Felietony

Motoblender 5, czyli subiektywny przegląd niusów motoryzacyjnych

Felietony 07.04.2018 246 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 07.04.2018

Motoblender 5, czyli subiektywny przegląd niusów motoryzacyjnych

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski07.04.2018
246 interakcji Dołącz do dyskusji

Zaczynamy kolejny Motoblender, czyli subiektywny przegląd niusów mijającego tygodnia z jeszcze subiektywniejszym komentarzem. W tym odcinku: zderzający się rowerzyści, szczucie cycem i ludzie, którzy nie mogą się zdecydować jaki samochód chcą, i jeszcze za to płacą.

Na początek: Poznań Motor Show. Nie będzie bynajmniej o samochodach, bo o nowościach z tegorocznych targów napisaliśmy już prawie wszystko. Będzie o hostessach. Było ich tam bardzo dużo. Dużo za dużo. Hostessy zasłaniały samochody i wdzięczyły się przy nich zupełnie zbytecznie. Jeśli producent musi „ozdabiać” swój najnowszy produkt wdziękami atrakcyjnych kobiet, czy to oznacza, że dany model nie jest wystarczająco atrakcyjny wizualnie, żeby robił wrażenie sam? Najbardziej z hostessami przegięły Kia i Jaguar. W obu przypadkach mieliśmy do czynienia z tzw. szczuciem cycem.

Poznań Motor Show

Moja znajoma mówi na to „goła baba z dachówką”.

Jak jedzie się przez Babice w stronę Radiowa, to po drodze znajduje się skład budowlany reklamowany przez wizerunek nagiej kobiety leżącej na brzuchu, a na jej ciele trwa budowa – robotnicy rozstawiają rusztowania, podają sobie cegły itp. Absurdalne. To nie znaczy, że kobiece ciało ma nie pojawiać się w reklamach. Oczywiście że powinno się pojawiać, tam gdzie ma to sens. Gdyby to były targi sprzętu sportowego i kobiety w strojach sportowych demonstrowałyby jak działa ten sprzęt – nie widzę problemu. Gdy chodzi o reklamę wyjazdu wakacyjnego, w której kobieta w stroju kąpielowym i kapeluszu biegnie po plaży – nie ma kłopotu. Reklama bielizny? Trudno by ją było pokazać bez modelki.

Ale samochody? Samochody tego nie potrzebują. Samochody są piękne same w sobie. Ewentualnie są paskudne i żadne modelki im nie pomogą. Nie mam zamiaru nikomu zabraniać pracy jako modelka czy hostessa. Taki zawód też jest potrzebny. Co więcej, wiem z bardzo dobrego źródła, że wiele z tych hostess na stoiska motoryzacyjne zatrudniły kobiety, sądzące że „to przyciągnie mężczyzn”. W rzeczywistości podczas dnia prasowego mężczyźni, przynajmniej ci których spotkałem, albo podśmiewali się z wyzywająco ubranych hostess, albo… prosili je, by odsunęły się od samochodów.

Uważam, że instytucja hostessy przy samochodach zemrze śmiercią naturalną w ciągu kilku lat. Natomiast bardzo dobrze odebrałem stoiska, gdzie panie z obsługi były ubrane elegancko i nie stanowiły dodatku do samochodów, tylko były przygotowane do odpowiedzi na pytania dziennikarzy i klientów. Wiadomo, że ktoś musi obsługiwać stoisko, więc panie do obsługi nie znikną, tylko przeistoczą się z ozdobnych, milczących lalek w profesjonalne specjalistki ds. kastomer serwis.

I to będzie całkiem słuszny krok.

Jeśli chodzi o słuszne i niesłuszne kroki, to na warszawskim Ursynowie zderzyli się dwaj rowerzyści, i to czołowo. Do tego stopnia, że jeden trafił do szpitala. Żeby zderzyć się czołowo na rowerach, to trzeba dobrze się postarać. Na przykład zapieprzać jak dziki po łukach drogi rowerowej. Normalny człowiek na tę wiadomość zareaguje tak samo, jak na wypadek samochodowy – nie ciśnij cały czas ogniem, jedź ostrożnie, to nie będzie wypadku. Ale nie aktywista rowerowy Krzysztof Nawrocki, który stwierdził, że najwyraźniej ścieżka jest… za wąska. Nie panie Krzysztofie. Jeżeli rowerzyści jeżdżą za szybko, to znaczy że jest za szeroka i zachęca ich ona do jak najmocniejszego ciśnięcia na pedały. Należy w tym miejscu ją zwęzić, uslalomować, a być może postawić po prostu progi zwalniające. Uspokajanie ruchu – to jest priorytet aktywistyczny. Poszerzanie czegokolwiek w mieście to przeżytek, a skutkiem poszerzania jest jedynie więcej wypadków. Coś się panu zepsuła narracja. Proszę pamiętać, że tu chodzi o bezpieczeństwo pieszych i innych, wolniej jeżdżących rowerzystów. Ulica to nie tor kolarski!

Wzruszył mnie film z GM Korea, gdzie grupa wściekłych pracowników wchodzi do biura prezesa i demoluje je. Do tego kroku skłoniła ich wiadomość o braku premii rocznej w 2018 r. Wiadomo, że źle jest demolować biuro. Ale jeszcze gorzej jest demolować własną działalność, tak jak robi to General Motors of Korea. GM to mistrzowie złego zarządzania. Najpierw była lokalna, dobrze znana marka Daewoo. Zarżnięto ją koncertowo przy wsparciu najwyższych władz państwowych. Potem istniał sobie Chevrolet Korea, który radził sobie o tyle nieźle, że produkował dużo aut na eksport do Europy. A potem wycofano Chevroleta z Europy, a Opla sprzedano Francuzom i GM of Korea stał się niezbyt potrzebny. Fabryka w Gunsan od lat chodzi na 1/5 możliwości. Czyli: miej produkt i rynek – wycofaj produkt i strać rynek – denerwuj się, że nie masz produktu i rynku.

General Motors zapewne jest zarządzane przez pięciolatków.

Skoro już o świetnych decyzjach biznesowych mówimy, BMW rozpoczyna w Stanach pilotażowy program abonamentowy. Oznacza to, że za 2000 dolarów miesięcznie będziesz mógł/mogła po prostu wybrać sobie, jakim modelem BMW chcesz obecnie pojeździć i zmieniać go do woli. Serio. To nie żart. 2000 dolarów miesięcznie – za tyle mogę w Stanach brać codziennie inne auto z wypożyczalni i to nie ograniczając się do BMW. Próbuję znaleźć w tej koncepcji jakiś sens. Jak potrzebuję sobie wypożyczyć auto, to mogę to zrobić w każdej chwili i wybrać właściwie dowolną markę. Jak potrzebuję samochodu do jeżdżenia, to mogę wziąć go w leasing i będzie to kosztowało o wiele mniej niż 2000 dolców za miesiąc. Jak chcę codziennie jeździć innym wozem to modele BMW skończą mi się po dwóch tygodniach. Z jakiej strony by nie patrzeć, to nie ma sensu. I pewnie właśnie dlatego będzie świetnie funkcjonować. W sumie jakby taki system abonamentowy uruchomiła Dacia za 500 zł na miesiąc, to bym się skusił. Dziś Sandero 1.0, a jutro zaszalejmy, Duster 1.5 dCi! A na weekend: Lodgy z LPG! Przepraszam. Rozmarzyłem się.

Dacia modele

Pochwalę Nissana za przedłużanie życia Leafów pierwszej generacji.

Wszystko za sprawą oferowania w realistycznej cenie zespołu akumulatorów trakcyjnych po fabrycznej regeneracji z pełną gwarancją. Dobry krok, bo w używanych autach elektrycznych klientów najbardziej martwi ile pojemności pozostało w akumulatorach. Właściwie samochód elektryczny z drugiej ręki jest jak kupowanie używanej baterii. Reszta nie ma w nim większego znaczenia. A samochód elektryczny ze zregenerowanymi bateriami będzie praktycznie tak samo dobry jak nowy. I o to chodzi. Jeśli będzie się co jakiś czas wymieniać akumulatory, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby samochód elektryczny działał np. 50 lat. Oczywiście wcześniej może zardzewieć, w końcu to Nissan.

Nissan Leaf

No i na koniec tego motoblendera znowu będzie o Tesli i samochodach autonomicznych. Uczestniczyłem w czwartek w panelu dyskusyjnym #VolvoTalks, gdzie występowałem w roli sceptyka samochodów autonomicznych. Oczywiście ja miałem rację, a pozostali uczestnicy panelu mylili się. Z podobnego założenia wychodzi Alex Roy, drąc niemiłosiernie łacha z recenzji Tesli 3 zamieszczonej w New York Times. Autor NYT sugeruje, że Tesla 3 to właściwie samochód autonomiczny i po tym, jak podał głosowo adres, to nawigacja go znalazła, samochód go doprowadził na miejsce i sam zaparkował. Roy wykazuje, że to bzdura i podkreśla, że w tym momencie nie ma w sprzedaży żadnych samochodów w pełni autonomicznych. Jest ich dokładnie zero koma zero, a Tesla 3 ma co najwyżej elementy wspomagające kierowcę na drugim poziomie autonomii. A i to w określonych warunkach. Jeszcze bardzo dużo czasu potrzeba, by zbudowano samochody autonomiczne na poziomie piątym. Skąd to wiemy? Mamy doświadczenie z błędami „nisko wiszącego owocu” sprzed lat. Wydawało się kiedyś, że latające samochody i wycieczkowe loty w kosmos to kwestia zaledwie dekady. Minęło tych dekad ze sześć i nic takiego nie nastąpiło.

Podobnie będzie z samochodami w pełni autonomicznymi.

I bardzo dobrze.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać