Przegląd rynku

Poniedziałkowy przegląd ofert: nikt tego nie chce, może ty zechcesz?

Przegląd rynku 03.08.2020 871 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 03.08.2020

Poniedziałkowy przegląd ofert: nikt tego nie chce, może ty zechcesz?

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski03.08.2020
871 interakcji Dołącz do dyskusji

Dzisiejszy przegląd ofert poświęcę samochodom, które na rynku wtórnym cieszą się ujemnym zainteresowaniem. Dlaczego?

Dlaczego będę tracił na nie czas, skoro są to auta, których nikt nie chce, nikt nie poważa i każdy omija ze słabo skrywaną niechęcią? Powód jest prosty. Sprzedający są zdesperowani i wystawiają za grosze samochody z małym przebiegiem i w idealnym stanie. Klientów witają własnej roboty bigosem i ciastem drożdżowym, są gotowi do absurdalnych negocjacji cenowych, a na koniec jeszcze przytulą z radości, że się tego pozbyli. Może nawet zostaniecie przyjaciółmi. Trzeba tylko się przełamać. Oto siedem pomysłów na przełamanie, siedem samochodów których nikt nie chce, siedem koncepcji na trafienie perły w cenie złomu, siedmiu pogardzanych pariasów rynku wtórnego, których ty możesz pokochać.

Renault Laguna II 1.9 dCi

Historie o królowej lawet są już pełnoletnie, z tego auta nikt się już nawet nie śmieje. Byłem ostatnio na złomie i liczba wyrzuconych tam Lagun dwójek była porównywalna jedynie z liczbą Chryslerów PT Cruiserów (który to pojazd zasługuje na osobny wpis). A spróbujcie sprzedać taką Lagunę z dieslem. Już w trakcie wystawiania OLX trzęsie się ze śmiechu i wyświetla komunikat „serio chcesz na to wydać 35 zeta? LOL XD”.

Najdroższa Laguna II 1.9 dCi kosztuje szalone 12 900 zł. Dlaczego tyle? Ano dlatego, że w Lagunie II było wiele rodzajów 1.9 dCi, przy czym po lifcie stosowano już te poprawione, które poza mocą i szczegółami konstrukcyjnymi różniły się też od tych starszych niższym stopniem sprężania. Były o wiele mniej awaryjne i w sumie nie należy się ich aż tak bać. Mowa tu o silnikach 110 i 130 KM z lat 2005-2007. Oczywiście 12 900 to pobożne życzenia. Nawet bardzo ładne egzemplarze z najmocniejszym silnikiem 130-konnym nie kosztują więcej niż 10 tys. zł.

Średnia cena dla tego modelu jest dużo niższa. To ok. 5000 zł. Co można kupić za te pieniądze? Całkiem niezłe wozy, i to nadal z silnikiem 130-konnym. Wprawdzie opisy są nieco przerażające (pali od szczału), a przebiegi przekraczają 300 tys. km, ale nie przejmowałbym się tym – 1.9 dCi jest bardzo trwałe, tzn. jeśli nie umarło przy 100 tys. km, to dojeździ do pół miliona. W ogóle proponuję się przejechać taką Laguną. Jest niezwykle komfortowa, ma fajne, duże fotele i przeważnie bogate wyposażenie z automatyczną klimą. Nie dostaniemy takiego wypasu w takiej cenie ani w Oplu, ani w Citroenie, ani w Fordzie.  Macie tu jeszcze parę niezłych ogłoszeń: jedno, drugie i trzecie.

fot. Autokomis/skup aut za gotówkę

Podkreślam, że mowa tu tylko o 1.9 dCi. Pod koniec produkcji była też dostępna Laguna II z 2.0 dCi – te są dużo droższe. Do 2.2 dCi nawet się nie zbliżajcie – trzeba zachować jakieś minimum przyzwoitości.

Czy warto? Moim zdaniem tak. 1.9 dCi po lifcie jest pozbawiony wady, zła opinia została.

Mały samochód miejski z dieslem

Diesle są w odwrocie, ale wciąż dobrze trzymają się wśród dużych samochodów osobowych, SUV-ów i terenówek. A miejskie auto z dieslem? Temat dla nikogo. Stąd da się kupić małe dieselki w dobrej cenie. Zobaczcie: pięcioletni Citroen C3 za niecałe 24 000 zł. Za niecałe 30 tys. zł można kupić bardzo elegancką Fiestę 1.5 TDCi – ten silnik jest nadal produkowany, pali wyjątkowo mało i ma całkiem niezłe osiągi. Królem oszczędności jest trzycylindrowy diesel 1.1 stosowany w samochodach marki Hyundai i Kia. Polecam spojrzeć na takiego Hyundaia i20. Ma sporo miejsca, radośnie terkocze i prawie nic nie pali. Na drugim biegunie mamy żwawego diesla, tj. 1.6 TDI 105 KM w Seacie Ibiza. Może nie jest to król przyspieszenia do setki, ale dobrze nadaje się na trasę, w odróżnieniu od małych dieselków 3-cylindrowych, którym trochę brakuje obrotów na trasie szybkiego ruchu.

Moim faworytem jest tu jednak inne auto koreańskie. To Kia Rio z 1.4 CRDi o mocy 90 KM. Byłem takim samochodem w Wiedniu. Jechał bez bólu 140 km/h po autostradzie, miał dość miejsca na 4 osoby (byliśmy we czworo). Palił 5 litrów, miał 6 biegów, był znakomicie wyciszony. Jest to samochód, który zaskoczył mnie pozytywnie w każdym aspekcie.

oferta z Otomoto, fot. Artur

Czy warto? Zdecydowanie tak, jeśli ktoś dużo jeździ.

Lexus IS220d

Lexus przeprowadził jednorazową próbę zawojowania rynku europejskiego za pomocą diesla. Wsadzili go do tylnonapędowego IS-a i nazwali 220d, łącząc z manualną skrzynią 6-biegową. 2,2-litrowy diesel D-CAT rozwijał 177 KM, miał bardzo zaawansowany układ oczyszczania spalin i wszystko byłoby wspaniale, ale niestety klekot diesla pod maską Lexusa nie zwabił klientów. Do tego doszły późniejsze problemy z tym silnikiem, najpierw z tym oczyszczaniem spalin (nazywało się to DPNR), a potem ze zużyciem płynu chłodzącego i osiadającymi tulejami cylindrów. Nie jest to więc auto, po które klienci ustawiają się w kolejce. Tradycyjnie Lexusy należą do najdroższych aut używanych w segmencie premium z powodu znanej niezawodności tej marki. Tymczasem IS220d można kupić już za niecałe 30 tys. zł w stanie „salon Polska, stan idealny”. Są też i droższe niż trzy dyszki, ale jeśli ktoś pisze „targowanie się jest możliwe”, to znaczy że chętnie opuści cenę, żeby tylko ktoś to zabrał. Doceniam szczerych sprzedających, którzy piszą że trzeba było już wymienić silnik. Po wymianie powinno być okej.

Jak podłubie się głębiej, to pojawiają się egzemplarze za 22-24 tys. zł. Jak na Lexusa, to jak za darmo. Być może trzeba będzie wymienić silnik. Można zanurzyć się w opisy typu „Auto sprowadziłem dla siebie lecz ze względu na powiększającą się rodzinę jestem zmuszony sprzedać, bądź zamienić na coś większego”. Cudownie! Jak w 2008 r., za czasów świetności takich diesli.

Ogłoszenie od Alana.

Czy warto? Tylko jeśli auto jest naprawdę idealne i ma pełną dokumentację. Ale jest nieodsprzedawalne, i trzeba o tym pamiętać.

Duży sedan absurdalnej marki

Najlepiej taki, który był krótko sprzedawany w Europie, albo nie był w ogóle. Przez lata idealnym przykładem była tu Kia Opirus, ale już trochę je wybiło. Teraz takim samochodem jest Chevrolet Malibu. Był bardzo krótko oferowany na naszym kontynencie jako następca modelu Evanda. Wyglądał całkiem nieźle, ale miał żenująco mało miejsca mimo dużej długości nadwozia. Nie wiem do dziś, jak można było zrobić tak ciasnego sedana. Ale ceny są atrakcyjne – bardzo bogato wyposażony egzemplarz z 2013 r. kosztuje niewiele ponad 30 tys. zł. Zresztą znalezienie czegoś poniżej trzech dych też nie stanowi problemu – nawigacja, skóra i bixenon za takie pieniądze to rzadkość.

przegląd ofert
Otomoto – Oferta od Roberta

Drugie takie auto to Suzuki Kizashi. Średni sedan ze zbyt dużym silnikiem 2.4 występuje na rynku z rzadka, niektóre egzemplarze są dziwnie drogie, ale są to zwykle auta od handlarzy. Z prywatnych rąk kosztują o wiele taniej, tzn. mają realistyczne ceny – 21-22 000 zł za auto z 2010 r., to brzmi nieźle. Tyle kosztuje Kia Venga z tego rocznika.

Czy warto? Nie. Następny proszę!

VW Touareg V10 TDI

Każdy, kto chce kupić używanego Touarega od dawna wie, że na widok znaczka V10 należy brać nogi za pas. Albo po prostu nie otwierać ogłoszeń z tym autem. Któż bowiem po zakupie chciałby wydać drobne 20 tys. zł na doprowadzenie wszystkiego do ładu? Nie ma się co oszukiwać, V10 TDI nie jest wzorem trwałości, a w kilkunastoletnim aucie którego nikt nie oszczędzał na pewno będzie coś do zrobienia. I to „coś” będzie wymagało wyciągnięcia silnika, bo inaczej się do tego czegoś nie dostaniemy. Tym czymś może być na przykład wyciek. Diagnosta go zauważy i każe usunąć, a warsztat powie „tak owszem, ale dycha za robociznę i dycha za części, a jak cię nie stać, to to sprzedaj”. I proszę, auto ląduje w ogłoszeniach. Opisy są smutne: „auto zjadło mi sporo nerwów”. Wierzę. Można odjechać 10-cylindrowym Touaregiem za niecałe 14 tys. zł, o ile pogodzimy się, że skrzynia biegów działa tylko do 4. biegu. Albo za 16 tys. zł z poziomowaniem zawieszenia, które raz działa, ale jednak więcej niż raz nie działa.

Od 16 500 zł zaczynają się oferty aut, w których podobno akurat działa wszystko. Zapewnienia proponuję podzielić przez 10, a potem pomnożyć przez koszt robocizny. Dziwnym trafem V10 TDI „stan wspaniały” kosztują ponad dwa razy więcej. Ale ja uważam, że zakup taniego wozu, a potem doprowadzanie go do porządku da o wiele więcej satysfakcji. Oczywiście też skończysz na 40 tys. zł, albo i więcej, ale wiesz – takich V10 już nie robią, i już nie zrobią.

przegląd ofert
Touareg od pana Sławka. Oferta z OLX.

Czy warto? Jeśli masz znajomego mechanika, który zna się na VW i chcesz włożyć 20 tys. zł, żeby mieć auto „dla siebie”, to tak.

Trzydrzwiowy kompakt

Po co komu duże, ponad czterometrowe auto z trzema drzwiami i słabym silnikiem? Po co w ogóle je produkowano? Nie wiem. Ale weźmy sobie pod lupę najpopularniejszy samochód kompaktowy występujący w odmianie 3d, czyli Volkswagena Golfa. Tak, wiem że przed chwilą był Volkswagen, no i co z tego? Co z tego, gdy utkniesz na tylnej kanapie Golfa i musisz prosić o uprzejmość pasażerów z przodu, żeby w ogóle móc się wydostać?

Piątka z nadwoziem 3d zeszła cenowo poniżej 10 tys. zł. Ewentualnie kosztuje nieco więcej z 1.9 TDI. Ale szukamy szóstki, a to wcale nie jest proste. Supertanie Golfy VI zaczynają się od 14 tys. zł, ale sprzedający pisze, że silnik pracuje nierówno. Widzieliście kiedyś 1.4 TSI Twinchargera pracującego równo? To chyba na gwarancji… W każdym razie jest ich więcej i mają bardzo niskie ceny. Sprzedający z góry dziękują Januszom motoryzacji.

Śmieszne, ale niemal tyle samo kosztuje najsłabsza wersja z wolnossącym 1.4 w łysej opcji wyposażenia. Silnik 1.4 ma 80 KM, a nie 90 KM jak napisano w poprzednim ogłoszeniu. Już za 16 000 zł czeka diesel, który raz ma czarne felgi, a raz srebrne. Przeważają jednak odmiany bazowe. Najwyraźniej klienci po prostu chcieli Golfa i brali to, co kosztowało najmniej. Nie jest to taki zły wybór, jeśli nie potrzebujemy wozić z tyłu dzieci, bo są to chyba wozy od niemieckich emerytów i wyglądają, jakby miały mały przebieg. Nie odrzucałbym też wariantu 1.6 TDI – jest superoszczędny i jeździ nieporównanie lepiej od 1.4 MPI. I pamiętaj, jeśli na placu cena jest wyższa, to powiedz, że jesteś z ogłoszenia!

przegląd ofert
Oferta z OLX. Autor nie podpisał się.

Czy warto? W szczególnych przypadkach – tak. Ceny są dużo niższe niż dla 5d. Dobre auto dla ludzi z odchowanymi już dziećmi.

(1.2 TSI też nie jest taki zły)

Opel Zafira 1.9 CDTI z DPF

Wydawałoby się że Zafira dwójka to super wóz. Z dieslem zwłaszcza, bo mało pali. To spróbujcie ją sprzedać. Ktoś w końcu zadzwoni i zapyta „a to ma DPF?” – „ma”. Pii, pii, piii…

Tak, wiem co robi się z takimi kłopotliwymi DPF-ami, ale tego nie popieram. Wiem też, że Zafira II faktycznie sprawia dużo kłopotów z filtrem cząstek stałych. Wiele z tych aut ma już wycięty filtr, albo wymieniony na regenerowany, albo wypłukany metodą wtryskiwania wody pod wysokim ciśnieniem.

Po lekturze ogłoszeń Zafiry II z dieslem wiem, że w ogłoszeniu koniecznie musi się znaleźć informacja o braku DPF. Lub wprost – o jego usunięciu. Jeśli takiej informacji zabrakło, to znaczy że DPF jest. Na medal za odwagę zasługują ci, którzy o obecności DPF też od razu informują. I piszą na przykład, że „dopala się ładnie nie żadnych problemów”.

Sprawa nie jest przegrana, bo niektórzy piszą na przykład, że auto ma nowy DPF. Czyli ma, ale nie będzie problemu. Cena – sprawdziliśmy, dobra. Inni obiecują, że jak komuś zależy, to zamontują DPF z powrotem. Bardzo ciekawe.  Jeszcze inni zapewniają, że profesjonalnie ów DPF wyczyścili. Sytuacja jest zdecydowanie dynamiczna, ale jedno jest pewne: Zafirę II z DPF, niezależnie od tego w jakim ów filtr jest stanie, można kupić już za 10-12 tys. zł. A fabrycznie bez DPF – jeszcze taniej. Albo o wiele drożej. Naprawdę trudno pojąć, jakimi prawidłami rządzą się ceny Zafiry dwójki i czy filtr cząstek stałych ma na to jakiś wpływ. Moim zdaniem ma, na zainteresowanie klientów, ale nie przekłada się to na ceny.

przegląd ofert
Opel Zafira na sprzedaż z OLX (wersja z DPF). Fot. Justyna Golińska

Czy warto? Nie, niezależnie od obecności DPF lub jej braku. Jakość ofert jest ogólnie bardzo niska.

Przegląd ofert – podsumowanie

To coś podobnego jak z mieszkaniami. Nie wiem czy wiecie, ale jeśli dom, w którym chcemy kupić mieszkanie, ma nieuregulowane grunty i nie posiada w związku z tym księgi wieczystej, to bank nie da na nie kredytu. Wtedy sprzedający pisze w ogłoszeniu „zakup tylko za gotówkę”. Czy mieszkanie w związku z tym powinno być tańsze? Teoretycznie tak. W rzeczywistości jest nawet droższe. Dlaczego? Jak odpowiedział mi kiedyś agent nieruchomości: skoro idziemy tylko do klientów z gotówką, to oni są zwykle zamożniejsi, więc można dać wyższą cenę (mem z „główka pracuje”). Dlatego mam uniwersalną poradę, żeby kupić sobie Zafirę w wersji benzynowej. Golfa z pięcioma drzwiami. Touarega z 3.0 V6 TDI. Lexusa IS z 2.5 V6. Lagunę dwójkę z 1.8. Kię Rio w dowolnej odmianie, a Chevroleta Malibu nie kupować w ogóle, i nie cudować, a jak ktoś się skusił na takie coś, to niech się teraz buja, nikt panu za to tyle nie da, połowę mogę dać, a w ogóle to 200 km tu jechałem, to jeszcze za dojazd mi pan wisisz.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać