Klasyki / Samochody używane

1050 km w najnudniejszym z klasyków. Majówka z Nissanem Sunny B12

Klasyki / Samochody używane 05.05.2022 375 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 05.05.2022

1050 km w najnudniejszym z klasyków. Majówka z Nissanem Sunny B12

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk05.05.2022
375 interakcji Dołącz do dyskusji

Skoro w nazwie wersji nadwoziowej tego Nissana jest słowo „Traveller”, czasami trzeba zabrać go w podróż. Oto majówka z klasykiem.

-Nie jeździłem nim prawie w ogóle, zrobiłem może ze 100 kilometrów. Ale wóz jest po dużym serwisie, wszystko działa. To jak, chętny? – usłyszałem w słuchawce głos mojego kolegi. Proponował bardzo ciekawy, majówkowy wyjazd: wyprawę śladami dawnych gościńców w Wielkopolsce. Drogę miał wskazywać nam książkowy przewodnik z 1977 roku, a pod okazałe budynki ze spadzistymi dachami mieliśmy zajechać Nissanem Sunny B12 w wersji nadwoziowej Traveller. Jest nieco młodszy od książki, ale to i tak już klasyk. Pochodzi z 1989 roku i jest w rękach obecnego właściciela… od niedawna.

nissan sunny b12

Całe swoje życie Nissan spędził w Polsce. Został kupiony przez pierwszego właściciela w Pewexie lub w innym przedsiębiorstwie zajmującym się sprzedażą zachodnich (a właściwie wschodnich) aut. Odebrano go w Polmozbycie w Płońsku. Tego typu zakupów dokonywali w PRL głównie ludzie, którzy dysponowali dewizami zarobionymi np. podczas pracy na kontraktach. Bywali inżynierami, lekarzami, czasami też przedstawicielami tzw. prywatnej inicjatywy.

W tamtych czasach Sunny rywalizował w Polsce przede wszystkim z Toyotą Corollą

Obydwa były kanciastymi, japońskimi kompaktami z wolnossącymi silnikami diesla pod maską. Oprócz nich, o dewizowych klientów walczyły jeszcze m.in. Mazdy 323 czy Daihatsu Charade.

To właśnie polska historia zadecydowała o tym, że Nissan Sunny znalazł się w garażu mojego kolegi. Stanął tam bowiem tuż obok BMW 750i E32, które opisywałem już na Autoblogu. „Siódemka” też od nowości, czyli od 1990 roku, jeździ po naszych drogach. Pomysł na kolejnego – nieco tańszego zarówno w zakupie, jak i utrzymaniu – klasyka był następujący: ma mieć polskie pochodzenie i najchętniej japoński rodowód.

nissan sunny b12

Po kilku wycieczkach po Polsce, padło na Nissana

„Oglądałem różne Toyoty i inne wozy, w bardzo różnych cenach, ale do niczego się nie nadawały” – mówi właściciel Sunny. Głównym problemem była oczywiście korozja. Stare auta japońskie nie są jak stara miłość. Rdzewieją. Chyba że ktoś je naprawdę pokocha.

Srebrny Nissan Sunny sprzedawany w mieście Fryderyka Chopina, czyli w Żelazowej Woli nie był zardzewiały, co zadecydowało o tym, że to dłoń jego poprzedniego właściciela uścisnął mój kolega. Większość wozu, oprócz nadkoli i jednych drzwi, jest pokryta oryginalnym lakierem. Oprócz tego samochód wymagał jednak nieco pracy. Miał na liczniku ponad 170 tysięcy kilometrów, ale przez kilka ostatnich lat raczej stał niż jeździł. Zdarzył się rok, w którym Sunny pokonało tylko sto kilometrów. Był i taki, w którym przejechało osiem (nie osiemset, osiem) – na stację kontroli pojazdów i z powrotem.

„Kupiłem go za kilka tysięcy i włożyłem drugie tyle” – opowiada właściciel. Wymienił m.in. opony, alternator, sprzęgło, rozrząd z pompą wody czy świece żarowe i elementy zawieszenia. Nissan doczekał się też porządnego detailingu i czyszczenia wnętrza. „Był zaszczurzony, ale tak w ogóle to jest w bardzo dobrym stanie” – słyszę, a to, co widziałem, tylko to potwierdza. Czy Nissan Sunny B12 to samochód, do którego da się jeszcze dokupić jakieś części? Czasami bez problemu. Czasami da się to zrobić – i to w rozsądnej cenie – nawet w ASO. W ten sposób pozyskano zestawy naprawcze do zawiasów drzwi. Ale są i takie elementy, których trzeba się naszukać. Elementy blacharskie są rzadkie jak czterolistna koniczyna. Lepiej kupić inny egzemplarz na części. Drogie były też oryginalne świece żarowe, ale udało się dopasować inne, polskie.

Oczywiście zgodziłem się na podróż

nissan sunny b12

Samochód od zakupu i pobytu w serwisie nie przejechał zbyt wiele, więc do końca nie mogliśmy być pewni, czy nie sprawi żadnych niespodzianek i da radę pokonać w ciągu kilku dni ponad 1000 kilometrów. Z drugiej strony, jeśli już jakiś klasyk ma to zrobić bez zająknięcia, to właśnie japoński, z wolnossącym dieslem. Pojedzie na wszystkim i nie ma się w nim co zepsuć. To druga od dołu wersja wyposażenia – ma… elektroniczny zegarek. I tyle. Ktoś dołożył też do niego radio z epoki wraz z dwoma głośnikami.

W piękny sobotni poranek Nissan ruszył w drogę. „Pośpiech poniża” – tak brzmiało hasło całej wyprawy. W 54-konnym dieslu trudno byłoby się spieszyć. Nawet nie myśleliśmy o wjeżdżaniu na autostrady. Przejazd starą trasą poznańską, z jej opuszczonymi zajazdami i stacjami noszącymi jeszcze barwy Petrochemii Płock, był zresztą jedną z atrakcji wyjazdu.

Jak Nissan Sunny B12 z 1989 roku zachowuje się w podróży?

Kto potrzebuje okazji do wyciszenia się i zrelaksowania, wcale nie musi rzucać wszystkiego i jechać w Bieszczady. Już krótka przejażdżka klasykiem powinna odpowiednio zadziałać. Wyprawa mało uczęszczanymi trasami (bo na starej poznańskiej naprawdę nie ma ruchu) przy pięknej pogodzie doskonale odpręża.

Osiągi Sunny sprawiają, że wóz nadąża za współczesnym ruchem i nie jest zawalidrogą w mieście, ale trudno porywać się nim na wyprzedzanie ciężarówek. Idealna prędkość podróżna to 90-100 km/h. Nie trzeba martwić się o mandaty… choć policja i tak nas zatrzymała. Po twarzach funkcjonariuszy było widać, że rutynowa – i zdana śpiewająco – kontrola podyktowana była przede wszystkim ciekawością.

Mocnym punktem programu jest komfort. Silnik – owszem – słychać, gdy jest zimny, ale podczas jazdy jego staroświecki klekot wcale nie przeszkadza. Fotele z przodu są wygodne, a tylna kanapa to już mebel rodem z przytulnego salonu. Doskonale się na niej drzemie.

Nissan Sunny bez problemu mieści czteroosobową załogę z bagażami

Trasa obfitowała w ciekawe widoki.

Należy tylko pamiętać, że seryjne w tym egzemplarzu nie zamontowano pasów z tyłu. Ich brak spowodował pytania od młodych policjantów. Chyba nie widują tego typu aut zbyt często.

nissan sunny b12

Podróż klasycznym, japońskim żelazem u niejednego przywoła wspomnienia beztroskiego dzieciństwa – zwłaszcza gdy do delikatnego szumu wiatru z uchylonych szyb (o klimatyzacji nie ma tu mowy, ale dzięki owiewkom wiatr nie był wcale uciążliwy) dojdą odgłosy muzyki odtwarzanej z kaset. W zależności od gustu załogantów lub nastroju, w schowku kryły się największe przeboje między innymi Modern Talking, CC Catch czy Janusza Laskowskiego. Metallica też by się sprawdziła.

Jak prowadzi się Nissan Sunny B12?

Tylna kanapa to bardzo wygodne miejsce w tym wozie, ale czasami siadałem też za kierownicą. Sunny prowadzi się zaskakująco łatwo. Trzeba oczywiście pamiętać o tym, że w autach bez wspomagania – a to jest jednym z nich – warto byłoby się przynajmniej delikatnie toczyć podczas manewrów. Inaczej kierowca zalicza trening nawet w majówkę.

Wrzucanie biegów w skrzyni o pięciu przełożeniach nie wymaga za to żadnej siły. Mechanizm działa precyzyjnie. Mówiąc dokładniej: o wiele lepiej niż w wielu nowych autach. 54-konny diesel całkiem chętnie nabiera obrotów i nie protestuje, gdy są wysokie. To przecież jednostka wolnossąca. Samochód daje przyjemne, analogowe doznania. „Nic nie stuka, nic nie puka”, niczym w handlarskim ogłoszeniu. Zachwycająca jest widoczność z wnętrza, w każdą stronę. Czysta (zieloni kaszlą z nerwów) przyjemność… i niedroga. Średnie spalanie z całej trasy wyniosło 4,8 litra oleju napędowego na sto kilometrów.

Kle kle kle kle.

Ale czy Nissan Sunny B12 nie jest przypadkiem potwornie nudny?

Kształty nadwozia Nissana są mniej więcej tak porywające, jak design regału na przetwory na działce waszej babci. Srebrny kolor nie pomaga. Niezależnie od generacji, Sunny od zawsze było w mojej głowie synonimem auta nudnego niczym stanie w kolejce do kasy. Kiedyś byłem pewien, że wolałbym iść umyć naczynia niż przejechać się takim wozem.

Prawie się nabrałem, że to kamienica.

Ale czas wszystko zmienia. Nissan Sunny B12 gdy był nowy, zapewne budził w Polsce odrobinę podziwu, bo był – jak na swoje czasy – całkiem luksusowy i trudno dostępny. Później na wiele lat stał się przezroczysty. Ale już taki nie jest. Podczas kilkudniowej podróży wielokrotnie dziwiłem się, jak duże zainteresowanie powoduje zadbane Sunny. Ciekawskie spojrzenia to nie wszystko. Zdarzali się ludzie, którzy zrównywali się z naszym wozem i pokazywali uniesione kciuki. „Ale fajny Nissan” – słyszeliśmy kilka razy, odchodząc od auta na stacji benzynowej. Kilka postojów skończyło się tym, że srebrny, japoński Traveller stał się bohaterem sesji zdjęciowej robionej przez przechodniów.

nissan sunny b12

To wszystko sprawia, że Nissan Sunny B12 to bardzo dobry pomysł na klasyka

Jest niedrogi w zakupie i tankowaniu, relaksuje podczas jazdy, a do tego wzbudza pozytywne reakcje otoczenia. Czego chcieć więcej? Niektórzy powiedzą, że urody i charakteru. Inni – że lepszej dostępności egzemplarzy, zwłaszcza takich pozbawionych rdzy. Ja po pokonaniu w Sunny ponad tysiąca kilometrów myślę o tym modelu naprawdę ciepło. Nie tylko udało nam się dojechać, ale i z autem nie wydarzyło się kompletnie nic. Taką nudę to ja szanuję.

nissan sunny b12
Zajechaliśmy nawet do Rio.

PS Kilkadziesiąt kilometrów końcowego odcinka podróży pokonaliśmy za aktualnym Nissanem Leafem. Dwa kompakty tej samej marki – ale z różnych czasów – jechały z taką samą, „ekonomiczną” prędkością, a ich kierowcy specjalnie omijali autostradę. Wydaje mi się, czy zatoczyliśmy koło?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać