Felietony

Pytanie na niedzielę: jak trzeba uregulować ruch rowerowy? A może nie trzeba?

Felietony 31.03.2019 350 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 31.03.2019

Pytanie na niedzielę: jak trzeba uregulować ruch rowerowy? A może nie trzeba?

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski31.03.2019
350 interakcji Dołącz do dyskusji

Ruch rowerowy rośnie w Polsce z każdym rokiem, przybywa dróg rowerowych i rozwiązań wymyślonych dla wygody rowerzystów. Przybywa też kolizji z ich udziałem. Zaraz zaczyna się sezon i zacznie się też szaleństwo, które domaga się jakichś rozwiązań systemowych. A może wcale nie?

Według australijskich danych, kierowcy najbardziej nie cierpią na drodze właśnie rowerzystów. Ja nie mam takiego wrażenia; moim zdaniem kultura jazdy na rowerze w ostatnich latach poprawiła się, ponieważ jest więcej infrastruktury rowerowej i ludzie chętniej z niej korzystają. Pozostaje jednak parę problemów, a w miarę wzrostu ruchu rowerowego te problemy stają się też bardziej palące.

Problem nr 1 to kolarze, którzy nie przestrzegają żadnych przepisów ruchu drogowego, bo muszą utrzymać segment na Stravie (nie pytajcie, to po kolarsku). Jadą jezdnią wzdłuż drogi dla rowerów, ponieważ ponoć na drodze dla rowerów są inni rowerzyści, czyt. nie-kolarze, a żaden kolarz nie może być widziany w towarzystwie niekolarza. To obniża jego kolarskość. To jest w miarę nieszkodliwe, choć utrudnia ruch, w szczególności autobusom, które muszą z trudem wyprzedzać takich kolarzy tylko po to, żeby samemu zaraz zostać wyprzedzonym. Gorzej że kolarze przejeżdżają regularnie przez czerwone światło, a znając nową linię wyroków sądów można uznać, że w razie zderzenia z kolarzem wjeżdżającym na czerwone, winny będzie kierowca. To jeden z powodów, dla których padają pomysły obowiązkowego oznakowania rowerów.

Drugi problem jest poważniejszy

W zderzeniu z samochodem rowerzysta może zginąć, więc poza kolarzami (którzy są pozbawieni instynktu przeżycia, bo zastępuje go instynkt wygrywania) większość kierujących rowerami zachowuje minimum ostrożności przecinając się z ruchem samochodowym. Gorzej z jazdą po chodniku między pieszymi. Tu przodują użytkownicy tzw. rowerów miejskich, czyli wypożyczanych, ale nie tylko. Niestety w sezonie wiosenno-letnim mnożą się przypadki najechania na pieszych przez rowerzystów. Pieszy uderzony przez rowerzystę może zostać poważnie pokrzywdzony, zwłaszcza jeśli jest to dziecko lub starsza osoba. A rowerzysta? No cóż, po prostu odjeżdża. O takich przypadkach informowała prasa, można też znaleźć nagrania na YT. W konfrontacji pieszy-rowerzysta to ten drugi powinien być traktowany surowiej, ponieważ prowadzi pojazd. Zwłaszcza kiedy jedzie nim po chodniku (kolejna plaga polskich miast). I tu głosy domagające się, aby rowerzyści mieli oznakowanie i ubezpieczenie OC odzywają się najgłośniej. A będą jeszcze głośniejsze, bo problem będzie się nasilać.

Niektórzy radni już wpadli na pomysł, żeby drogi dla rowerów budować tak, by tam gdzie jest to konieczne uniemożliwiały rozpędzenie się (jak przyjemnie było słuchać wycia aktywistów rowerowych na ten pomysł). Separowanie ciągów pieszo-rowerowych na część pieszą i rowerową też jest jakimś rozwiązaniem. Ale to nie zniechęci chodnikowych szaleńców, bo korzystają oni z tego, że czują się bezkarni, mogąc po prostu odjechać, gdy przydarzy się jakiś wypadek. W związku z tym pytanie na niedzielę jest takie:

Czy rowerzyści powinni mieć OC, oznakowany rower i przejść obowiązkowe szkolenie z przepisów ruchu drogowego?

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać