Przegląd rynku

Smutny przegląd smutnych samochodów, czyli nowa Corsa i 208 kontra rywale

Przegląd rynku 08.07.2019 234 interakcje

Smutny przegląd smutnych samochodów, czyli nowa Corsa i 208 kontra rywale

Piotr Barycki
Piotr Barycki08.07.2019
234 interakcje Dołącz do dyskusji

Nowy Opel Corsa startuje nieznacznie poniżej granicy 50 000 zł. Nowy Peugeot 208 jest droższy i za mniej niż niecałe 54 000 zł nie uda nam się go kupić. Co na to konkurencja i czy na zakup auta segmentu B trzeba faktycznie szykować aż taką gotówkę?

Najnowsze wcielenie Peugeota 208 zdecydowanie nie należy do najtańszych. Za kompletnie bazową odmianę Like, z 75-konnym silnikiem i 5-biegową skrzynią manualną trzeba zapłacić 53 900 zł. I nie – wcale nie dostajemy za te pieniądze na wyraz dobrego wyposażenia. Manualna klimatyzacja, gumowa kierownica, czarne lusterka zewnętrzne, radio z MP3 i Bluetooth, monochromatyczny wyświetlacz dotykowy, podgrzewane lusterka, tempomat i elektryczne szyby z przodu, a do tego kilka systemów bezpieczeństwa – to wszystko, na co możemy liczyć.

W tańszej o kilka tysięcy Corsie (49 990 zł) w wersji wyposażenia Corsa też nie jest przesadnie bogato – w zasadzie wyposażenie jest niemal identyczne. Skąd więc różnica w cenie, przy założeniu, że oba modele są niemal bliźniacze? Otóż Corsę można kupić – uwaga, przypomnę, że mamy 2019 r. – bez klimatyzacji. 4000 zł za manualną klimatyzację? To się nazywa rozmach. A może jakoś inaczej to się nazywa.

W przypadku 208 dużo sensowniej prezentuje się wersja Active, którą możemy łączyć z 6-biegowymi skrzyniami biegów, mocniejszymi silnikami, a do tego w standardzie dostajemy m.in. ekran z Mirror Screen, 6 głośników zamiast 4, kierownicę wielofunkcyjną obszytą skórą i kilka innych gadżetów. Tyle tylko, że startujemy wtedy od co najmniej 57 900 zł, a jeśli chcemy mieć 6 biegów, zapłacimy minimum 63 400 zł (ale mamy wtedy 100 KM).

W przypadku Corsy też lepiej przyjrzeć się raczej Corsie Edition, z manualną klimatyzacją w standardzie, a do tego nawiewami na tylną kanapę. Z drugiej strony Corsa nawet w najtańszej wersji ma kierownicę z przyciskami (ale dalej jest plastikowa i nie można tego zmienić – dopiero od wersji Edition za dopłatą).

No dobrze, ale czy Corsa i 208 są faktycznie tak szalenie drogie?

nowy opel corsa 2020

Przyjrzyjmy się temu, co w segmencie B ma do powiedzenia konkurencja.

Skoda Fabia – od 49 900 zł

Według cennika roku modelowego 2020 Fabia jest dostępna tylko w jednej wersji silnikowej – z 1.0 TSI o mocy 95 KM, łączonym z 5-biegową skrzynią biegów. Czyli koni mamy wyraźnie więcej niż w bazowych 208 i Corsie, ale za to biegów mamy smutne tyle samo.

Jeśli natomiast chodzi o cenę, to zaskoczenia nie ma. Fabia Active kosztuje 49 900 zł, czyli o 90 zł mniej niż Corsa i 4000 zł mniej niż 208. Ma przy tym klimatyzację manualną, elektrycznie sterowane lusterka z podgrzewaniem, hamulec antykolizyjny i… niewiele więcej. Nie ma ani radia, ani głośników (tylko przygotowanie pod radio z 4 głośnikami), kierownica jest oczywiście plastikowa i bez multifunkcji, a Bluetooth wymaga dopłaty 500 zł.

Czyli szybko dojdziemy w okolice cenowe 208 i Corsy po dodaniu do niej manualnej klimatyzacji. Lepiej już chyba dopłacić do Ambition i mieć to nieszczęsne radio, Bluetooth i… komputer pokładowy.

Kia Rio – od 48 990 zł

Rio też nieśmiało zbliża się do granicy 50 000 zł, starając się jej jednak nie przekroczyć.

Najtańsza odmiana napędzana jest silnikiem 1.2 DOHC CVVT o mocy 84 KM, łączonym z – brak zaskoczenia – 5-biegową przekładnią manualną. W standardzie znajdziemy przy tym elektryczne szyby z przodu, elektryczne i podgrzewane lusterka, manualną klimatyzację, radio z MP3, czterema głośnikami, złączem AUX i Bluetooth. Czyli jest ciut taniej i pod niektórymi względami lepiej niż w Fabii.

O wiele ciekawiej robi się przy wersji L, która kosztuje 55 990 zł, czyli niewiele więcej niż bazowa odmiana 208. Dostajemy tutaj automatyczną klimatyzację, lepsze światła z dodatkowymi LED-ami do jazdy dzienne, 7-calowy ekran dotykowy z Android Auto i CarPlay, kamerę cofania, 6 głośników, podłokietnik, wycieraczki z czujnikiem deszczu, skórzaną kierownicę i nawet 15-calowe felgi aluminiowe. Kia bije 208-mkę.

Mazda 2 – od 51 900 zł

Najmniejsza Mazda z kolei ani trochę nie boi się przekraczać bariery 50 000 zł. Przy czym niestety nie powala na kolana bazowym wyposażeniem.

W standardzie dostaniemy m.in. kierownicę z przyciskami, reflektory halogenowe, radio z MP3 i 4 głośnikami, elektrycznie sterowane szyby z przodu i z tyłu (!), elektrycznie sterowane lusterka i to właściwie tyle.

Jeśli chcemy mieć podgrzewane lusterka boczne, Bluetooth i skórzaną kierownicę – musimy sięgnąć po odmianę Skymotion za 54 900 zł. W niej też zresztą znajdziemy manualną klimatyzację, której do odmiany bazowej nie da się w ogóle dokupić.

I tutaj ciekawostka – do Mazdy 2 w podstawowej wersji z silnikiem o mocy 75 KM możemy zamówić zestaw obniżający zawieszenie, kolorowe oklejenie felg aluminiowych, sportową końcówkę tłumika, spoiler pod przedni i tylny zderzak, spoiler dachowy, spoilery boczne, nawigację i uchwyt do iPada, ale…

… klimatyzacji manualnej nie.

Nissan Micra – od 52 290 zł

nissan

Również powyżej magicznej granicy, ale przynajmniej mamy w standardzie Bluetooth, klimatyzację, gniazdo USB i radio z MP3. Do tego jeszcze światła do jazdy dziennej LED, komputer pokładowy, czujnik zmierzchu, ostrzeganie i kolizjach. Szkoda tylko, że bazowe radio ma zaledwie 2 głośniki.

Szkoda też, że nie ma nic za darmo. Podstawowy silnik w Micrze ma zaledwie 71 KM, co sprawia, że rozpędzenie się do 100 km/h zajmuje 16,4 dnia sekundy. Oczywiście w parze ze słabym silnikiem idzie 5-biegowa skrzynia biegów.

Ewentualnie warto rozważyć wersję Acenta – kosztuje 54 460 zł, a dodatkowo dsotajemy 5-calowy wyświetlacz między zegarami, system audio z ekranem 7″ i opcją łączności ze smartfonem, a także tempomat. Niestety, jeśli do względnie dobrego wyposażenia chcemy sensowny silnik, to za IG-T 100 zapłacimy już 57 210 zł. I dalej będziemy mieć 5-biegową skrzynię. W tej konfiguracji z 6-biegami dostępny jest tylko silnik DIG-T 117 i wtedy w cenniku pojawia nam się już 61 110 zł.

Renault Clio (obecne) – od 39 900 zł ******* / 43 900 zł

Milion gwiazdek z dwóch powodów. Po pierwsze to promocja, która uwzględnia rabat 4000 zł i dotyczy tylko wersji Life. A wyposażenie wersji Life Renault idealnie ujęło na poniższej grafice:

Oczywiście aż tak dramatycznie nie jest. Są drzwi, jest dach, żeby nie padało na głowę, są też koła, żeby nie szorować po asfalcie. Poza tym jest jeszcze organicznik prędkości, 15-calowe felgi stalowe, światła do jazdy dziennej LED, podgrzewane i elektrycznie sterowane lusterka boczne, karta sterująca centralnym zamkiem i służąca do uruchamiania, komputer pokładowy, elektrycznie regulowane przednie szyby i jeszcze kilka dodatków.

Ale tak – klimatyzacji nie ma w standardzie w ogóle, nawet manualnej (dopiero od wersji Alize za 47 900 zł). Ewentualnie można ją dokupić w dość specyficznym pakiecie Klimat, gdzie za 3000 zł dostaniemy właśnie klimatyzację, radio z DAB, uchwyt na smartfona i wycieraczki o zmiennej częstotliwości pracy.

Trzeba też pamiętać, że wersję Life można kupić tylko z dwoma najsłabszymi silnikami -SCe 75 i wysokoprężnym (po co?) dCi 75.

Toyota Yaris – od 44 500 zł

W tym momencie pojawia się pytanie, dlaczego Toyota jako kolejny producent nazywa bazową wersję auta segmentu B „Life”, skoro patrząc na to wyposażenie raczej odechciewa się żyć? Pewnie chodzi o „dożywocie”, w końcu to słowo ma drugie znaczenie.

Najtańszy 5-drzwiowy Yaris ma pod maską najsłabszy silnik w tym zestawieniu, czyli 1.0 VVT-i o mocy 72 KM, łączony oczywiście z 5-biegową przekładnią. W standardzie znajdziemy m.in. 14-calowe felgi stalowe (super – tańsze opony), elektrycznie sterowane szyby z przodu, elektrycznie sterowane lusterka (bez podgrzewania), światła do jazdy dziennej, automatyczne światła drogowe i pakiet systemów bezpieczeństwa.

Bluetooth? Brak. Radio? Brak. Ale za to – według katalogu – mamy 6 głośników, więc i tak jest całkiem nieźle. Niezłe jest też to, że nie opuszczając wersji Life możemy zdecydować się na mocniejszy silnik benzynowy 1.5 Dual VVT-i 111 KM z 6-biegową skrzynią. Automat jest niestety dostępny dopiero od wersji Premium (dwa poziomy nad Life), natomiast hybryda – od Active (poziom powyżej Life).

Suzuki Swift – od 48 400 zł

W tej cenie dostaniemy wersję 1.2 DualJet (90 KM) Premium, z manualną, 5-biegową skrzynią. Odmiana Premium oznacza przy tym, że na pokładzie znajdziemy m.in. światła do jazdy dziennej LED, manualną klimatyzację, elektryczne szyby z przodu, radio z CD, MP3 i 4 głośnikami, USB, kierownicę obszytą skórą (!), Bluetooth i 15-calowe felgi stalowe.

Mało premium (tak jak Life’y są mało życiowe), ale powinno wystarczyć. Tym bardziej, że 11,9 s do 100 km/h to nie tak znowu wolno, a pamiętajmy, że mówimy o wersji kompletnie bazowej i najtańszej.

Ewentualnie możemy jeszcze dopłacić do wersji Premium (50 400 zł), gdzie jest już chociażby kamera cofania, podgrzewane fotele albo ekran dotykowy o przekątnej 7-cali.

Volkswagen Polo – od 45 790 zł

volkswagen-polo-gti-16

Kto by pomyślał, że Polo będzie jednym z tańszych aut w tym zestawieniu. Ale uwaga – to wersja Start, wśród ograniczeń której jest chociażby dostępność wyłącznie z jednym silnikiem. A tym silnikiem jest potężne 1.0 MPI o mocy 65 KM, co przekłada się na przyspieszenie od 0 do 100 km/h mierzone kalendarzem (ok, żartuję, 16,1 s).

Nie porywa też standardowe wyposażenie. Są 4 głośniki, są elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka, jest radio, są szyby sterowane elektrycznie z przodu i z tyłu (!), jest ostrzeganie przed kolizją i automatyczne hamowanie w mieście i do tego… nie, to wszystko.

Oczywiście braki można uzupełnić wyposażeniem opcjonalnym, ale nie w tym przypadku. Do Polo start można dokupić pakiet przeglądów, pakiet ubezpieczenia opon, bagażnik i box dachowy, a także dywaniki – jak przystało na wersję wyposażenia – Premium.

Brrr. A bazowa wersja Trendline to już 51 190 zł.

Dacia Sandero – 29 900 zł

Dacia-Sandero-Pizza

Nie jestem fanem polecania zawsze i wszędzie Dacii (nawet staram się znaleźć coś zamiast niej), ale jeśli ktoś chce jak najtańsze, jak najprostsze auto miejskie, to dlaczego nie Sandero? Kosztuje mniej niż 30 000 zł, czyli co najmniej kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt tysięcy taniej niż większość pozostałych aut z tego zestawienia.

Tak, z bazowym SCe 75(z jakiegoś powodu – 73 KM) to będzie kompletny muł, ale które auto z tych tutaj takie nie będzie? Tak, nie nada się raczej na autostradę, ale które auto z 5-biegową skrzynią z tego zestawienia się do tego nada? Tak, zdecydowanie nie będzie wyglądać ładnie na podjeździe, ale które z wcześniej wymienionych aut w bazowej wersji takie będzie? Chyba że chcemy wydać np. 65 000 albo 70 000 zł na malutkie auto miejskie, byle tylko wyglądało. Tak, będzie w środku wyglądało, jakbyśmy cofnęli się w czasie i kupili auto z lat 90. Ale pozostałe samochody z segmentu B z biednym wyposażeniem dużo lepsze nie będą.

A Sandero ma dodatkowo tę zaletę, że mając świadomość tego, ile kosztowało, każdą ryskę czy uderzenie felgą w krawężnik będziemy kwitować wzruszeniem ramion. A nie łzami wzruszenia.

Jedyna wada Sandero to… możliwości konfiguracji. Jeśli chcemy kupić wersję z klimatyzacją, to odpada bazowa odsłona i sumarycznie musimy wydać 36 400 zł. I tak jest tanio. Taniej niż najtańsze do tej pory w tym zestawieniu Clio, które i tak nie ma klimatyzacji.

To co kupić?

Oczywiście każdy sam dobierze sobie samochód do swoich potrzeb i możliwości, ale…

… gdybym sam stanął przed koniecznością zakupu jak najtańszego auta do jazdy wyłącznie po mieście i przyjrzał się tej liście, to prawdopodobnie następnym krokiem byłoby przejrzenie ofert dotyczących sprzedaży rowerów i sprawdzenie ceny miesięcznego biletu na przejazdy komunikacją miejską, kiedy na rower będzie za zimno. No, może jeszcze ofertę carsharingową w okolicy.

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie po prostu sytuacji, kiedy mając w ręce 50 000 zł (i więcej!) idę do salonu i proszę o auto, które w większości przypadków ledwie co ma klimatyzację, do ruszenia wymaga odepchnięcia się nogą od asfaltu, tylne szyby muszę (w 2019 r.!) podnosić ręcznie, a we wnętrzu patrzy na mnie tępo milion zaślepek w miejsce przycisków. Nie, nie, nie.

Łatwiej oczywiście założyć, że byłoby to nie 50 000 zł jednocześnie, a np. 300 czy 500 zł miesięcznie. Ale te 300 czy 500 zł przeważnie jest wersją zbyt optymistyczną, żeby miała sens. Czyli doliczamy wpłatę początkową, do tego jeszcze opony, ubezpieczenie i inne bajery, i już nam nagle wychodzi dużo, dużo więcej. Przykładowo goła Fabia w Kredycie Niskich Rat na 2 lata i bez wpłaty własnej to miesięcznie 1207 zł. I do tego co rok (po pierwszym roku) 1595 zł ubezpieczenia. Da się taniej, bez wątpienia, ale to tylko jeden z wielu przykładów.

Szczęśliwie po mieście nie jeżdżę właściwie w ogóle samochodem – rower, komunikacja miejska i buty sprawdzają się w w moim przypadku tym zastosowaniu lepiej niż cztery kółka. Ale jeśli ktoś staje przed takim wyborem, to może warto czasem zastanowić się dwa razy

 

PS. Zabrakło odpowiedzi na pytanie z początku tekstu. Nie, Corsa i 208 nie są jakoś przesadnie drogie na tle swoich rynkowych rywali. 

PS2. Na wszelki wypadek, żeby nie było całkiem smutno i nudno, zdjęcia przedstawiają wersje o wiele droższe niż te ujęte w zestawieniu.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać