Felietony

Należy zaorać słupki do ładowania bez kabli. Służą do nabijania statystyk

Felietony 01.10.2023 106 interakcji
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 01.10.2023

Należy zaorać słupki do ładowania bez kabli. Służą do nabijania statystyk

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz01.10.2023
106 interakcji Dołącz do dyskusji

Chciałem zrobić coś dziwnego, naładować hybrydę plugin, mimo że nie mam gdzie tego zrobić. Okazało się, że naprawdę nie mam gdzie tego zrobić, bo słupki do ładowania nie mają kabli. Dlaczego?

Oczywiście, że nie wiem, dlaczego. Mogę tylko podejrzewać spisek korporacji chcących wyzyskać prostego człowieka pod płaszczykiem bliżej nieokreślonych możliwości i oszczędności. Że niby tacy elastyczni wtedy jesteśmy, kablem nieskrępowani. Możemy użyć takiego kabla, na jaki tylko mamy ochotę. Ale po kolei.

Nie ładuję samochodu, jak nie muszę

Nie mam gdzie ładować samochodu z napędem elektrycznym. Gdy mam na testach samochód wyłącznie elektryczny, sprawa jest prosta, bo muszę go naładować i koniec. W przypadku hybryd typu plugin jest inaczej, bo niczego ładować nie muszę. W dodatku przy dotychczasowych zasięgach (wyłącznie na prądzie) tych hybryd, zazwyczaj kończących się na optymistycznych 50 kilometrach, operacja niezbyt ma sens. Zasięg takiego pojazdu będzie mały, gdy będę go trzymał na zewnątrz na mrozie, a kto inny uzyska odmienne rezultaty, gdy będzie go trzymał podłączonego do gniazdka w ciepłym garażu, z włączoną funkcją nagrzewania wnętrza. Z punktu widzenia testu, te wyniki są jak wróżbiarstwo. Szczęśliwie potrafię już całkiem nieźle wróżyć, zależnie od pory roku.

Poza tym jeżdżenie do zewnętrznej ładowarki, gdy nie jest darmowa, w ogóle się nie kalkuluje. Hybrydy typu plugin ładują się długo, bo ich moc ładowania jest niska. Nawet gdy uda się ładować pojazd z mocą 3,6 kW, to na uzupełnienie energii w akumulatorach o pojemności 10 kWh potrzeba trzech godzin. Nikomu się nie chce stać tyle przy ładowarce, ani jeść obiadu. Powrót do domu i przyjazd po auto ponownie, też nie jest jakoś szczególnie atrakcyjny, a korzyści znikome.

1 zł za 1 kWh to okazja

Powiedzmy, że uda mi się dorwać ładowarkę, przy której zapłacę 1 zł za każdą kilowatogodzinę. Takie słupki stoją często przy wielkopowierzchniowych sklepach i galeriach handlowych. Wtedy ładowanie do pełna wyniesie mnie 10 zł, jeśli akumulatory mieszczą te 10 kWh. Przy zużyciu energii 20 kWh na każde 100 kilometrów, przejechanie setki kosztuje mnie 20 zł. Tyle że po jednym ładowaniu nie przejadę przecież żadnej setki, tylko katalogowo 50 km, a w rzeczywistości może nawet nie 40. I po to mam jechać czasami na drugi koniec miasta, żeby potem niecałą godzinę pojeździć samochodem trochę taniej? Kompletny nonsens.

Słupek pod Bricomanem, czasami korzystam. Źródło: Bricoman

Nie da się ukryć, że hybrydy typu plugin to pojazdy wyłącznie dla ludzi, którzy posiadają możliwość codziennego ładowania takiego pojazdu. Ja nie mam, ale też chciałem skorzystać z tych wspaniałości. Przecież katalogowo te pojazdy zużywają jeden litr paliwa na sto kilometrów. Dlaczego ja mam być gorszy i nie zaznać tych luksusów, tylko dlatego, że nie mam garażu, a miejsce na parkingu strzeżonym? Dlatego otworzyłem mapę stacji ładowania i chciałem gdzieś pojechać.

No i nie pojechałem

Po krótkiej analizie dostępnych ładowarek ustaliłem, że to jeszcze bardziej nie ma sensu, niż mi się początkowo wydawało. Przebolałem nawet dość daleki dystans, jaki musiałbym pokonać do ładowarki, który przecież jeszcze bardziej pozbawia całą operację sensu. Niestety pokonały mnie kable.

Na wyposażeniu testowanego auta był tylko kabel umożliwiający ładowanie z gniazdka domowego, tak zwane EVSE. Słupki umożliwiające ładowanie prądem przemiennym, które znalazłem, udostępniały złącze typu 2 i były pozbawione kabli. Trzeba przyjechać ze swoim. Taki kabel można kupić obecnie za kilkaset złotych, ale w autoryzowanej stacji obsługi to będzie bardziej tysiąc kilkaset. Kilkaset złotych kosztuje tam często pudełko na taki kabel.

Rozumiem wiele rzeczy. Rozumiem, że takie kable są drogie, a kierowcy mogą na nie najechać, to lepiej może ich nie dawać. Taki słupek przy hipermarkecie nie generuje żadnego dochodu, więc byłoby lepiej, żeby chociaż strat nie przynosił. Rozumiem też, że jako kierujący (czasami) hybrydą typu plugin nie jestem mile widzianym gościem przy takich punktach. Zajmuję tylko miejsce taksówkarzom elektrycznym samochodom, a przecież mogę jeździć na silniku spalinowym. Po co więc ułatwiać mi życie?

Nie pojadę też na stację ładowania, która ma kabel, bo ładowanie tam prądem przemiennym kosztuje 2 zł za 1 kWh. Przejechanie setki kilometrów kosztowałoby mnie około 40 zł. Da się to zrobić taniej autem spalinowym, a na gaz, to nawet nie jeden raz.

Po co jest tyle tych stacji w bezsensownych miejscach?

Nie rozumiem za to koncepcji stacji ładowania pod supermarketami, chyba że ładowanie jest tam za darmo, to wtedy rozumiem. Jeśli nie jest, to kto normalny będzie płacił za ładowanie, idąc na zakupy, jeśli ma to samo taniej w domu. A na razie jednak trudno jest udowodnić, by posiadanie samochodu elektrycznego bez możliwości ładowania w domu, miałoby przeolbrzymi sens. O hybrydach typu plugin to już szkoda w ogóle mówić, bez stałej łączności z gniazdkiem, można sobie je odpuścić całkowicie.

Postawienie słupka do ładowania pod bliskim mi marketem przyjąłbym z radością. Nie musiałbym jeździć na drugi koniec miasta, żeby naładować testowany samochód. Umówmy się jednak, że jestem w specyficznej sytuacji. Wszystkie pozostałe scenariusze nie za bardzo mają sens. Zakup samochodu elektrycznego, bo pobliski market postawił słupek, byłby aktem sporem odwagi. Zawsze może zapaść decyzja o zamykaniu go na noc, czy ogromnej podwyżce cen energii.

Te wszystkie słupki oferujące prąd przemienny nie służą kompletnie niczemu, szczególnie jeśli nie mają kabli. Przydają się wyłącznie mi, czyli człowiekowi, który jeździ samochodami z napędem elektrycznym i nie ma gdzie ich ładować (o ile akurat mam kabel). Nie skorzysta z nich człowiek potrzebujący podładować się w trasie, bo zajmuje to za dużo czasu. Właściciel auta elektryczne też raczej ładuje je w domu. Jeśli przypadkiem nie ładuje go w domu, to znaczy, że jest wymarzonym produktem działań marketingowych, bo kupił auto, w sytuacji lekko pozbawionej sensu. Żeby korzystać z większości tych słupków, trzeba mieć własny kabel, który kiedyś — pamiętam to dobrze — kosztował w ASO kilka tysięcy złotych. Zaorałbym wszystkie te słupki, bo tylko nabijają statystyki, a ładować się i tak nie ma gdzie.

Tej hybrydy plugin na razie nie naładowałem. Może wieczorem podjadę na stację z kablami i zajmę miejsce jakiemuś poczciwemu kierowcy samochodu elektrycznego i zdrowo przepłacę za prąd. Ale po co, to nie wiem. Może, żeby nie przepłacić za kabel.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać