Bezpieczeństwo ruchu drogowego

Postawili obszar zabudowany na pustej dwupasmówce. Teraz dziwią się, że nikt go nie przestrzega

Bezpieczeństwo ruchu drogowego 19.08.2022 57 interakcji

Postawili obszar zabudowany na pustej dwupasmówce. Teraz dziwią się, że nikt go nie przestrzega

Piotr Barycki
Piotr Barycki19.08.2022
57 interakcji Dołącz do dyskusji

Przeczytałem dzisiaj poruszający artykuł o tym, jak szaleniec pędził przez obszar zabudowany, notując rekordowe przekroczenie prędkości. Szkoda tylko, że właśnie przez takie „obszary zabudowane” wszyscy zaczynają takie oznakowanie ignorować. 

Skrót z newsa – kierowca starego Volkswagena jechał „po mieście” 153 km/h, w miejscu, gdzie dopuszczalna prędkość wynosiła 70 km/h. Złapała go policja, zabrała prawo jazdy, ot – dość częsty przypadek.

Kluczowe jest tutaj jednak to „po mieście” i powód zabrania prawa jazdy, czyli przekroczenie o ponad 50 km/h dopuszczalnej prędkości w obszarze zabudowanym.

Znam to miejsce aż zbyt dobrze i to „w mieście” i „obszar zabudowany” wygląda dokładnie tak:

obszar zabudowany przekroczenie prędkości

Dwie jezdnie z dwoma pasami ruchu, rozdzielone pasem zieleni, z ogromnymi terenami zielonymi po jednej stronie i barierami po drugiej. Drogę od najbliższych zabudowań dzieli zdecydowanie więcej, niż przeciętnego wyjeżdżonego Phaetona od pełnej sprawności technicznej.

Na całym tym odcinku nie ma właściwie ani jednego zakrętu, ani jednego skrzyżowania, a droga dla rowerów i chodnik biegną sobie najpierw za barierami, a potem przechodzą pod jezdniami tunelem.

Czym to się różni od A4 na wielu jej odcinkach, może poza sposobem dozbrojenia rozdzielenia jezdni – nie wiem.

obszar zabudowany przekroczenie prędkości

Zgadnijcie, czy ten obszar zabudowany działa i przekroczenie prędkości jest tam rzadkością.

Spojler: otóż nie. Ani trochę. Oczywiście jazda tam z prędkością ponad 150 km/h jest nie tylko słusznie ukaranym przez policję szaleństwem i głupotą, ale i kompletnym absurdem, bo odcinek jest stosunkowo krótki i wciskając pedał gazu do podłogi, zyskamy na nim może ze 20 sekund i check engine w Phaetonie.

Co nie zmienia faktu, że długo trzeba byłoby szukać tam chociażby dwóch kierowców pod rząd, którzy jadą zgodnie z przepisami 70 km/h albo mniej. Dlaczego? Bo można. Bo żaden zewnętrzny czynnik poza znakiem nie sugeruje, żeby jazda 80 czy 90 km/h była tam niebezpieczna. Nawet argument o hałasie generowanym przez auta trochę się nie klei, bo można tam nahałasować głównie pasażerom pociągów (i dobrze) i… w sumie nie wiadomo komu, bo piesi i rowerzyści są chronieni ekranami.

Czyli mamy obszar zabudowany, na którym postawiono coś na wzór autostrady, po której – kto by się spodziewał – ludzie jeżdżą szybciej, niż nakazuje znak.

A to prowadzi do najgorszej możliwej sytuacji.

Czyli takiej, gdzie a) kierowcy czują się oszukani i jednocześnie czują się celem polowań (częściowo słusznie) i b) zaczynają z tego wysnuwać wniosek, że obszar zabudowany to bzdura.

I to jest nawet gorszy przypadek niż słynne obszary zabudowane w środku pola albo lasu. Tam mamy przeważnie małą drogę, bez potencjału na ogromne prędkości i jeszcze można jako tako przyjąć, że ktoś po prostu troszkę źle ustawił znak. Tutaj – zbudowano mini-autostradę z pełną świadomością i z pełną świadomością postawiono tam takie a nie inne ograniczenie w kombinacji z obszarem zabudowanym.

A skoro wszyscy wiedzą, że ten obszar zabudowany to tak naprawdę bzdura, to nie stoi na przeszkodzie, żeby założyć, że kolejne takie oznakowanie też będzie bzdurą (co przy naszym budowaniu i znakowaniu jest bardzo możliwe) i można jechać tak, jak nam się wydaje, że jest bezpiecznie. I jeśli w kolejnym miejscu się uda, to w kolejnym i kolejnym też tak zrobimy. Aż do czasu, kiedy któryś obszar zabudowany okaże się faktycznie obszarem zabudowanym, ale wtedy już może być za późno na refleksję.

No ale znak postawiony, więc od strony organizacji ruchu wszystko się przecież zgadza.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać