Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: zapomnieliście już, że takie auta istnieją

Przegląd rynku 16.08.2021 364 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 16.08.2021

Poniedziałkowy przegląd ofert: zapomnieliście już, że takie auta istnieją

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski16.08.2021
364 interakcje Dołącz do dyskusji

W dzisiejszym przeglądzie ofert przypomnimy sobie samochody, o których kilkanaście lat temu rozpisywała się prasa, a ludzie przymierzali się do nich w salonach. Dziś nikt o nich nie pamięta.

W ostatnich 20 latach zaprezentowano mnóstwo modeli samochodów – nawet jeśli ograniczymy się tylko do polskiego rynku. Wiele z nich odniosło sukces, ale również znaczna ich liczba po prostu przepadła i została zapomniana. W dzisiejszym przeglądzie pokażę Wam 7 takich samochodów. Czy są one warte uwagi? Z jednej strony tak, bo nikt tego nie kupuje, więc można łatwo kupić coś taniego i w dobrym stanie. Z drugiej – kup to, włóż trochę pieniędzy (przeważnie najbliższe części do tego można znaleźć na Marsie), a potem spróbuj sprzedać. Haha powodzenia. No to lecimy.

[1] Chrysler Pacifica

Kto pamięta tego wielkiego SUV-minivana? Wbrew pozorom samochód ten nie miał nic wspólnego z Mercedesem klasy R. Ten ogromny, 504-centymetrowy pojazd miał silnik poprzecznie i napęd na przód, ewentualnie AWD. Silniki 3.5, 3.8 i 4.0 V6 były konstrukcji Chryslera. Wszystkie egzemplarze mają automatyczną skrzynię biegów i trzy rzędy foteli w konfiguracji 2+2+2, czyli po amerykańsku. Auto było niezbyt piękne, niezbyt szybkie, niezbyt precyzyjnie złożone. W Stanach Zjednoczonych też już trochę wymarło, choć produkcja skończyła się w 2007 r. (zaczęto w 2003). Wyprodukowano 400 tys. egzemplarzy, z tego 32 jest na sprzedaż na OLX.

Przekonało mnie ogłoszenie „zaczęły się problemy i trzeba zrobić remont silnika”. Po 300 tysiącach na gazie to i tak nieźle. Tego właściciela dopiero to czeka. Ogólnie jeśli chcemy Pacificę z 3.5, to można od razu przygotować sobie panewki do wymiany. Bogaty egzemplarz z 4.0 z końca produkcji został wyceniony na 25 tys. zł. To pobożne życzenie, bo auta w tej konfiguracji można kupić za 18 tys. zł. Wzruszyło mnie ogłoszenie auta z wadami skrzyni biegów, ale za to na ogromnych felgach, gdzie sprzedający pisze „wystarczy opłacić akcyzę”. To jedynie 1/5 wartości auta.

Większość egzemplarzy oscyluje w przedziale 15-20 tys. zł, chyba że mowa o zupełnym złomie. Rdza na nadkolach jest zwykle w komplecie. Najdroższa Pacifica kosztuje 28 tys. zł. Czy doradzam? Co kto lubi. Wóz jest naprawdę ogromny i bardzo amerykański w swoim klimacie. Jeśli nie ma dziurawych progów i napędza go 4-litrowe V6, można spróbować coś ponegocjować.

zapomniane samochody

[2] Cadillac BLS

Pamiętacie jak Cadillac chciał zawojować Europę? Ja też ledwo, ledwo. Próbowali upychać u nas duże sedany, jakieś SUV-y (nawet Escalade można było kupić w polskim salonie – szaleństwo). Nic oczywiście z tego nie wyszło. Najbardziej zeuropeizowanym modelem był BLS: przeznaczkowany Saab 9-3 drugiej generacji, dostępny jako sedan i kombi z silnikami benzynowymi GM lub dieslami od Fiata. Kupujesz Cadillaca, a tu pod maską klekocze makaron. To jest jakieś. Na OLX zostało ich całe dwanaście sztuk z roczników 2006-2010.

Znalezienie kombi nie jest łatwe, w ofercie rynku wtórnego przeważają sedany. Najmocniejszy z nich to 2.8 V6. Ten silnik nie jest jakoś szczególnie udany, ma problemy z rozrządem. Lepiej postawić na zdrowy rozsądek w postaci udanego 2.0 Turbo. Jeśli ktoś upiera się na kombi, to musi zadowolić się 1,9-litrowym dieslem Multijet. Takie auta są w ogłoszeniach nawet dwa (tu jest drugie). Nie bardzo wiem po co komu Cadillac z manualem i dieslem, ale z drugiej strony ceny typu 12-14 tys. zł są dość rozsądne.

zapomniane samochody

[3] Honda Insight

Wydawałoby się, że druga generacja Insighta (2009-13) nawiąże równorzędną walkę z Toyotą Prius II. Pierwszy Insight był samochodem eksperymentalnym, nie sprzedawanym w Europie, drugi – normalnym, aerodynamicznym hatchbackiem z napędem hybrydowym. Silnik 1.33 łączył się tu z jednostką elektryczną, moc systemowa nie imponowała – wynosiła 98 KM, za to auto spalało tylko 4,4 l/100 km. Jeździłem tym i jednak Prius był lepszy, mniej palił i wydawał się bardziej dopracowany. Ale co kto lubi, są przecież fanatycy hondziarstwa. Obecnie Insighty, których na OLX naliczymy tylko kilkanaście, kosztują nawet ponad 20 tys. zł. Ktoś to kupuje? Wiecie, jak drogie są części do tego?

Handlarz z Rzeszowa pisze: z powodów bezpieczeństwa VIN udostępniamy tylko i wyłącznie telefonicznie. A niebezpieczeństwo podawania VIN polega na czym? Nieważne, już się zniechęciłem. Za 32 900 zł można kupić ładnego Insighta sprowadzonego z Niemiec. To już drogo jak na ten model. Są jednak nawet droższe egzemplarze. Nie warto raczej kupować Insighta z USA, problemy z kompatybilnością z wersją europejską są niemal pewne. Ja i tak kupiłbym tego, bo jest dość tani i ma jasne wnętrze. Potem przeklinałbym, gdyby doszło do konieczności wymiany akumulatorów. Kosztują krocie i raczej nie kupisz ich z demontażu (chyba że równie dojechane).

zapomniane samochody

[4] Ford B-Max

Ależ to była prezentacja z pompą. Byłem na niej i nawet się zatrułem. Forda B-Max oferowano w latach 2012-2017, próbując ugryźć coś jeszcze z umierającego rynku mikrovanów. Auto po cichu zniknęło z oferty i nie doczekało się następcy. Szkoda, bo było rewelacyjne pod względem koncepcji – bez słupka B, z przesuwnymi drzwiami po obu stronach, małe z zewnątrz i duże w środku. Idealnie takie jak lubię. Oczywiście najlepiej atakować wersję 1.0 EcoBoost, bo jakoś tam jeździ i całkiem mało pali. Szkoda czasu na wolnossące 1.4 i 1.6, a diesel przyda się tylko tym, którzy bardzo dużo jeżdżą.

Na OLX jest ponad 100 B-Maxów. Trudno jednak stwierdzić, czy klienci realnie je kupują. Na pewno handlarze ciągną to hurtowo od Niemca, bo wygląda świeżo, a pewnie można to tanio wyrwać. Ceny w naszych realiach wcale nie są niskie – trudno kupić ten wóz za 25 tys. zł, trzeba raczej szykować 30 tys. zł. To fantastyczne, że na długości 407 cm udało się zmieścić tak dużo samochodu. Autohandel Zegar zasypuje nas zdjęciami, które są bardzo podobne do siebie. Cena poniżej 24 tys. zł trochę mnie przeraża. Na drugim biegunie mamy auto za szalone 41 900 zł. Niestety, zasada jest prosta: sprowadzony – tani, krajowy – drogi.

zapomniane samochody

[5] Nissan Murano

Kto jeszcze pamięta, że Murano II sprzedawano w Polsce? Tak, naprawdę pchano u nas tego dużego SUV-a. Po krótkotrwałym zainteresowaniu Murano I (które było jakieś), pokazano w 2008 r. mydłowate Murano II – nie miało w sobie nic z topornego uroku poprzednika. Klienci nie obdarzyli go zainteresowaniem. Jakby tego było mało, pod maskę włożono mu 2,5 dCi. To taki silnik, który spotkamy też w ciężarówce Cabstar. Świetny wybór do SUV-a „a’la premium”. Rozwijający 190 KM silnik „katapultował” Murano do setki w 10,5 sekundy.

50 sztuk Murano II: tyle znajdziemy w ogłoszeniach. Ceny wcale nie są takie złe. Za 50 tys. zł odjeżdżamy wielkim SUV-em z 2013 r., z polskiego salonu. Tyle kosztują Aurisy II kombi w hybrydzie. A to jest dużo jak za Murano. Bez problemu znajdziemy je nawet taniej. Numer jest jeszcze lepszy, bo tyle samo kosztuje benzynowe 3.5 V6 (również było dostępne). To całkiem niewiele jak za auto o mocy 265 KM i z napędem na wszystkie koła. Jak się rozejrzymy, to jest i Murano za mniej niż cztery dychy (ładny kolor) oraz za mniej niż… 30 tys. zł. No dobra, ten ostatni to amerykański szmelc, faktycznie warty psi… swąd. Nie chcę Murano i idę stąd. Ale one naprawdę są tanie.

zapomniane samochody

[6] Renault Koleos

Jak SUV-y, to SUV-y. Z tym że Renault nie miało własnego, więc zrobiło coś na spółkę z Koreańczykami z Samsunga. Tym sposobem koreański SUV pod marką Renault trafił do Europy. Dostał dwie wersje: 2.5 benzyna i 2.0 diesel, przy czym ta pierwsza nie występowała z automatyczną skrzynią biegów. Dobra robota. W latach 2007-2015 pałętał się po dolnych rejonach list sprzedaży, w międzyczasie przechodząc dwa nieporadne liftingi. Na OLX można znaleźć bardzo dużo Koleosów: aż 145 aut.

Jest to SUV, którego bez problemu kupimy za 20-25 tys. zł. Przy okazji to produkcja azjatycka, więc jest całkiem niezawodny. Należy traktować go jako typowe auto kompaktowe. Niestety, przeglądanie nawet listy ogłoszeń (nie samych ogłoszeń) to bolesne doświadczenie. Od tego mój dolegający mi od miesięcy ząb rozbolał mnie jeszcze bardziej. Tytuły jednoznacznie świadczą, że jakieś 90% oferty to wozy przytargane od helmuta, tylko dlatego że były tanie. Jeśli chodzi o prywatne oferty, to znalazłem takie auto, albo takie ze zdjęciami zrobionymi chyba przez przypadek. A tu jest nietypowa sytuacja, bo mamy auto od handlarza, ale od lat zarejestrowane w Polsce. Ewentualne oferty warte zainteresowania to jeszcze taka i taka. Choć w tych przypadkach zaletą jest po prostu niska cena, o wiele niższa niż za konkurencyjne wozy marki Toyota czy Kia. Jeśli ktoś nie boi się diesla 2.0 dCi, a chyba nie ma czego, to może zaryzykować takiego Koleosa. Będzie tani i umiarkowanie dobry, jak nocny kebab.

[7] Toyota Urban Cruiser

Jest wiele modeli Toyoty, które poniosły porażkę. Urban Cruiser, Verso S (świetne auto, kiedyś sobie kupię), Yaris Verso, Avensis Verso i inne. To oczywiste, mając w ofercie takie wszechświatowe hity jak Corolla, Yaris czy Hilux, gdzieś po drodze trzeba też było zaliczyć potknięcia. Toyota Urban Cruiser z lat 2009-14 była tym boleśniejszym flopem, że miała postać miejskiego crossovera zanim miejskie crossovery były modne. Gdyby wpadła może 3 lata później, to pewnie by już chwyciła. Oczywiście gdyby tylko nie miała tak paskudnego wnętrza i wygórowanej ceny.

Są jakieś Urban Cruisery na OLX? A są, jak najbardziej! Jest ich całe 20 sztuk. A ceny? Wygórowane! 20 tys. zł za 12-letnie auto miejskie z przebiegiem 250 tys. km? I to jest raczej tanio, bo tu ktoś chce 24 tys. zł. Ja to myślałem, że to lata za 14-15 tys. zł. No ale magia marki Toyota robi swoje. Chociaż jak się poszuka, to się znajdzie. Ależ to wnętrze jest paskudne, a bagażniczek symboliczny.

Ogólnie auta krajowe są benzynowe, za granicą kupowano chętniej diesle 1.4 D-4D. To świetny silnik, naprawdę niezniszczalny. W dodatku z dieslem Urban Cruiser mógł mieć napęd 4×4, który zresztą był mu do niczego niepotrzebny. Tak jak ten model był zupełnie niepotrzebny Toyocie. Ale przynajmniej fani pewnego tygodnika mogą sobie kupić auto, które nazywa się URBAN. Nic dziwnego, że właściciele zmieniają mu nazwę, np. na „Urbiś”. Ja powiem jednak NIE, ale co kto lubi. Może ktoś go pokocha.

I to już wszystko w tym przeglądzie. Idę przeglądać kategorię „pozostałe osobowe”. Może trafi się jakiś Brilliance, Ravon albo Proton.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać