Wiadomości / Felietony

Od dziś samorządy mogą pobierać opłaty za wjazd do miasta. To początek drogi

Wiadomości / Felietony 30.07.2018 177 interakcji

Od dziś samorządy mogą pobierać opłaty za wjazd do miasta. To początek drogi

Piotr Barycki
Piotr Barycki30.07.2018
177 interakcji Dołącz do dyskusji

Stało się. Kontrowersyjna nowelizacja ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych weszła w życie. Niedługo zapłacimy więcej za paliwo, a z dodatkową opłatą wiązać się też będzie wjazd do wybranych stref polskich miast. Co dalej? Jeśli pójdziemy śladem Brytyjczyków, to czas myśleć o pozbyciu się samochodu.

Ale póki co jeszcze nie trzeba go sprzedawać. O ile pogodzimy się oczywiście z szeregiem nowych opłat i ograniczeń.

Za co zapłacimy więcej? Paliwo, wjazd do stref eko, badania techniczne. I jeszcze trochę.

Jeśli doszukiwać się dobrych wiadomości, to jest jedna. Jeden z najgłośniej komentowanych elementów nowelizacji ustawy, czyli opłata paliwowa, zacznie funkcjonować dopiero od 1 stycznia 2019 r. Od tego momentu kierowcy będą musieli się jednak pogodzić z wzrostem cen paliw. O ile? Tego na razie nie wiadomo, ale nowy podatek będzie oznaczał dla sprzedawców dodatkowe 10 gr brutto na każdym litrze. I chyba dobrze wiadomo, kto będzie musiał pokryć te koszty.

Kierowcy będą musieli się też pogodzić z tym, że płatny stanie się wjazd do wybranych stref w miastach, które zdecydują się na ich ustanowienie. Opłata wynosić będzie 2,5 zł za godzinę pomiędzy 9 a 17, czyli maksymalnie za dobę przebywania w takiej strefie zapłacimy 20 zł.

Jeśli jednak wjedziemy do strefy czystego transportu bez uiszczenia odpowiedniej opłaty, zostaniemy ukarani mandatem w wysokości 500 zł. Chyba że poruszamy się samochodem elektrycznym, zasilanym CNG, albo w piwnicy zbudujemy sobie pojazd na wodór. Wtedy z opłat jesteśmy całkowicie zwolnieni.

Nie będziemy natomiast zwolnieni z opłat za wjazd do strefy czystego transportu, jeśli uwierzyliśmy w to, że hybrydy są w jakikolwiek sposób ekologiczne i sprawiliśmy sobie tak zasilany samochód. Według naszego rządu takie pojazdy są tak samo złe, jak klasyczne pojazdy spalinowe. Owszem, znosi się wprawdzie na ograniczony czas akcyzę na hybrydy, ale dodatkowo przykręca się śrubę do wcześniejszych ustaleń.

Po pierwsze tymczasowe zniesienie akcyzy nie dotyczy hybryd najpopularniejszych i najtańszych, czyli klasycznych – takich jak Prius czy np. Lexusy. Ustawa przewiduje ulgi wyłącznie dla hybryd typu plug in, ale i tutaj nie wszystkie zostaną nimi objęte. W ostatecznej wersji ustawy określono, że zniesienie akcyzy dotyczy wyłącznie tych hybryd plug-in, których pojemność skokowa silnika jest równa lub niższa niż 2000 ccm.

Prawdopodobnie takie ograniczenie wprowadzono po to, żeby z ulg nie korzystały osoby zamożne, które i tak stać na drogie samochody. W praktyce jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby skorzystać z ulgi przy zakupie – dajmy na to – Volvo XC90 Excellence za pół miliona złotych. Panamera 4 E-Hybrid (kosztująca tyle samo co Volvo, ale z silnikiem 2,9 l) niestety została wyrzucona za burtę, ale nawet bez obniżki i tak warto ją kupić.

I jakkolwiek dopłacanie bogatym do towarów luksusowych może brzmieć głupio, tak ta zmiana jest kompletnie bez sensu. W tej chwili hybrydy plug-in są piekielnie drogie. Tańsze od samochodów w pełni elektrycznych, ale i tak dużo droższe od klasycznych odpowiedników. Zamiast więc dawać motywację finansową do zakupu tym, którzy mogą sobie na taki luksus pozwolić (a tym samym oczyścić atmosferę), postanawia się im ją odebrać. A biorąc pod uwagę fakt, że najtańsza hybryda plug-in kosztuje w Polsce około 140-150 tys. zł, zlikwidowanie akcyzy w wysokości 3,1 proc. dla przeciętnego klienta zmieni… nic. Gdyby była mowa o zwykłych hybrydach, które mogą skutecznie bić się cenowo z dieslami – to co innego. Taki rodzaj napędu jednak według ustawodawcy w ogóle nie jest eko.

Podobnie zresztą jak wszystko, co miałoby sens w naszym kraju. Mamy darmowe wjazdy do stref czystego transportu dla aut z CNG, których w Polsce nie ma i raczej nie będzie – raz, bo nie ma dla nich absolutnie żadnej infrastruktury, dwa – bo w ofertach producentów nie ma prawie takich pojazdów. Mamy też ulgi dla samochodów elektrycznych, których na drogach porusza się garstka i dla tych na wodór, których nie ma w ogóle, i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będą.

I pewnie właśnie o to chodziło, żeby nie objąć przypadkiem darmowym wjazdem zbyt wielu kierowców. W przeciwnym wypadku na liście pojawiłyby się m.in. klasyczne hybrydy, czy np. samochody zasilane LPG.

A co czeka nas w przyszłości?

W niektórych krajach, jak np. w Wielkiej Brytanii, takie ograniczenia, jak wprowadzone obecnie u nas, funkcjonują już od dawna. Przychodzi więc czas na podjęcie dodatkowych kroków, a te są tak absurdalne, że nie ma większych wątpliwości, że ktoś w Polsce je podchwyci i postanowi wprowadzić.

I tak np. Anglicy przedstawili dziś wstępny plan dalszych działań w kierunku ratowania miast i środowiska. Plan jest – zdaniem autorów – prosty i genialny. Wywalić z miast absolutnie wszystkie pojazdy spalinowe, w tym i samochody dostawcze oraz usługowe. Dopuszczone do użytku będą tylko i wyłącznie pojazdy elektryczne, ale i niekoniecznie wszystkie – mówi się głównie o elektrycznych rowerach (oraz skuterach), mikrosamochodach i małych, elektrycznych autach dostawczych. To one mają dostarczać towary do sklepów i do klientów indywidualnych w centrach miast.

Kolejny krok – usunąć z terenów miejskich niemal wszystkie miejsca parkingowe, żeby zajmowane przez nie powierzchnie przeznaczyć np. na kolejne budynki mieszkalne lub usługowe.

I wszystko będzie pięknie. Cisza, spokój, ptaków śpiew. Nie wiadomo tylko kiedy i w jaki sposób, bo to na razie bardzo wstępny plan, którego wdrożenie przypadnie na nie-wiadomo-kiedy.

Ten plan jest zresztą jak na razie tak wstępny, że nawet jego twórcy nie mają jeszcze żadnego pomysłu na rozwiązanie problemów, jakie wygeneruje jego wprowadzenie (a które sami dostrzegają!). Jak i czym mają być zaopatrzone większe sklepy w centrum – kilkudziesięcioma małymi dostawczakami elektrycznymi? Jak kurier na elektrycznym skuterze ma w sensownym czasie rozwieźć odpowiednia liczbę paczek? Jak pojazdem elektrycznym ma być dostarczony towar z często leżących daleko poza miastem magazynów? Jak miliony poruszających się po ulicach samochodów dostawczych mają być nagle zastąpione przez nowiutkie i lśniące pojazdy elektryczne? Nie mogę się doczekać, jak zamówione meble z Ikei ktoś będzie próbował dostarczyć elektrycznym rowerem. Bo przecież jakoś trzeba mieszkać – nawet w centrum.

Co z prywatnymi samochodami? Tych oczywiście ma nie być. Najlepiej w ogóle. Ulice i pojedyncze miejsca parkingowe mają zostać, ale głównie po to, żeby było po czym jeździć i gdzie stawać wynajętymi na minuty samochodami. A że nie ma akurat takiego dostępnego, kiedy chcesz pojechać na zakupy? Twój pech. Trzeba było zamówić dostawę do domu. Ale i to pod warunkiem, że twoje zakupy zmieściłyby się na elektryczny skuter, a magazyn, z którego pobierane są towary, leży w zasięgu malutkich akumulatorów.

W rezultacie zostajemy z centrum miasta, w którym wszystko jest utrudnione. Utrudnione są dostawy towarów do sklepów, utrudnione są dostawy zamówień do domów, ograniczona jest liczba pojazdów, które jedno i drugie mogą realizować. Pod własny dom z podmiejskich zakupów też nie podjedziesz, bo raz, że nie ma gdzie stanąć, a dwa, że twój samochód nie jest elektryczny, więc i tak nie możesz wjechać.

Po co więc mieszkać w takim centrum, skoro zaledwie kilkanaście kilometrów dalej kończy się ścisła strefa, można jeździć dowolnym samochodem do woli, wybrać się na przejażdżkę na zakupy (do komfortowo zaopatrywanego sklepu), ewentualnie poczekać na białego busa z zamówionym towarem? Nagle może się okazać, że w centrum jakość powietrza jest doskonała, ale głównie dlatego, że mało kto chce tam mieszkać. Cała reszta wyprowadziła się na przedmieścia, a wraz z nią – również i zanieczyszczenie powietrza. Ale centrum jest czyste, o to właśnie chodziło.

Teoretycznie te wszystkie problemy powinno się jakoś rozwiązać przed wprowadzeniem odpowiednich ustaw. Ale chyba wszyscy wiedzą, jak to się ostatecznie skończy…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać