Wiadomości

Polakom wydaje się, że jeżdżą elektrycznymi samochodami. Mają rację, wydaje im się

Wiadomości 29.03.2023 58 interakcji
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 29.03.2023

Polakom wydaje się, że jeżdżą elektrycznymi samochodami. Mają rację, wydaje im się

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz29.03.2023
58 interakcji Dołącz do dyskusji

Volkswagen opublikował raport z wnioskami z badań nad wiedzą Polaków o elektromobilności. Bez żadnego raportu jestem w stanie stwierdzić, że ta wiedza jest bliska bramkostrzelności drużyny Albanii, ale tu wyniki były trochę inne.

Na szczęście Autoblog tu jest, wasz pomost łączący świat badań ze światem zwykłych ludzi. Byłem kiedyś w zespole metodologicznym, było fajnie, jedliśmy paluszki, czuję się ekspertem. Wszystko wam wytłumaczę, pojedziemy system: wniosek z badań, a pod nim moja opinia (za darmo, tanio, jedyna taka, zobacz).

Co Polacy wiedzą o elektromobilności?

Niby ta wiedza rośnie, ale zaryzykuję, że ciągle wiedzą niewiele. Zmiany w tych liczbach, pomiędzy latami, są tak niewielkie, że nawet jak rosną, to wiadomo, że ciągle trzeba siać i siać.

W porównaniu z 2020 r., znacznie wzrósł odsetek osób, które uważają nieruchomości z własną ładowarką za bardziej atrakcyjne.

Nie dziwię się, skoro przejście na elektryczny napęd jest wymuszane przepisami, to lepiej jest mieć opcję ładowania, niż jej nie mieć. Zadałbym bardziej pytanie, jak ważna jest dla ciebie kwestia ładowarki, w porównaniu z nieskrępowaną możliwością parkowania i która byłaby decydująca przy decyzji o zakupie nieruchomości. Obawiam się, że opcja ładowania przegrałaby nawet z markizą na balkon, ale zawsze lepiej mieć coś „z” niż „bez”.

Wzrasta odsetek osób oceniających średni zasięg elektryków na 400-500 kilometrów, a maleje w przedziale 0-100 km.

Ten drugi przedział jest ciekawy, nie powiem. Zrobiłbym jeszcze 0-10 km, też pewnie zebrałby sporo odpowiedzi. To miło, że rośnie świadomość, iż samochodem elektrycznym da się w ogóle gdzieś dojechać. Nieco mniej miło, że ta świadomość wędruje w bliżej nieokreślonym kierunku. Różne rzeczy można powiedzieć o zasięgu samochodów elektrycznych, ale nie to, że średni zasięg rynkowej oferty to 500 km. Taka wartość to górne rejestry samochodowych katalogów. W nich może się ocieramy o 500 km, ale na ulicy nie jest tak różowo. Możemy zbliżyć się do niej w mieście i bardzo oddalić przy prędkości autostradowej w ujemnej temperaturze.

Coraz więcej badanych życzyłoby sobie elektryka z zasięgiem ponad 400 km, a coraz mniej – z mniejszym niż 100 km na jednym ładowaniu.

Nie dziwię się, właściwie przy żadnym napędzie też bym się nie dziwił. Nawet roweru elektrycznego z zasięgiem poniżej 100 bym nie chciał. Chyba nawet na rynku nie ma oferty z samochodami o zasięgu poniżej 100 km, przynajmniej na papierze. Gdyby te osoby, które zaznaczyły zasięg poniżej 100, zapytać, ile benzyny mieści samochód elektryczny, też bez problemu by wskazały jakąś odpowiedź w litrach.

Choć „elektryki” wciąż przeważają, nieco więcej osób niż w 2021 r. wybrałoby auto spalinowe nawet, jeśli napęd elektryczny okazałby się tańszy lub porównywalny w kosztach.

Lekuchna porażka samochodów elektrycznych się tu odbyła. Rośnie świadomość na temat samochodów elektrycznych, ale grupa osób, które zdecydowałaby się na napęd spalinowy, wzrosła. Dzięki wzrostowi świadomości tak zdecydowali? A może dlatego, że zdrożał prąd?

W porównaniu do 2020 r., znacznie więcej osób, które w ogóle miały do czynienia ze zelektryfikowanym autem prowadziło samochód w pełni elektryczny.

Śmiem twierdzić, że może to odrobinę nie być prawda. Po pytaniach, jakie słyszę o samochody elektryczne, mogę podejrzewać, że ludzie naprawdę nie odróżniają od siebie rodzajów napędu. Musiałby to być niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności, że wśród 1000 osób ankietowanych metodą CAWI, trafiła się akurat ponad połowa takich, którzy jechali samochodem elektrycznym. W porównaniu z całym spalinowym taborem naszych dróg, samochodów elektrycznych jest wciąż niewiele, szansa na przejażdżkę elektrykiem jest nikła. Z tego badania wynika też, że spadła liczba osób, które nie jechały autem hybrydowym, a to już jest mało możliwe, ze względu na popularność tego napędu. Ludzie nie wiedzą czym jadą i traktują jako samochód elektryczny wszystko co ma akumulator.

Zarejestrowanych „elektryków” w Polsce przybywa szybciej niż zdają sobie z tego sprawę badani. Na koniec 2022 r. było ich już ponad 30 tys. vs. ok. 19 tys. w grudniu 2021 r.

Jest daleko od obiecanych milionów, nie pamiętam już ilu, na naszych ulicach. Wszystkich aut osobowych mamy zarejestrowanych około 20 mln, po odjęciu martwych dusz. Samochody elektryczne widać na ulicach, bo się wyróżniają, choćby kolorem tablic rejestracyjnych, ale ta liczba wciąż jest nikła. Nie ma większego znaczenia, czy ludziom się wydaje, że nie ma ich 1 tys., czy 30 tys.

Prawie połowa badanych chciałaby, aby samochody w ich miejscu pracy były elektryczne. Ponad 1/3 nie ma wyrobionego zdania.

To ja im pomogę wyrobić. Jeśli nie robią kilkuset kilometrów każdego dnia i nie mają przy tym ładowarki w domu, to niech dadzą temu pytaniu tzw. drugie myśli. Jeśli mają nimi jeździć, żeby załatwiać sprawy „na mieście” lub podróżować między dwiema firmowymi lokalizacjami, to doskonały pomysł, będzie im się podobało. Jak przejeżdżają służbowo kilkadziesiąt tysięcy kilometrów rocznie i nie mają w domu nawet gniazdka, muszą polubić jedzenie kanapek na świeżym powietrzu, przy ładowarce.

Polacy uważają, że nowe auta są drogie bez względu na rodzaj napędu.

Mądrzy ci Polacy, a jacy stali w opiniach, bo na pewno uważają tak od lat. Zapytajcie Polaka, czy coś jest za tanie? Może tylko rower z hipermarketu, ale i to niekoniecznie.

Wśród czynników, które wpływają na rozważanie zakupu „elektryka” dominują te praktyczne, a na czoło wysuwa się aktualny temat rosnących cen paliw.

Ta odpowiedź przegrała z „ekologicznością auta elektrycznego”. Niższe koszty eksploatacji są na miejscu trzecim, a możliwość bezpłatnego ładowania na czwartym, niskie koszty serwisowania były na miejscu szóstym. Niech to da wskazówkę producentom, jak reklamować te samochody, bo frajda z jazdy była przedostatnia. Tanio ma być tanio, liczą się wyłącznie pieniądze.

Zaledwie 1/4 respondentów słyszała, że koncerny motoryzacyjne planują zakończenie sprzedaży aut spalinowych.

To pytanie trochę się zdezaktualizowało, bo niedawno Niemcy dogadały się z Brukselą i końca samochodów spalinowych może wcale nie być. Inna sprawa, że ten koniec może nie wyglądać tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.

Aż 58% ankietowanych uważa, że poziom rozwoju rynku elektromobilności w naszym kraju jest niższy niż w krajach naszego regionu. Niestety pesymizm badanych znajduje potwierdzenie w danych.

Mamy mniejszą gęstość obecności ładowarek na 100 km, w porównaniu ze znacznie mniejszymi państwami. Nie jest to wielki powód do ujmy, ale faktycznie przy dalszych podróżach ma to znaczenie. Gdy jedzie się przez Słowację w stronę Węgier, można łyknąć ją bez ładowania, więc tam zagęszczenie ładowarek ma ciut mniejsze znaczenie niż u nas.

Aż 44% użytkowników pokonuje ponad 400 km tygodniowo VW ID. To więcej niż średnio kierowcy w Polsce.

Co dowodzi, że te auta kupuje się portfelem, a nie myślą o zielonych łąkach i przejrzystym niebie. Samochód się kupuje do jeżdżenia. Jeśli ktoś mieszka kawałek od dużego miasta i ma możliwość ładowania, to trudno się kłócić z takim wyborem. Szedłem ostatnio ulicą w pobliżu Placu Trzech Krzyży w Warszawie. Sprawiała wrażenie, że jest światową stolicą parkowania samochodów elektrycznych. Podejrzewam, że skasowanie możliwości darmowego parkowania w stolicy drastycznie zmieniłoby ten obrazek, a także zainteresowanie zakupem auta elektrycznego na dojazdy do miasta.

Zaledwie 4% ankietowanych poprawnie szacuje odsetek surowców możliwych do odzyskania w procesie recyklingu baterii w aucie elektrycznym.

Już tłumaczę – dzieje się tak, bo nikogo to nie obchodzi. Nawet jeśli ktoś kupi auto elektryczne wyłącznie z pobudek eko, to odsetek surowców nie widnieje wysoko na liście kluczowych kryteriów zakupu. O, to bardzo fajnie, że w tej marce jest wysoko. Niestety, wybaczcie idę do innego salonu, bo akurat mają auto na placu, a mi są potrzebne koszty.

Nie ma co się przerażać stanem wiedzy o samochodach elektrycznych, bo jak widać, nie przeszkadza to w rosnącej sprzedaży. Dopóki ktoś nie kupuje auta elektrycznego, a potem nie jedzie nim na stację benzynową, gdzie doznaje szoku, to wszystko jest w porządku.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać