Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: P R U N D E L E K T R Y C Z N Y

Przegląd rynku 04.05.2020 642 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 04.05.2020

Poniedziałkowy przegląd ofert: P R U N D E L E K T R Y C Z N Y

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski04.05.2020
642 interakcje Dołącz do dyskusji

Czas na przegląd ofert: używane samochody elektryczne. Obaj fani tego rodzaju napędu nie mogli się doczekać!

Nikt nie lubi samochodów elektrycznych. Tzn. ja lubię, ale to nadal stawia nas w miejscu „nikt z pewnymi wyjątkami, które co do zasady nie zmieniają ogólnego nastawienia”. Nie bardzo wiem, dlaczego ludzie aż tak kochają auta spalinowe na tle elektrycznych, czy to chodzi o dźwięk, czy o szybkość tankowania. Trudno orzec. W każdym razie ja ostatnio jeżdżę elektrycznymi samochodami, które użyczają importerzy i mam wrażenie że większość niechęci wobec aut elektrycznych wywodzi się z „nigdy nie próbowałem, bo po co, i tak wiem że jest beznadziejne”. Mogę tak stwierdzić, bo ja też kiedyś tak uważałem, a potem wsiadłem w Mitsubishi i-MiEV. Było straszne pod wieloma względami, nigdy nie jeździłem samochodem, który by tak źle skręcał (brak reakcji na skręt kierownicą – cienkie kółka, ciężkie akumulatory). Natomiast kiedy przesiadam się z auta elektrycznego na spalinowe, to to spalinowe wydaje mi się jakieś takie przekombinowane. Turba, zawory, paski, rozrządy, rolki, trybiki – no niby fajnie, ale ja lubię proste rzeczy. Dlatego lubię rowery typu składak z jednym biegiem, ajfona z 2015 r. i małe samochody elektryczne.

No nieważne. Chodzi o przegląd ofert samochodów elektrycznych, oczywiście używanych. Nie interesują nas wozy na gwarancji, muszą mieć minimum 4 lata, czyli rok 2016 i starsze. Co można kupić i za ile?

Używane samochody elektryczne – oferty

Trzeba zaznaczyć rodzaj napędu „elektryczny” na liście ofert na OLX. Po wprowadzeniu filtra „2016 i starsze” zostaje nam do wyboru 245 aut. Uważam, że to całkiem dużo. Wiele z nich do niczego się nie nadaje, ale sporo jest też całkiem ciekawych ofert. Liczmy się jednak z tym, że kupimy coś, co jeździ ok. 150 km na jednym ładowaniu i niewiele więcej.

Moją uwagę przykuło Renault Fluence Z.E. Jest ono inne wizualnie niż zwykłe Fluence, tzn. dłuższe, bo musiały się zmieścić akumulatory. Przez to ma także inne lampy i ogólnie różni się znacząco od wersji spalinowej. Powiedziałbym, że jest koszmarnie nieproporcjonalne, Renault Thalia to przy nim szczyt spójności stylistycznej. Nieważne. Sprzedający pisze o zasięgu, który po 8 latach i 100 tys. km spadł do 80 km, w cieplejsze dni może dojdzie do 100 km. Według danych fabrycznych zasięg tego auta gdy było nowe wynosił ok. 170 km. No to elegancki spadek o prawie 60%, ciekawe czy inne samochody elektryczne też degradują w tym samym tempie. Należałoby to kupić, a potem wsadzić tam nowe akumulatory Tesli, żeby przejeżdżało przynajmniej z dwie stówy. A tak mamy fajnego youngtimera, ale do jazdy do sklepu i z powrotem.

używane samochody elektryczne
Fot. Damian

Podbijając cenę do ponad 30 tys. zł możemy znaleźć nieco leciwego już jak na auto elektryczne Nissana Leaf. To mnie właśnie martwi – Leaf z 2011 r. jest leciwy, a jego zasięg nie przekracza 90 km. Nie przeszkadza mi dziobaty wygląd tego wozu, wnętrze uważam za całkiem znośne, ogólnie zaś Leaf jako „jaskółka elektrycznej przemiany” poradził sobie zaskakująco dobrze. Jeździłem takim Leafem, a raczej byłem nim wożony jako taksówką i moje wrażenia były jednoznacznie pozytywne. Taksówkarz twierdził, że przejeżdża nawet 120-140 km. Może tak być, zapewne degradacja akumulatorów zależy od rodzaju ich ładowania. Pewnie samochody targane stale z szybkich ładowarek umierają znacznie szybciej. Śmieszne, bo o ile w autach spalinowych da się ukrywać pewne usterki, o tyle zasięgu w samochodzie elektrycznym nie ukryjesz.

Oferta z OLX – Drosam Jacek Pelc

Jest i Mitsubishi i-MiEV

Tym razem jednak jako Citroen C-Zero. Faktycznie była taka wersja, podobnie jak Peugeot iON. Różniły się tylko znaczkiem. Szkoda, że sprzedający podaje cenę netto. Szkoda też, że podaje zasięg do 152 km. Niestety, jest to nierealne. Pamiętam, że po całonocnym ładowaniu i-MiEVa na wskaźniku pokazywało się 106-110 km, które i tak dość szybko spadało. Poza koszmarnym prowadzeniem wspominam jednak ten samochód bardzo dobrze. Przez kilka dni codziennie kręciłem się nim po mieście, i o ile pamiętało się o zwalnianiu przed zakrętami, to nie było innych powodów do narzekań. Wnętrze jest szokująco przestronne jak na kei-cara. Nie jest to jedyne auto tego typu w ogłoszeniach, jest też Mitsubishi, które raz ma kołpaki, a raz alufelgi.

używane samochody elektryczne
Oferta z OLX, fot. Paweł

Odważni mogą spojrzeć na niemiecką konwersję Suzuki Splash/Opla Agili na samochód elektryczny o nazwie Stromos Basic. Nie wiem jak to działa, bo widzę manualną skrzynię biegów i jestem bardzo ciekaw, czy trzeba te biegi zmieniać, czy też z uwagi na charakter pracy silnika elektrycznego jest to zupełnie zbyteczne i po prostu jeździmy cały czas na trójce albo czwórce. Auto ma akumulatory litowo-jonowe o pojemności 19,3 kWh, co pozwala przejechać nieco ponad 100 km. Zastanawia mnie, że podają zużycie energii na poziomie 15-20 kWh, podczas gdy do 20 kWh dochodziła mi znacznie większa Kia e-Niro. Ciekawe też, czy zmiana biegów wpływa jakoś na wydłużenie albo skrócenie zasięgu. Ależ bym się chciał tym przejechać. Niemiecka strona firmy German e-cars niewiele wyjaśnia w kwestii zmiany biegów.

Oferta od firmy Moto Inwest.

Robi się drogo, ale Fiat 500 to fajna oferta

Nie zapomnę, jak Sergio Marchionne nawoływał, by nie kupować elektrycznej pięćsetki, bo on na niej traci. Na szczęście nie wszyscy go posłuchali i trochę tych elektrycznych pięćsetek się sprzedało – niestety, tylko na rynku amerykańskim. W Europie dostępna będzie dopiero druga generacja. Tu na sprzedaż jest pierwsza, z 24-kilowatogodzinnymi akumulatorami, co przy oszczędnej jeździe wystarczy na 150 km turlania się po mieście. Całkiem nieźle. Pamiętajcie, żeby jeździć samochodem elektrycznym oszczędnie, trzeba po prostu jeździć nim powoli. Pięćsetka ma tę zaletę, że elektryczna wygląda prawie tak samo jak spalinowa, czyli wspaniale.

Oferta z Otomoto, fot. Adam

Trudno będzie chyba obronić Chevroleta Sparka EV za ponad 61 tys. zł. Szczegółowo przyjrzałem się temu ogłoszeniu i sprzedający był na tyle miły, że zrobił zdjęcie elektronicznych wskaźników. Auto w pełni naładowane pokazuje zasięg 68 km. Gorzej, że według danych fabrycznych zasięg miał wynosić 132 km. Spadł o połowę? Być może to było powodem, że takich aut sprzedało się tylko 7400 sztuk, i tylko w trzech stanach Ameryki Północnej. Równie oryginalną propozycją jest dwumiejscowe Tazzari. Może i przejedzie 140 km, ale nadwozie jest tak niepraktyczne, a wnętrze tak okropne, że jedyna odpowiedź może brzmieć „wolałbym nie”. Na tle Tazzari, norweski Th!nk City jest po prostu przepiękny, elegancki, zaprojektowany z pomysłem, precyzyjnie wykonany…

Swoich fanów na pewno znajdzie Nissan e-NV200. Mimo małego zasięgu (ok. 120 km) ten dostawczak ma dużo sensu w warunkach miejskich. Ładujesz go w siedzibie firmy, w ciągu dnia rozwozisz towar do klientów, wieczorem wracasz na bazę i znowu ładujesz. Większy zasięg nie będzie potrzebny. Z podobnego rozwiązania i podobnego zasięgu można korzystać w Renault Kangoo Z.E., tylko ładownia jest większa.

Był elektryczny Focus?

Był, ale na rynek amerykański. Takie samochody też można znaleźć w ogłoszeniach. O na przykład tutaj. Widać wskaźnik zasięgu pokazujący połowę naładowania akumulatorów i wartość 45 km. W opisie pada zapewnienie o zasięgu 108 km – no pewnie tak, jeśli dobijemy do 100%, ale większość użytkowników ponoć ładuje do 80%, tak też jest najszybciej i najzdrowiej dla akumulatora. Trochę cienko, że Focus ma gorszy zasięg niż Fiat pięćsetka.

Od Focusa zdecydowanie wolałbym Kię Soul. Ma o wiele większy zasięg i ma więcej miejsca w kabinie. Niestety, cena nie należy do atrakcyjnych. Podobne pieniądze kosztuje e-Golf, samochód niebywale wręcz popularny w Norwegii. Wybaczcie, że znowu wspominam Norwegię, ale tam samochody elektryczne są naprawdę powszechne i jest to momentami widok niezwykły, jak sunie cały rząd aut, a żadne nie warczy.

używane samochody elektryczne
Oferta z Otomoto. Fot. Michał

Jeśli przeszliśmy już do drogich ofert, to nie sposób pominąć BMW i3. Samochód, który wizualnie nie podoba mi się z żadnej strony (poza tymi fajnymi oponami), ale kiedyś nim jechałem i był zadziwiająco dobry: szybki, cichy i komfortowy. Na jego odbiór wpływa jednak popularność w wypożyczalniach aut na minuty. Kojarzy mi się on z klientami, którzy wypożyczyli sobie taki wóz, żeby sprawdzić jak to idzie, a potem doprowadzili do wypadku. Pewnie przesadzam i jestem uprzedzony. Bardzo fajne są te drzwi jak do szafy, wydaje się to bez sensu a w rzeczywistości do tyłu wsiada się całkiem dobrze. BMW, jak to BMW, jest niesamowicie dynamiczne. Na jakiś wielki zasięg bym nie liczył, ale przynajmniej jest trochę radości z jazdy, o co w przypadku Nissana czy Kii może być trudno. Z BMW konkuruje elektryczny kompaktowy Mercedes (nawet nie wiedzieliście że istnieje), ale w odróżnieniu od BMW ma on kształt zwykłego samochodu, a nie jak i3 – rodzaju halo-cara dla elektromobilności.

Oferta od Perfect Car

Niestety, jeśli chcemy mieć elektryczny samochód z dużym zasięgiem, to… no sami wiecie. Muszę to napisać. Czekajcie, spróbuję. Założyłem już kombinezon i maseczkę, głęboki wdech i próbujmy.

E L O N M U S K

Wybór w tej materii jest spory, ale jedyny sens ma model S. Sześć cyfr w cenie z jedynką na początku jednak musi się pojawić, zwłaszcza gdy mówimy o egzemplarzach europejskich, z potwierdzoną bezwypadkowością. Eksploatacja Tesli w polskich warunkach może nie być łatwa, bo firma ta w wyjątkowy sposób podchodzi do serwisu. Jest jeden serwis autoryzowany i musisz jechać tylko tam, albo możemy ci to i owo zdalnie wyłączyć jak zajmiesz się dłubaniem samodzielnie lub ze szwagrem.

Dość szokujące są różnice w cenach. Niby ponad 100 tys. zł to po prostu „bardzo drogo”, ale bardzodrogość ma jeszcze różne stopnie. Na przykład można mieć Teslę za niecałe 130 tys. zeta (ładne szpary, elo). Ten sam rok, a przebieg o połowę mniejszy – cena skacze do 187 900 zł. Przetnij przebieg jeszcze przez dwa i musisz kłaść na stół 200 kafli. Ogólnie nieźle, że przy samochodzie używanym za 200 tys. zł sprzedającemu nie chce się pisać opisu. To jest jakieś. Być może fani Tesl żadnego opisu nie potrzebują, bo wspaniałość tego modelu przemawia sama za siebie. Ceny egzemplarzy amerykańskich są znacznie niższe. Niektórzy twierdzą, że Tesle ze Stanów częściej są po kolizji.

Fot. Grupa Etna

Oczywiście można pójść jeszcze wyżej i postawić na model X, ale trudno mi znaleźć jakieś racjonalne argumenty za tym wozem. Po prostu jest bardzo drogi i pokazywanie się w nim służy jedynie podkreśleniu tego faktu. Dlatego ja ostatecznie mam swojego faworyta w tym przeglądzie. Jest nim elektryczny Fiat Panda dwójeczka. Trudno mi sobie wyobrazić lepszy wóz do konwersji na elektryczny. Mały, ale o normalnym wyglądzie, nie udziwniony jak i-MiEV. 150 km zasięgu – nic więcej po mieście mi nie potrzeba. To mój zdecydowany faworyt. Ciekawe ile sztuk Tauron przerobił w ten sposób.

I to już wszystkie używane samochody elektryczne, które chciałem Wam pokazać. Jeśli myśleliście, że ten przegląd był bez sensu, poczekajcie na następny.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać