Klasyki / Samochody używane

Jak to jeździ: Oldsmobile 88 z 1955 r. Od randki w dinerze po ślub w Polsce

Klasyki / Samochody używane 26.07.2020 510 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 26.07.2020

Jak to jeździ: Oldsmobile 88 z 1955 r. Od randki w dinerze po ślub w Polsce

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk26.07.2020
510 interakcji Dołącz do dyskusji

Co jazda 65-letnim samochodem ma wspólnego z rodeo? Ile kosztuje wymiana szyby? Kiedy zbudowano pierwszy Disneyland? W podróż do 1955 roku zabierze nas kapsuła czasu, czyli zielony Oldsmobile 88.

W 1955 roku wszystko wydawało się możliwe, jeśli urodziłeś się po właściwej stronie żelaznej kurtyny, a zwłaszcza – po właściwej stronie oceanu. Gospodarka na dobre zapomniała już o wojennych zawirowaniach. Ludzie coraz więcej zarabiali i stać ich było na najnowsze radia, telewizory i kosmicznie stylizowane odkurzacze, reklamowane w kolorowej prasie. O kosmosie dużo się zresztą mówiło i myślało, snując plany podboju Marsa, Księżyca i okolic. Co z motoryzacją? Widok samochodu na podjeździe przed domem na przedmieściach był już wtedy czymś zupełnie normalnym. Własne cztery kółka miało już średnio 7 na 10 amerykańskich rodzin. Moda na „skrzydlaki” właśnie… rozwijała skrzydła. Auta były wielkie, paliwożerne i błyszczały chromem. Nikt nie liczył, ile paliwa zużywały. Galon (3,78 litra) benzyny kosztował 23 centy, a płaca minimalna wynosiła dolara za godzinę.

Oldsmobile 88 II

Właśnie w 1955 ktoś powiedział „kupuję go!”, patrząc na zielonego Oldsmobile’a 88 widocznego na zdjęciach. To egzemplarz drugiej generacji tego modelu, produkowanej krótko, bo od 1954 do 1956. W tamtych czasach klienci szybko się nudzili i trzeba było ciągle zaskakiwać ich nowościami.

„Eighty-eight” był samochodem średniej klasy.

Kto mógł być jego pierwszym właścicielem? 88 to model ze średniej półki, więc zapewne nie jeździł nim ani poważny pan prezes (który zapewne wybrałby Lincolna albo i Cadillaca), ani stażysta. Być może kupił go handlowiec, inżynier albo nawet ktoś, kto pracował przy amerykańskim programie kosmicznym. Ewentualnie był to po prostu sprzedawca dywanów z firmy wysyłkowej.

Dokumenty zakupu zielonego Oldsmobile’a się nie zachowały. Nie wiadomo nawet, czy jeździł po słonecznej Florydzie czy po mroźnym Maine. Najbardziej prawdopodobne jest jednak, że został kupiony w Kanadzie: tam spędził na pewno ok. 30-40 lat, zanim został sprowadzony do Europy. Ale Kanada trochę mniej pasuje mi do historii, którą sobie wymyśliłem.

Oldsmobile jest bardzo, bardzo amerykański.

Oldsmobile 88 II
Mógłby być też trochę kubański, gdyby miał silnik od Łady.

Wyobrażam sobie, że pierwszy właściciel miał syna. „Tato, pożycz samochód na wieczór!” – prosił 17-letni Sean czy Charles, po czym zabierał znajomą Lindę do baru typu diner, a potem na wieczorny seans w kinie samochodowym. Siedzieli, popijając colę z puszki (weszła na rynek właśnie w 1955!) i oglądali „Buntownika bez powodu” z Jamesem Deanem. Chłopak po seansie na pewno stwierdził, że musi sobie kupić takie jeansy i kurtkę, a dziewczyna spytała, kiedy pojadą do Disneylandu – pierwszy właśnie otworzył się w Kalifornii. Gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, zapewne włączyli Chucka Berry’ego lub Elvisa w radiu i pojechali na przejażdżkę. Czy później wspólnie docenili wygodną, przednią kanapę? Niech to pozostanie ich słodką tajemnicą. Pewne jest tylko to, że w epoce bez telefonów komórkowych jej ojciec nie mógł wściekle wydzwaniać i domagać się powrotu do domu…

Oldsmobile 88 II

Do Polski Oldsmobile 88 trafił kilka miesięcy temu.

Czy w Polsce w 2020 roku też wszystko jest możliwe? Niektórzy pewnie będą z tym dyskutować. Ale własny samochód też jest już u nas czymś zupełnie normalnym. Są tacy, którzy mają ich nawet kilka – w tym jeden klasyczny, amerykański.

Na pomysł jego zakupu kilkanaście miesięcy temu wpadli Rafał i Maciek. Stwierdzili, że przydałoby im się – na spółkę – auto, które będzie nie tylko dawało radość z jazdy, ale też pozwoli na siebie zarobić, a w perspektywie kilku lat być może nabierze wartości przy odsprzedaży.
Nie szukali konkretnego modelu, ale mieli dość konkretne wymagania: ma być wielki i amerykański, musi pochodzić z lat 1952-1962 i mieć bardzo dużo chromowanych elementów. Im więcej, tym lepiej.

Poszukiwania obejmowały samochody wystawione w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie. W tym drugim kraju wybór egzemplarzy jest – oczywiście – mniejszy, ale ceny też są trochę niższe. Po trzech tygodniach przeszukiwania portali aukcyjnych i ogłoszeniowych, koledzy dostrzegli pojazd, który ich zainteresował. Znajdujący się w Kanadzie „Olds” był sprzedawany przez prywatnego właściciela, który jeździł nim przez długie lata. Na zdjęciach 88 robiło dobre wrażenie, cena też była akceptowalna. Pozostało tylko sprawdzić, czy rzeczywistość zgadza się z internetem. Jak to zrobić? Podróż do Kanady odpadała, bo byłaby jednak zbyt droga w stosunku do wartości auta, a poza tym zajmuje sporo cennego czasu.

Pomógł pan Andrzej Bujalski – mieszkający w Kanadzie Polak, uznawany w środowisku miłośników aut amerykańskich za wysokiej klasy specjalistę. Wybrał się kilkaset kilometrów od swojego miejsca zamieszkania, by w imieniu kupujących dokonać oględzin. Werdykt był jasny: „Ten Oldsmobile jest jak kapsuła czasu! Stan bardzo dobry, polecam zakup” – powiedział pan Andrzej, a dwóm wspólnikom nie pozostało nic innego, jak tylko przelać pieniądze i rozpocząć formalności związane ze sprowadzeniem auta – i to pomimo że wiekowy właściciel nie opuścił z ceny ani centa.

Oldsmobile 88 – serwisowanie

Gdy po sześciu tygodniach rejsu Oldsmobile zawitał na polskiej ziemi i wyjechał z kontenera, Rafał i Maciek nie byli rozczarowani. Wręcz przeciwnie: wóz z nawiązką spełniał pokładane w nim nadzieje. Ale przecież trudno oczekiwać, że 65-letni samochód nie będzie wymagał żadnych inwestycji.

Początek był bolesny. O tym, że 88 ma rozbitą szybę, nabywcy wiedzieli jeszcze przed płaceniem. Ale nie domyślali się, że zdobycie nowej szyby i jej uszczelki będzie zadaniem na miarę podboju Księżyca. Cały proces zajął trzy miesiące. Szyba musiała przypłynąć ze Stanów Zjednoczonych, a koszty zamknęły się w… 6000 złotych. Na szczęście nie było problemu ze znalezieniem specjalisty, który podjął się wymiany. Dzisiaj byłoby gorzej, bo Rafał poznał pana Krzysztofa na kilka dni przed jego przejściem na emeryturę.

Oprócz tego, wóz nie wymagał inwestycji „na już”. Ma oryginalny silnik w dobrym stanie: to motor 5.3 V8 o mocy 185 KM. Skrzynia biegów (czterobiegowy automat) płynnie zmienia biegi. Blacharsko Oldsmobile też jest zadbany. Pojawiły się pojedyncze, niewielkie ogniska rdzy, ale jak na auto, które nigdy nie było remontowane ani malowane (!), stan jest szokująco dobry. Rafał – który prowadzi w Siestrzeni firmę zajmującą się detailingiem – pokrył woskiem lakier. W niektórych miejscach farba ma tylko 20-25 mikronów grubości.

Po sporym przeglądzie i naprawie dziurawego układu wydechowego w warsztacie ArcHouse w Siestrzeni specjalizującym się właśnie w wydechach, nadeszła pora na spore wyzwanie.

Samochód dostał nowe wnętrze.

Oldsmobile 88 II

Na początku plan działania zakładał ratowanie starego, oryginalnego środka. Tyle że podczas prania tapicerki, tylna kanapa pamiętająca czasy prezydenta Eisenhowera zaczęła się po prostu rozpadać. Jak dodaje Rafał, całe wnętrze „Oldsa” miało też swój charakterystyczny zapach. Jedni powiedzą, że „tak pachnie historia”, a inni – że po prostu czuć stęchliznę.

Skończyło się na wizycie w firmie Projekt Pracownia Tapicerska w Nadarzynie i wykonaniu całkiem nowej tapicerki, wykładziny, podsufitki i boczków. Właściciele pozwolili sobie na lekkie odstępstwo od oryginału – dwutonową, zieloną tapicerkę zastąpiono bardziej kontrastową. Wykładzina pochodzi z pewnego popularnego sklepu „dywanowego” na K. Wymieniono wygłuszenia, a cała renowacja zajęła dwa tygodnie. Koszty? Podobne, co przy wymianie szyby. Efekt był warty każdej złotówki – zwłaszcza że nowe, czyste i zadbane wnętrze jest szczególnie ważne, jeśli w środku mają siadać panny młode w białych sukniach.

Oldsmobile 88 II

Oldsmobile 88 – dostępność części

Skąd bierze się części do 65-letniego samochodu z USA? W przypadku tego egzemplarza, zwykle wystarczy wyciągnąć je z bagażnika. Starszy Kanadyjczyk dodał do Oldsmobile’a mnóstwo „gratów”. Jest m.in. drugi komplet chromów i zapas filtrów na 5 lat do przodu. Co zrobić, jeśli czegoś akurat nie ma w kufrze? Europejskie hurtownie raczej nie pomogą, bo temat AmCarów zaczyna się tam od roku 1965.

W przypadku części eksploatacyjnych – często wspólnych z Buickami i autami kilku innych marek – coś da się jeszcze znaleźć, ale trzeba się naszukać i odwiedzać po kilkanaście stron internetowych. Śrubka jest na jednej, lewa uszczelka na drugiej, prawa na trzeciej… Trzeba trzy razy płacić i czekać na trzy paczki. Szybciej i łatwiej będzie poszperać w amerykańskich sklepach. Tam dostępność elementów jest nadal dobra, no i wszystko można załatwić w jednej firmie. To spora oszczędność czasu: wrzuca się masę rzeczy do koszyka i płaci, jak w Walmarcie.

Oldsmobile 88: jazda

185 KM, 434 Nm i automatyczna skrzynia biegów: brzmi jak parametry współczesnego wozu. Pierwsze kilometry za piękną kierownicą 88 są jednak dość traumatyczne. Oldsmobile jest bardzo duży. Mierzy 5,214 m, czyli tyle, ile np. BMW 7 w wersji przedłużanej – a w 1955 roku w USA to był samochód klasy średniej. Sporo waży (1760 kg z płynami). Przy tym wszystkim nie ma wspomagania kierowcy, a cztery hamulce są bębnowe. „To raczej zwalniacze” – śmieje się Rafał.

Dopóki to on siedział za kierownicą, jazda odbywała się płynnie. Z prawego fotela… to znaczy, z prawej części kanapy, wszystko wydawało się łatwe. Gdy to ja zacząłem jechać, wyraźnie brakowało mi gracji. Właściciel zachowywał się jak doświadczony zawodnik rodeo, a moje siłowanie się z kierownicą i zawracanie na sześć razy przypominało raczej walkę z wielkim, upartym osłem. „Spokojnie, przywykniesz” – usłyszałem.

Zgodnie z moimi oczekiwaniami, żywiołem Oldsmobile’a jest długi, szeroki highway. Można tam wcisnąć gaz, podsłuchać V8 i zobaczyć, że to nadal szybki samochód (pamiętać o hamulcach! Koniecznie!). Oczywiście, przy wyższych prędkościach pojawia się pewien problem z „trafianiem w czarne”. Nawet na prostej trzeba bez przerwy wykonywać kierownicą drobne korekcje toru jazdy. Jeśli śmialiście się kiedyś z bohaterów starego amerykańskiego filmu, że podczas jazdy na wprost ciągle kręcą kierownicą, to… już się nie śmiejcie.

Pytam, czy radio działa, a Rafał zaczyna kręcić pokrętłami. Słyszymy szum, trzaski, a później męski głos mówiący po rosyjsku: złapaliśmy na długich falach jakąś rozgłośnię ze wschodu. Gdyby to był 1955 rok w USA, pewnie zaczęlibyśmy się bać.

Komfortowa jazda 88 kończy się mniej więcej w okolicach 60 mil na godzinę, czyli 100 km/h. Teoretycznie, samochód pojedzie 105 mil na godzinę (niemal 170 km/h), ale takie rzeczy lepiej robić na niekończącym się słonym jeziorze. Rafał kilka razy zabrał Oldsa w trasę i mówi, że dopóki jedzie się płynnie i spokojnie, podróż jest czystą przyjemnością. Inni kierowcy raczej uważają i starają się nie wciskać przed maskę, ale jeśli już któremuś się zdarzy, robi się nieprzyjemnie ze względu na drogę hamowania. No i oczywiście – co też zauważyłem podczas przejażdżki – absolutnie każdy się przygląda. Nie dziwię się, sam bym to robił.

Oldsmobile 88 II

Ile pali Oldsmobile 88 5.3 V8?

Sami zgadnijcie, dam wam chwilę. Już? Ile obstawiliście: 28, 23 litry? Tymczasem wynik w trasie to zaledwie ok. 13 litrów na sto kilometrów. W mieście będzie trochę więcej, ale przecież ten wóz nie służy do stania w korkach. Nie polecam tego robić, bo nie ma klimatyzacji, tylko wiatraczek działający na podciśnienie. Pasażer z tyłu może regulować śrubą prędkość obrotową poprzez regulowanie ilości zasysanego powietrza.

Po przyzwyczajeniu się, jazda 88 jest bardzo miła.

Podstawa to pozbyć się przyzwyczajeń z nowych aut i po prostu rozsiąść na kanapie i płynąć przed siebie. Można się zrelaksować jak na wakacjach w Acapulco, zwłaszcza że w środku wszystko działa, jak trzeba. Jest zwarte, solidne i po prostu piękne, dopracowane i wykonane jak biżuteria.

Co dalej z tym samochodem? Sprzedaż raczej mu nie grozi. Zamiast tego Rafał zaczyna wspominać o wstępnych planach poszerzenia kolekcji. Gdyby Oldsmobile był człowiekiem, właśnie osiągnąłby wiek emerytalny. Ale zielony skrzydlak dopiero zaczyna pracę. Nie będzie bardzo ciężka – ot, uprzyjemni parom młodym najważniejszy dzień ich życia, a poza tym może zostanie gwiazdą ekranu? W końcu ma aparycję filmowego amanta. Jeśli Marlon Brando by żył, pewnie już zacząłby obawiać się konkurencji.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać