Wiadomości

Szef działu sportowego Porsche wyprzedza Unię Europejską w kwestii normy Euro 7

Wiadomości 20.05.2020 435 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 20.05.2020

Szef działu sportowego Porsche wyprzedza Unię Europejską w kwestii normy Euro 7

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski20.05.2020
435 interakcji Dołącz do dyskusji

W wywiadzie, którego udzielił ostatnio szef działu sportowego Porsche, znalazły się niepokojące informacje co do tego czym ma być norma Euro 7. Problem w tym, że nic ich nie potwierdza.

Frank-Steffen Walliser opowiada m.in., że nie ma szans na rezygnację z silników turbodoładowanych w 911-tce – trudno się temu dziwić. Deklaruje, że Porsche utrzyma w produkcji wersję z manualną skrzynią biegów tak długo, jak będzie na nią popyt, ale zarazem podkreśla, że pewnego dnia ten popyt zniknie i dalsze oferowanie wersji z trzema pedałami nie będzie już miało sensu. To też zupełnie zrozumiałe. Potem jednak przechodzi do wywodów na temat silników i wiąże je z nadchodzącymi rzekomo w 2026 r. normami emisji spalin Euro 7.

Moc miałaby być powiązana z pojemnością

Napisano tak: an engine’s horsepower output will legally and directly depend on its displacement, czyli moc silnika byłaby prawnie powiązana z jego pojemnością. Czy teoretycznie ktoś ustaliłby, ile mocy może wypluwać np. silnik trzylitrowy i nie wolno byłoby z niego wykrzesać ani konika więcej. A to, również teoretyzując, zmusiłoby producentów do wycofania downsizingu i powiększania pojemności – albo obniżenia mocy. Obniżenie mocy nie wchodzi w grę w przypadku Porsche, więc jedyne co zostaje, to o wiele większe silniki. Przypomnę, teoretycznie. Walliser opowiada też, że trzeba będzie całkowicie przerobić układ oczyszczania spalin, a katalizatory zapewniające zgodność z Euro 7 będą 3-4 razy większe niż obecnie. Co sprawi, że samochód będzie miał na pokładzie małą „fabrykę chemiczną” produkującą czyste spaliny, o ile w ogóle spaliny można nazwać czystymi.

Wygląda na to, że Walliser wie coś, czego nie wiemy my

Nic nie potwierdza rewelacji o tym, że moc i pojemność będą ze sobą powiązane. Nie wiem za bardzo, co miałoby to dać w kontekście ochrony środowiska. Co w kwestii emisji CO2 zmieni to, że np. silnik 1.0 będzie mógł mieć 120 KM, a nie będzie mógł mieć 125? Problem w tym, że kwestia Euro 7 jest dość szczegółowo opisana na stronie Komisji Europejskiej i na razie znajduje się ona na etapie zbierania opinii od zainteresowanych stron. Potem zostanie jeszcze poddana konsultacjom społecznym i na razie nie ma ostatecznego kształtu. Nie wiadomo też dokładnie, jakie będą limity. Z dokumentu znajdującego się na stronie Komisji wynika, że są trzy propozycje dla Euro 7.

Trzy propozycje dla normy Euro 7

Opcja nr 1: niewielkie zaostrzenie normy Euro 6, ujednolicenie norm emisji spalin dla samochodów osobowych, dostawczych i ciężarowych. Skupienie się na sprawdzaniu emisji w prawdziwych warunkach drogowych (Real Driving Emissions). Opcja najprostsza i najmniej obciążająca wszystkich – od producentów, przez laboratoria testujące, aż po klientów.

Opcja nr 2: zdecydowana redukcja wszystkich trujących gazów wydobywających się z rur wydechowych. Dotyczyłoby to w szczególności trucizn innych niż dwutlenek węgla. Ta opcja wiąże się z początkowym wzrostem kosztów dla producentów, co pewnie przełożyłoby się na wyższe ceny samochodów dla klientów, ale jak twierdzi KE, w ostateczności rezultaty zarówno ekonomiczne, jak i społeczno-środowiskowe byłyby pozytywne. Czystsze powietrze to mniej chorób płuc, mniejsze obciążenie dla służby zdrowia, ogólnie same plusy. W tej postaci auta faktycznie musiałyby pewnie mieć „trzy-cztery razy większe katalizatory”.

Opcja nr 3: tak jak numer dwa plus permanentna kontrola poziomu emisji spalin przez system monitorujący wbudowany w układ wydechowy samochodu. Innymi słowy, OBD cały czas nie tylko sprawdzałoby, czy samochód nie emituje za dużo trujących substancji, ale również donosiłoby o przekroczeniach do centralnej bazy. Gdyby twój samochód bez ustanku przekraczał normy emisji, w bazie pojawiłaby się stosowna informacja, a jej konsekwencją byłoby zapewne zakazanie dalszej jazdy i konieczność udania się na badanie techniczne. Ta opcja byłaby najkosztowniejsza dla wszystkich, a nawet autorzy posuwają się do stwierdzenia, że w niektórych przypadkach „skłaniałaby klientów do pozostania dłużej przy swoich starych, bardziej zanieczyszczających powietrze samochodach”. Ostatecznie jest jednak uznawana za najrozsądniejszą, bo jej długofalowe efekty pozytywne znacznie przewyższają potencjalne negatywy.

Ale nigdzie nie ma mowy o powiązaniu mocy z pojemnością

Nie ma wątpliwości, że w Europie pojawią się kolejne, ostrzejsze normy emisji. Dopóki nie wprowadzą ich USA, Chiny, Indie i Brazylia, to jednak trochę sztuka dla sztuki. Bez światowych działań nie mamy szans na światowe zmiany. Ale wydaje mi się, że kombinowanie z powiązaniem mocy i pojemności to zupełna bzdura, obawiam się że szef działu sportowego Porsche mógł wziąć tę ideę z własnej głowy albo z innych niepotwierdzonych plotek.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać