Felietony

Od dziś nowe przepisy. Na jednych skorzystają piesi, na innych – drogowi cwaniacy

Felietony 01.06.2021 1136 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 01.06.2021

Od dziś nowe przepisy. Na jednych skorzystają piesi, na innych – drogowi cwaniacy

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski01.06.2021
1136 interakcji Dołącz do dyskusji

Od dziś obowiązują nowe przepisy prawa o ruchu drogowym. Chodzi o pierwszeństwo pieszych wchodzących na przejście oraz o utrzymanie odstępu od poprzedzającego samochodu na autostradzie i drodze ekspresowej.

Co do pierwszej zmiany, tj. pierwszeństwa pieszego już w momencie wejścia na przejście dla pieszych, napisaliśmy już wiele. Oczywiście, że zmiana jest na lepsze, bo jako pieszy wolałbym nie być rozjechany, niż być rozjechany. Dla wielu kierowców nie zmieni się nic, bo i tak już przepuszczają pieszych, kiedy widzą że zbliżają się oni do przejścia. Takie mam przynajmniej wrażenie. Przy czym ja mieszkam w Warszawie, więc może ono być mylne. Być może w Elblągu, Chełmnie czy Zamościu pieszy musi w nieskończoność czekać, aż ktoś pozwoli mu wejść na przejście – to temat na osobny wpis.

W kwestii pierwszeństwa pieszych nie zawiódł „ekspert” od bezpieczeństwa ruchu drogowego, pan Tomasz Tosza, który na łamach oko.press twierdzi, że z polskiego prawa zniknie pojęcie „wtargnięcia”, nieznane w Europie. Po pierwsze: nie zniknie, bo nigdy go nie było. Art.14 prawa o ruchu drogowym zabrania wejścia „bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych”. Ten artykuł po nowelizacji nie zniknie, oraz również nieprawdą jest, że podobnych przepisów nie ma w żadnym innym kraju w Europie. Pan Tomasz nisko wiesza poprzeczkę do bycia samozwańczym ekspertem od bezpieczeństwa ruchu drogowego. Nie trzeba nawet przeczytać ustawy, żeby się nim nazywać. Nihil novi sub sole.

Wejście na przejście dla pieszych a smartfon

Trochę tylko nie podoba mi się przepis o tym, że pieszy nie może korzystać z telefonu lub innego urządzenia elektronicznego przechodząc przez przejście dla pieszych. Jeśli najedzie na mnie samochód, gdy akurat trzymałem w ręku telefon (nawet niekoniecznie korzystając z niego), to zapewne prawnik potrącającego zrobi z tego powód do odmowy odszkodowania, bo być może akurat trzymałem go w sposób, który prowadzi do ograniczenia możliwości obserwacji sytuacji na jezdni, torowisku lub przejściu dla pieszych. Moim zdaniem kwestia trzymania lub nietrzymania telefonu jest nieistotna z punktu widzenia bezpieczeństwa. Najważniejsze, żeby przed przejściem się rozejrzeć, niezależnie od tego co gnieciemy akurat w łapie. No ale rząd jak to rząd, musiał dać odrobinkę marchewki i kawałek kijka jednocześnie, żeby piesi za bardzo się nie rozbestwili. Trochę jeżdżę samochodem i naprawdę nie widuję sytuacji, że ktoś wchodzi pod samochód, bo patrzy w smartfon. Regularnie natomiast widzę osoby po prostu wchodzące na jezdnię. Są to najczęściej nastolatki w okresie buntu lub ludzie bardzo starzy. Żadne przepisy na to nie pomogą.

Najważniejsza z mojego punktu widzenia zmiana to obowiązek utrzymania odstępu od poprzedzającego pojazdu

Mowa tylko o drogach ekspresowych i autostradach. To tam mamy od dziś obowiązek utrzymania odstępu od poprzedzającego pojazdu wynoszącego połowę wartości naszej prędkości wyrażonej w metrach. Czyli przy 100 km/h musimy utrzymać odstęp 50 metrów, przy 140 – 70 metrów i tak dalej. Nie dotyczy to tylko wyprzedzania.

Ten przepis jest akurat idiotyczny. Po pierwsze, ja jako kierowca mam prawo nie wiedzieć, ile to jest 50 metrów i czym różni się od 45 metrów. Mogę oceniać tę odległość tylko na oko, które jest zawodne. Spróbujcie spojrzeć przez okno i ocenić na przykład odległość innego budynku od ściany waszego domu, wyrażając ją w metrach. Potem można sprawdzić na Google Maps o ile się pomyliliście. Dopóki każdy samochód nie będzie miał systemu pomiarowego, pokazującego kierowcy jak blisko jest auto przed nim, ten przepis będzie totalnie martwy.

To znaczy nie będzie, bo będzie można postawić fotoradar na autostradzie i sypać mandatami wszystkim, którzy przy prędkości 120 km/h utrzymali odstęp 55 metrów zamiast 60. Być może o to chodzi. Widzę te sprawy sądowe, gdzie sędzia musi ustalić, czy kierowca ma obowiązek mieć miarkę w oku, czy może jej nie mieć i kierować się zdrowym rozsądkiem. A co w sytuacji, gdy auto 60 metrów przede mną zahamuje? To bardzo duża odległość. Zanim ja rozpocznę hamowanie, to odstęp między nami zdąży się zmniejszyć i będę tym sposobem łamał przepisy.

Nowe przepisy ruchu drogowego w tej kwestii nie zmienią nic, a jeśli już, to na gorsze

Nowy przepis nijak nie zatrzyma też autostradowych szaleńców, którzy uwielbiają siedzieć na zderzaku poprzedzającego auta, ponieważ uznają że ktoś zbyt wolno jedzie lewym pasem. Najbardziej lubię tych, którzy wykonują taki manewr wobec pojazdu jadącego ok. 140 km/h, ponieważ sami chcą koniecznie jechać nieprzepisowo i próbują zepchnąć z drogi tych, którzy im w tym przeszkadzają. Pomoże natomiast wszelkiego rodzaju cwaniakom, którzy będą mogli teraz wpychać się między auta jadące z prawidłowym odstępem. Nie wiem za bardzo po co powstał ten przepis. A już zwłaszcza nie wiem, po co wprowadzono te liczbowe wartości „połowy prędkości”. Chyba tylko po to, żeby podnieść wpływy z mandatów, bo żadnego przełożenia na bezpieczeństwo tu nie widzę.

Tak czy inaczej, przepuszczajcie od dziś pieszych bardziej niż przepuszczaliście ich do tej pory, bo to być może wasza matka.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać