Wiadomości

Norma Euro 7 będzie tak straszna, że zabiorą ci samochód. Spokojnie, pokonaliśmy ją

Wiadomości 25.10.2022 64 interakcje
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 25.10.2022

Norma Euro 7 będzie tak straszna, że zabiorą ci samochód. Spokojnie, pokonaliśmy ją

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz25.10.2022
64 interakcje Dołącz do dyskusji

Ćwierkają wróbelki od samego rana, że norma Euro 7 będzie u… łagodzona mocno. Nie trzeba się bać już jej, pokonaliśmy ją, jest w odwrocie.

Norma Euro 7 straszy już od dawna, że jak ona wejdzie, to już całkiem zaora samochody spalinowe. Lecz pojawia się głosy, które twierdzą, że norma słabnie jak reklamówka z Biedronki pod naporem 600 tys. euro. Jeśli organizacje pozarządowe sugerują, że w Komisji Europejskiej dzieje się właśnie coś w rodzaju dieselgate, to znak że coś się dzieje. Politico donosi, że kurs na łagodzenie normy Euro 7 potwierdzają liczne publikacje prasowe. Otóż nie tylko one, bo nie ma przypadków, są tylko znaki.

Kolejka społeczna do uśmiercenia normy Euro 7

Lista jest bardzo długa. Są na niej producenci samochodów spalinowych i potencjalni klienci, którzy obawiają się dalszego uśmiercania motoryzacji, jaką rzekomo kochają. Boją się, że silniki będą jeszcze mniejsze, samochody bardziej skomplikowane, a przede wszystkim boją się wzrostu kosztów zakupu i użytkowania takich pojazdów. Producenci to w sumie nie wiem, czego się boją, bo ich interes i tak zawsze będzie na wierzchu. Przykładem tego jest obecny kryzys w dostępności samochodów. Poradzono sobie z nim podnosząc marże i ceny. Klienci nie odpłynęli, musieli się nauczyć nowych cenników i cierpliwości. Pieniądze przeznaczone na elektryfikację gamy trzeba byłoby przenieść na inwestycje w spełnianie normy Euro 7 – tego podobno się boją producenci.

Nie zmienia to faktu, że obawy przed wprowadzeniem normy Euro 7 istnieją. Norma ta miała być bardzo rygorystyczna, jej założenia nazywano wręcz warunkami nie do spełnienia. Teraz wieści są takie, że wcale taka rygorystyczna nie będzie, że w 2025 roku, gdy zostanie wprowadzona, nie zostaną zmienione wymogi dla emisji samochodów osobowych i lekkich samochodów dostawczych napędzanych benzyną. Producenci mogliby sobie dalej dążyć do produkcji aut neutralnych dla emisji dwutlenku węgla, co niekoniecznie jest zbieżne ze zmienianiem składu produktów spalania paliwa.

Kolejne wystąpienia i przecieki potwierdzają, że przeciwnicy łagodni sceptycy coraz odważniej zabierają głos.

BMW XM
Hybrydowe BMW XM. Samochód dobry na normy. Cena wyjściowa puka do 1 mln zł.

Prezesi kontratakują

Jest taki koncern, w zasadzie duży, Stellantis się nazywa. To on ma Prezesa, a ten Prezes się nazywa Carlos Tavares. On się w zasadzie nie krył ze swoim sceptycyzmem wobec trendów w motoryzacji. Samochody elektryczne to tak nie do końca cenił, mówił, że ładowarek nie ma i są tańsze sposoby na dekarbonizację. Ostatnio trochę brzydko powiedział o Unii Europejskiej, nieładnie tak, że odbiera ludziom prawo do poruszania się. Nawet klasy średniej ma nie być stać na samochody. Dlatego chciał ochrony europejskich producentów przed chińskimi, żeby nie było poważnych konsekwencji społecznych. Ach, no i tę klasę średnią też chciał chronić przed normą Euro 7, bo jego zdaniem nie ma sensu inwestować w tylko trochę czystsze silniki spalinowe, skoro zaraz wszystkie będą musiały być elektryczne.

W podobnym duchu, duchu wolności, wypowiadał się w USA prezes BMW, Oliver Zipse. Przestrzegał amerykańskie władze przez wprowadzaniem „twardego” zakazu rejestracji aut spalinowych. Ma być to niebezpieczna rzecz, gdy na auto będą mogli pozwolić sobie tylko najbogatsi ludzie. I o wolnym narodzie też mówił.

Za dużo nie mówili za to w Toyocie. Tam się pojawiły plotki, że chcą przemodelować swoje plany produkcji samochodów elektrycznych. Zapowiedzieli mnóstwo nowych, elektrycznych modeli, a nadejść ma mniejsze mnóstwo. Na przykład prace nad elektryczną Toyotą Crown miały być zawieszone. Może to nie wstrząśnie przyszłością motoryzacji, ale wiedz, że coś się dzieje.

Prawie żadna z tych wieści nie dotyczy normy Euro 7, ale wszystkie razem sugerują, że spalinowy potwór podnosi już ucięty łeb, że te stare, dobre motoryzacyjne czasy powrócą. No nie wiem.

Łeb nie został nigdy ucięty

To jest jakaś przekłamana teza, że koncerny samochodowe cokolwiek przegrały w Brukseli. Że niby wszystkie nowe ostre normy i elektryfikacja, to cios prosto w nich. Jakoś nie widać, żeby się chociaż zachwiali. Jeśli opłaca się bardziej produkować wielkie, drogie, wielotonowe SUV-y, a nie opłaca się produkować tanich, niewielkich samochodów, to znak, że przegrali wyłącznie klienci.

Nie dość, że producenci nie przegrali, więc nie muszą się odradzać, to jeszcze klienci nie odzyskają niczego, za czym podobno tęsknią, a co w wyniku norm Euro utracili. Ktoś tęskni za paliwożernym, dwulitrowym silnikiem na wtrysku pośrednim, w aucie kompaktowym? Plażo, proszę. Jedyna walka, jaka się tu odbywa dotyczy pieniędzy. Producenci się elektryfikują, przynajmniej ci, którzy chcą przetrwać. Niespecjalnie chcą inwestować w oczyszczanie spalin silników spalinowych, skoro zaraz (w 2035 roku) ma wejść zakaz ich sprzedaży. Korzyści nie byłyby duże w stosunku do kosztów, które i tak na końcu poniosą klienci. Silnika spalinowego i tak oczyścić się nie da, można tylko montować wokół niego dodatkowe układy oczyszczające spaliny, bądź udoskonalać istniejące. Jest w tym rozumowaniu sens. Mnie jeszcze ciekawi, czy faktycznie zobaczymy odkurzacz przy klockach hamulcowych.

Norma Euro 7 już niebawem

Na początku listopada mamy poznać założenia nowej normy, normy Euro 7. Może tym razem termin nie zostanie przesunięty. Zobaczymy wtedy, czy plotki się potwierdzą, a produkcja silników benzynowych nie zostanie utrudniona. Organizacja Transport & Environment uważa, że poświęcono interes milionów Europejczyków w imię zysków, czyli że już się dogadano. Klientów za bardzo nie interesuje dokładny skład produktów spalania. Oni by tylko chcieli wiedzieć, czy nie pozabierają im samochodów. Nawet polski minister ostatnio ich straszył, że wejdzie zakaz posiadania samochodów spalinowych, co jest kompletną bzdurą. Na razie to może wejść tylko norma Euro 7 i to nie tak szybko, a w dodatku wcale nie musi być taka straszna, jak zapowiadano. Nie liczy się, kto wygrał, jeśli tylko samochody nie będą robiły się coraz droższe. Wygląda na to, że norma Euro 7 naprawdę jest w odwrocie.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać