Felietony

Motoblender, czyli cotygodniowy przegląd niusów z komentarzem

Felietony 17.03.2018 174 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 17.03.2018

Motoblender, czyli cotygodniowy przegląd niusów z komentarzem

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski17.03.2018
174 interakcje Dołącz do dyskusji

Motoblender to przegląd ciekawych wiadomości motoryzacyjnych z zeszłego tygodnia z subiektywnymi komentarzami. Zeszłotygodniowa edycja zebrała pozytywne oceny, więc lecimy z motoblenderem obejmującym tydzień od 9 do 16 marca 2018 r.

Na początek Audi i „odwrócone halo”. Na czym to polega? Już tłumaczę: kiedyś producenci robili supersamochody, które nie sprzedawały się jakoś świetnie, ale o których wszyscy mówili. Nazywało się to „halo cars”. Takim autem jest chociażby Nissan GT-R, takim samochodem był Jaguar XJ220 i wiele innych. Halo brało się stąd, że te supersamochody roztaczały wokół siebie taką poświatę wspaniałości. Teraz Audi zupełnie otwarcie mówi o tym, że przestaje produkować R8 i nie będzie następcy, bo supersamochody są nieekologiczne i w ogóle bez sensu. Producent chwali się tym, że nie będzie robić superauta, żeby być bardziej eko. Doszło do zupełnego odwrócenia priorytetów. Teraz robienie supersamochodu jest postrzegane źle. To brak dbałości o planetę. Teraz w modzie jest nie robić supersamochodów. W następnym kroku producenci samochodów będą się chwalić że w ogóle rezygnują z produkcji samochodów i przestawiają się na produkcję mikroekosystemów w słoikach (bardzo modna rzecz ostatnio), a potem nawet może dołączą do ruchu VHE (Voluntary Human Extinction), nawołującego do wzmożenia działań mających na celu wymarcie ludzkości.

Audi rezygnuje też z silnika W12. Wkrótce napiszemy obszerniejszy wpis o W12.

Audi W12

Wyburzyć wszystkie domy

Skoro mówimy już o wymieraniu ludzkości, wspomnę jeszcze raz o prezydencie Filipin Rodrigo Duterte, który w przerwach między próbami wybicia własnego narodu zajmuje się miażdżeniem skonfiskowanych samochodów. Bardzo efektowna czynność, przy której płaczą wcale nie właściciele tych samochodów, tylko fani motoryzacji na całym świecie. Rodrigo Duterte spełnia najskrytsze marzenia miejskich aktywistów, którzy marzą o miażdżeniu źle zaparkowanych samochodów buldożerem. Jest jednak mało konsekwentny w swym działaniu, bowiem zupełnie nie robi nic z domami i mieszkaniami, w których mieszkali podatkowi oszuści. Widzę przyszłość Filipin w wysadzaniu budynków należących do osób omijających przepisy. To by dopiero było odzyskiwanie przestrzeni miejskiej!

Przebojem tego tygodnia było angielskie urządzenie do przebijania opon samochodowych. Samochód wjeżdża na chodnik i bach, bach, z ziemi wysuwają się szpikulce i przecinają mu opony. To na razie tylko projekt, ale podobno „wzbudził pozytywne reakcje”. Z pewnością – wśród wulkanizatorów opon. Widzę kilka ciekawych sytuacji związanych z tym wynalazkiem. Na przykład z naprzeciwka jedzie pijany kierowca. Żeby uniknąć wypadku inni kierowcy uciekają na bok. Bach, bach! I mają przebite opony. Stoją więc w niedozwolonym miejscu przez długie minuty, albo i godziny czekając na lawetę. Ale laweta też musi jakoś stanąć żeby powciągać te wozy, więc jej kierowca ustawia się, ale niechcący zawadza jednym kołem o szpikulec. Bach! Na to wszystko nadjeżdża karetka. Droga jest zablokowana, więc karetka chce objechać uszkodzone pojazdy chodnikiem. Bach, bach, bach! Wulkanizatorzy konają z zachwytu widząc szaleńczy wzrost dochodów. Serio, to by tak wyglądało. A tak poważnie mówiąc, to pomysłodawca mógłby spróbować ogarnąć, że nie każde działanie niezgodne z prawem jest karalne. Nie można ukarać kogoś zanim nie stwierdzi się, że jest winny. Wiem, to trudne do pojęcia dla umysłu ogarniętego manią niszczenia. Przybijcie sobie piąteczkę z Rodrigo Dutertem.

Przebita opona
Bach! Bum! Bęc! Ale super zabawa!

Nikt nic nie rozumie. To dobrze

Prezes Mercedesa Dieter Zetsche przyznał, że gama modelowa tego producenta może być nieco trudna do zrozumienia dla klientów. Ja na ten przykład rozumiem ją mniej więcej do klasy E. Potem już przestaję. Najwięcej zamieszania powoduje oferowanie SUV-ów w wersji zwykłej i coupe oraz brak konsekwencji w nazewnictwie. Nie udało się jej osiągnąć mimo usilnych prób. I tak 4-drzwiowy sedan na bazie klasy A to CLA. Ale usportowiony sedan na bazie klasy E nie nazywa się CLE tylko CLS. A coupe na bazie klasy S nie nazywa się CLS tylko S Coupe. Tak, to ma sens. Dieter Zetsche twierdzi też, że nie ma już wiele nisz do wypełnienia. Ależ jest jeszcze dużo. Po pierwsze należy wznowić produkcję klasy R. To dopiero był samochód, który wprowadzał klientów w zakłopotanie. Poza tym można zrobić Unimoga coupe i Sprintera cabrio. Możliwości są nieskończone.

Unimog Coupe
Unimog Coupe. Też by się sprzedawał.

Na ostatnich nogach

Usłyszałem ciekawego newsa z Holandii. Nie znajdziecie go na serwisach motoryzacyjnych, bo pochodzi z obserwacji tamtejszego mieszkańca. Ogromny wzrost popularności samochodów elektrycznych spowodował, że większość stacji ładowania jest nieustająco zajętych. Pojawiły się więc motoryzacyjne zombie, czyli samochody elektryczne jadące na ostatnich kroplach prądu w poszukiwaniu wolnego słupka. Niektórzy kierowcy widząc drastycznie spadający zasięg zaczynają jechać w stronę domu, ale oczywiście jak najwolniej. I tak tworzą się korki z aut elektrycznych jadących 8 km/h. Przynajmniej jest jednak bezpiecznie. A skoro już o autach elektrycznych mowa, to warto odnotować, że w Wielkiej Brytanii spada sprzedaż samochodów elektrycznych i ta tendencja przybiera na sile. Najwyraźniej ci, którzy mieli kupić elektryka, już go sobie kupili, a reszta jest niezainteresowana i trzeba będzie wzbudzić jej zainteresowanie siłą dla ich własnego dobra.

Wszyscy razem w jednym autobusie

Natomiast bez wątpienia najważniejszym niusem mijającego tygodnia jest to, że seria wyścigów NASCAR nareszcie rezygnuje z koszmarnych, hałaśliwych bolidów zużywających tony paliwa i emitujących do atmosfery niewiarygodne ilości CO2. Od tego sezonu seria NASCAR będzie wyglądać tak: wszyscy kierowcy (jest ich 43) wsiadają do elektrycznego autobusu, w którym przez 200 mil jadą wspólnie z prędkością 87 km/h nie emitując ani grama szkodliwych substancji, a następnie wszyscy dostają medale. Brzmi jak żart? Bo nim jest, przynajmniej na razie.

Trudno jednak nie zauważyć, że jesteśmy świadkami odwrotu od tradycyjnych wartości, takich jak siła, odwaga, chęć współzawodnictwa i parcie do zwycięstwa. W nowym, lepszym świecie medale będzie dostawać się za jak najmniejszą aktywność i jak najpłytsze oddychanie.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać