe półtora miliona euro. I w obu przypadkach mowa o białym egzemplarzu z czarnym wnętrzem i w obu w specyfikacji modelu można znaleźć informację o mocy 700 KM, ale nie ma wzmianki o żadnych przeprowadzonych modyfikacjach.

Wygląda więc na to, że ktoś ma egzemplarz, którego bardzo nie chce sprzedać. Albo sprzedaje coś zupełnie innego, niż przedstawia na zdjęciach. A może w ogóle nie ma w ofercie takiego auta, tylko chce zrobić zamieszanie wokół swojej firmy i pozostałych ogłoszeń? Jak nie kupimy, to się nie dowiemy.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać