Wiadomości

Europa zaczyna dostrzegać, że ta EVangelizacja to jednak jest przeprowadzana zbyt szybko

Wiadomości 19.01.2022 426 interakcji

Europa zaczyna dostrzegać, że ta EVangelizacja to jednak jest przeprowadzana zbyt szybko

Paweł Grabowski
Paweł Grabowski19.01.2022
426 interakcji Dołącz do dyskusji

Kolejny kamyk wpadł do elektrycznego ogródka. Czy szykuje się europejski odwrót od elektromobilności? A może to ostatnie podrygi niektórych producentów samochodów?

Usłyszałem ostatnio nowe słowo – EVangelizacja. Jest po prostu wspaniałe i doskonale oddaje, to co dzieje się wokół tego tematu. Od jakiegoś czasu politycy, często bez prawa jazdy, natchnionym głosem tłumaczą, że czas przesiąść się do samochodów elektrycznych. Ma to pomóc ocalić nasz świat przed zniszczeniem, dać oddech planecie. Użytkownicy samochodów elektrycznych niczym apostołowie piętnują grzeszników jeżdżących sadzomiotami. Nie muszę chyba mówić, kto jest mesjaszem i papieżem elektromobilności.

elon musk

Wielkie nawrócenie na elektryczność postuluje również Unia Europejska. To nic, że w tym samym czasie sama tylko Lufthansa wykonuje 18 tysięcy pustych przelotów, żeby nie stracić slotów na najpopularniejszych lotniskach, emitując przy tym tyle CO2, ile średniej wielkości elektrownia na węgiel kamienny. To zupełnie coś innego, więc skupmy się na walce ze sprawcami największego zła w Europie — samochodami spalinowymi. W ostatnim czasie coraz głośniej słychać głosy mówiące, że to się dzieje zbyt szybko i że postawione cele są nierealne.

Czy to odwrót od elektromobilności, czy tylko chwilowe otrzeźwienie?

Prezes Stellantis, Carlos Tavares, od dawna krytykuje drogę obraną przez Unię Europejską w tym zakresie, ale w ostatnim czasie robi to ze zdwojoną siłą. W ostatnim wywiadzie udzielonym czterem europejskim redakcjom wypowiedział wiele gorzkich słów, które dodatkowo są bardzo trafne. Jego zdaniem wybór samochodów elektrycznych jako zbawicieli to wymysł polityków, a nie realne zapotrzebowanie klientów, do którego muszą dostosować się producenci. Zwrócił uwagę na to, że samochód elektryczny musi przejechać średnio 70 tys. km, żeby zrównoważyć ślad węglowy związany z wyprodukowaniem jego baterii. Dodatkowo elektryki są zdecydowanie zbyt drogie dla przeciętnego klienta, a przecież są dotowane przez poszczególne państwa. Koszt tych dotacji ponoszą wszyscy podatnicy. Tavares uważa, że gwałtowne przejście na samochody elektryczne spowoduje niepokoje społeczne i potencjalne zwiększenie rozwarstwienia ekonomicznego społeczeństwa. Skoro nawet klasa średnia nie będzie mogła sobie na nie pozwolić, to zaczną się poważne problemy.

odwrót od elektromobilności

To co pan proponujesz, panie Tavares?

Według prezesa, najlepszym wyjściem są pojazdy hybrydowe, które są znacznie bardziej przystępne cenowo, emitują dużo mniej CO2 niż zwyczajne samochody z silnikami spalinowymi, a dodatkowo nie potrzebują dotacji. Hybrydy mają jeszcze ten plus, że są rozwijane od dłuższego czasu, więc stają się coraz lepsze i wydajniejsze. Złośliwi mogą powiedzieć, że to wszystko dlatego, że Stellantis nie radzi sobie zbyt dobrze na rynku samochodów elektrycznych. Ich modele nie mają takich zasięgów jak konkurencja, nie oferują takich osiągów, ale jednocześnie opracowali plan, który zakłada przeznaczenie 34 miliardów euro na elektryfikację gamy.

Może i hybrydy są tańsze, ale żadna nie ma tyle stylu, co elektryczny Fiat 500

Można byłoby się śmiać, że to żaden odwrót od elektromobilności, tylko próba wywrócenia stolika przez Stellantis, gdyby nie Niemcy

Tam już też zorientowali się, że ich pomysł na 15 milionów zelektryfikowanych samochodów (w tym 10 milionów czysto elektrycznych) do 2030 roku to mrzonka. Już teraz wiedzą, że to nie wypali. Niemiecki minister transportu poinformował, że niestety ten sprytny plan się nie uda, bo tempo kupowania EV jest zbyt wolne. Do 2021 roku w Niemczech jeździ już milion zelektryfikowanych samochodów, z czego połowa to hybrydy. Po wykonaniu szybkich obliczeń można przyjąć, że jak do 2030 roku będzie 10 milionów hybryd, to będzie to duży sukces. Najwidoczniej klienci nie chcą dopłacać, żeby emitować troszeczkę mniej CO2. Co więcej — niemiecki minister transportu powiedział, że trzeba milszym okiem spojrzeć na paliwa syntetyczne, bo one mogą być przyszłością. Kto by pomyślał, że plan oderwany od rzeczywistości się sypie.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać