Przegląd rynku

Te samochody wciąż można kupić w Polsce. Oto 8 zaskakujących modeli wciąż w ofercie

Przegląd rynku 29.09.2018 166 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 29.09.2018

Te samochody wciąż można kupić w Polsce. Oto 8 zaskakujących modeli wciąż w ofercie

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski29.09.2018
166 interakcji Dołącz do dyskusji

Na polskim rynku oferuje się mnóstwo modeli samochodów. O niektórych zdążyliśmy zapomnieć, inne nigdy się nie przebiły, a jeszcze inne powinny były dawno dostać następców. Oto nowe samochody, które wciąż występują w salonach, ale czy ktoś je kupuje?

Producenci przeciętnie wymieniają modele w gamie co 7-8 lat. Kiedyś było to nawet częściej, np. Toyota przez wiele lat testowała 4-letni okres produkcji, ale okazał się zbyt krótki i teraz większość modeli tłuką uczciwie też ok. 7 lat, a nawet dłużej. Jak się jednak okazuje, niektóre samochody mimo wieloletniej obecności rynkowej nadal świetnie się sprzedają. Wycofana już Toyota Avensis (model roku 2008) przez ostatnie 2 lata sprzedaży była przebojem. Wielką popularnością cieszy się wciąż dość leciwe już Mitsubishi ASX. Dlatego nie zawsze zmiana modelowa ma sens.

Druga grupa aut, które zawarłem w tym przeglądzie to takie, które nigdy się nie przebiły i na ulicy widuje się je niezwykle rzadko. Pewnie większość osób sądzi, że sprowadzono je z jakiegoś egzotycznego kraju, tymczasem one są normalnie sprzedawane w Polsce. Po prostu mało kto wie o ich istnieniu.

Fiat Qubo

Właśnie wchodzi w jedenasty rok produkcji. To sympatyczny mały kombivanik i prawdopodobnie najtańszy samochód z przesuwnymi drzwiami, jaki można kupić. Do wyboru są dwa silniki: benzynowy 1.4 77 KM (osiem zaworów!) i diesel 1.3 M-Jet o mocy 80 KM. Podobno w wersji benzynowej Qubo może rozpędzić się nawet do 155 km/h, ale odradzałbym próbowanie takich rzeczy. Po pierwsze, to nielegalne, po drugie te kombivany przy prędkościach autostradowych strasznie dużo palą. Do miasta wydaje się idealny. W gamie jest nawet podwyższona wersja Trekking za 76 300 zł, ale nie jest oferowana z silnikiem benzynowym. Za 56 300 zł można kupić benzynowy wariant Lounge. Ma klimatyzację i podgrzewane lusterka. Wiadomo – taki wóz nie jest szczytem mody, ale z drugiej strony nie każdy goni za modą, a przesuwane boczne drzwi to świetne rozwiązanie, zwłaszcza dla osób z dziećmi.

Isuzu D-Max

Azjatycki bestseller pozostaje u nas prawie nieznany, a w sprzedaży też już jest dobrych 6 lat (mówimy o II generacji). Podczas gdy inni producenci pickupów raczej preferują duże silniki, co najmniej 2,3-litrowe, Isuzu w maju 2017 r. poszło na poważnie w downsizing. Obecnie jedyny wariant silnikowy w ofercie to 1.9 diesel o mocy 163 KM. Trochę mało jak dla dużego pickupa, którego w dodatku można kupić z pakietem ARCTIC TRUCK. Sam pakiet kosztuje 48 585 zł. Ciekawe, czy ktoś się nań zdecydował, czy jest to tylko wersja katalogowa. Jest też wersja Hunter z pakietem dla myśliwych – z klatką dla psa i szufladą na broń. Aktywiści antymyśliwscy powinni protestować, ale ze względu na słabą rozpoznawalność marki Isuzu w Polsce mogą nawet o niej nie wiedzieć. W cenniku występuje nawet teoretyczna wersja z pojedynczą kabiną – nigdy nie widziałem jej na żywo.

Kia Venga

Venga w przyszłym roku skończy 10 lat i pewnie będzie ostatnim na rynku mikrovanem. Z oferty wypadły już: Ford B-Max (debiutował 3 lata po Vendze), Opel Meriva (2010 r.), Nissan Note II (krótko pożył), została Honda Jazz – ale nie wiadomo na jak długo. W 2009 r. doradziłem zakup Vengi mojej ciotce. Ciotka kupiła i jeździ nią do dziś, dzięki czemu cały czas może twierdzić, że ma aktualny model i nie czuje żadnej potrzeby zmiany. Venga ma wiele zalet. Przede wszystkim jest ogromna w środku. Cztery osoby i sporo bagażu to żadne wyzwanie dla takiej Vengi.

Po drugie, ciotce przez prawie 10 lat to auto zepsuło się raz i naprawa kosztowała 150 zł, polegała na zastąpieniu uszkodzonej części używaną z Allegro, która działa dalej bez zarzutu. Venga ma też wady: na przykład dramatyczną widoczność do przodu na boki. Nie skręcajcie raczej w lewo, można kogoś „zdjąć”. Lepiej trzy razy w prawo, niż raz w lewo. Niestety w ofercie został już tylko benzynowy silnik 1.6 z manualem lub automatem, przez co cena zaczyna się od 58 990 zł – 3000 zł taniej niż za nowego Cee’da. Przy okazji warto zauważyć, że kiedy debiutowała Venga, to w salonach był Cee’d I, a teraz jest Cee’d III.

Jaguar XJ

To całkiem fajny samochód, choć też ma już z 10 lat. Nadal wyróżnia się na drodze, i chyba jako jeden z pierwszych miał duży, wielokolorowy ekran zamiast tradycyjnych wskaźników. Problem w tym, że rywale dość mocno poszli do przodu i taki XJ niepostrzeżenie przeobraził się w dinozaura. Tak naprawdę trochę tego żałuję, bo sama „marka” linii modeli XJ wydaje mi się wciąż silna i z wielkim potencjałem, a tu Jaguar inwestuje w zupełnie inne przedsięwzięcia, jak porażkowy XE czy i-Pace, który na pewno jest fantastycznym wozem, tylko że skazanym na bardzo małą skalę sprzedaży.

Właściwie nie to jest ciekawe w XJ, a to, że jego gamę silników okrojono do diesla 3.0 D V6, a działo się to w takiej panice, że na stronie jest oficjalny cennik z pustą tabelką bez wpisanych danych. Nie wierzycie, to zobaczcie sami. Najdroższy wariant kosztuje ponad 500 tys. zł. Pół bańki za diesla 3.0 bez możliwości wyboru? Ciekawa propozycja…

Renault Kangoo

Moją poprzednią pracę podejmowałem w maju 2008 r. Wtedy Kangoo II było nowością. Minęło 10,5 roku i Kangoo II nadal jest w ofercie. Wiadomo, że auta dostawczo-użytkowe z natury są dłużej w ofercie, ale Kangoo II wygląda już słabo na tle rywali, zwłaszcza właśnie zaprezentowanych trojaczków Partner-Berlingo-Combo. Osobowa odmiana Kangoo została okrojona tylko do wersji 1.5 dCi (90-110 KM, bez AdBlue) ze standardowym rozstawem osi. Na dobrze wyposażony egzemplarz trzeba przeznaczyć prawie 80 000 zł. Wydaje się że to jednak oferta tylko dla hardcorowych fanów Renault, którzy gardzą Citroenem i Peugeotem. Nie jest dobrze sprzedawać ponad 10-letni produkt, gdy konkurencja właśnie pokazała coś świeżego.

Toyota Prius+

Problem polega na tym, że samochody siedmioosobowe dalej się w Polsce sprzedają mimo wysiłków producentów w kierunku odwrócenia tego stanu rzeczy. Toyota przez lata miała w ofercie wiele modeli siedmioosobowych. Najpierw była to Previa. Potem pojawił się Avensis Verso i Corolla Verso. Następnie – po prostu Toyota Verso. A teraz Toyota Verso też zniknęła, choć do końca dobrze sprzedawała się w naszym kraju. W ofercie został tylko siedmiooosobowy Prius, który już swoje lata ma i bazuje na wycofanym chyba już trzy lata temu Priusie III generacji. Problem w tym, że siedmioosobowy Prius nie jest wygodnym, dużym minivanem i jego siedmioosobowość jest na siłę.

Ale ale, przecież jest jeszcze mikrobus ProAce Verso, czyli zrebrandowany Peugeot, oferowany tylko z dieslem. I na Priusa+, i na ProAce Verso trzeba wyłożyć ok. 160 000 zł – i w ten właśnie sposób Toyota zniechęca klientów do kupowania aut siedmioosobowych. Przy okazji warto zauważyć, że topowa, wydłużona wersja ProAce Verso została wyceniona na 220 000 zł. Ile się sprzedało?

Subaru Impreza

Tak, w Polsce dalej można kupić Subaru Imprezę. Ale już nie taką WRX STI, tylko zwykłą. Niezupełnie zwykłą, bo w ofercie są dwie wersje silnikowe: wolnossąca 1.6 i 2.0, obie łączone z bezstopniową skrzynią biegów CVT, tu zwaną Lineartronic. Obie te wersje łączą się też tylko ze stałym napędem na 4 koła. Wariant 1.6 nie jest demonem prędkości – do 100 km/h potrzebuje 11,8 s, bardziej jednak obawiam się słabej reakcji na gaz przy wyprzedzaniu. Choć taka Impreza jest stylizowana do bólu generycznie, sądzę jednak że dla spokojnego kierowcy będzie satysfakcjonującym samochodem.

Problem polega na tym, że Subaru Import Polska nadal podaje ceny swoich samochodów w innej walucie niż obowiązująca w Polsce. To interesujący, ale dość zniechęcający zabieg. Moim zdaniem mogliby spokojnie podawać cenę każdego modelu w innej walucie: Imprezę w euro, BRZ-a w rublach, Outbacka w bitkojnach, a podczas zakupu w salonie trzeba byłoby jeszcze przeliczyć cenę na wenezuelskie boliwary, i one w międzyczasie straciłyby 30% na wartości.

Ssangyong Musso

Jak żyję, nie widziałem na ulicy ani jednego Ssangyonga Musso aktualnej generacji. W przeciwieństwie do poprzedników, jest to typowy pickup – konkurent Isuzu D-Maxa w walce o tytuł najdziwniejszego pickupa na polskim rynku. Napędza go 2,2-litrowy diesel o mocy 181 KM, więc sądzę, że mocy mu nie brakuje. Brakuje mu natomiast stylizacji. W najbardziej niespodziewany sposób kabina kończy się na wysokości tylnych drzwi jak odrąbana siekierą. W najdroższej wersji Sapphire można dokupić nawet 20-calowe felgi i mieć pickupa na dwudziestkach jak jakiś amerykański raper, w tym przypadku koreańskiego pochodzenia. Za taką wersję przyjdzie zapłacić 158 400 zł. Znam parę lepszych sposobów na wydanie tej sumy…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać