Felietony

Motoblender 4/2019: ostatnia szansa dla Maserati

Felietony 02.02.2019 335 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 02.02.2019

Motoblender 4/2019: ostatnia szansa dla Maserati

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski02.02.2019
335 interakcji Dołącz do dyskusji

Styczeń zleciał jak kurs akcji Tesli, zapraszam więc na lutowy już Motoblender – subiektywny przegląd informacji motoryzacyjnych mijającego tygodnia, w którym obrażam wszystkich po kolei.

Obrażanie wszystkich zaczniemy w tym tygodniu tradycyjnie od naszych niemieckich przyjaciół zza Odry. Niemcy, jako znacznie bardziej uświadomieni ekologicznie, hurtowo wprowadzają kolejne zakazy dla diesli – na razie dla tych z Euro 1-Euro 4, ale od września także dla Euro 5. Prognozuję więc, że w Niemczech dojdzie do masowego wycinania filtrów cząstek stałych na skalę nieznaną w Polsce. Dlaczego? To proste. Diesel Euro 5 ma obowiązkowy DPF. Równocześnie jednak taki diesel nie będzie jednak pozwalał na wjazd do strefy ekologicznej. Czyli męczysz się z DPF, ale nie daje ci to żadnej przewagi nad klekotem z Balerona albo 1.9 TDI z A4 B5. Co to oznacza? Że nie warto. W tej sytuacji albo filtr leci do śmieci, gdy zacznie sprawiać problemy, albo po prostu przesiadasz się na starszy wóz – prostszy i mniej kłopotliwy. Po co w ogóle wtedy dzielić na Euro 1, 2 itp.? Po prostu są auta legalne i nielegalne. Jedyne, co je odróżnia, to rok produkcji i rodzaj paliwa.

Chciałbym zobaczyć, jak niemiecka policja zatrzymuje klasę S z Euro 5 jadącą przez strefę ekologiczną należącą do jednego z członków klanu.

Przy okazji trzeba jednak zauważyć, że dokonano już pierwszych ocen skuteczności takiej strefy w Hamburgu. Oczywiście strefa okazała się całkowicie nieskuteczna. Wpływ zakazu na jakość powietrza wynosi zero. Jedyna droga to ucieczka do przodu, więcej zakazów, a mniej oceniania.

Kanada kupuje 50 Miraiów

W Paryżu jeździ już 100 Miraiów. W Londynie 52, w Hamburgu 35, a od teraz kolejnych 50 w kanadyjskim Quebecu. Kupił je tamtejszy rząd, który stawia na wodoromobilność. W Polsce 2 stacje tankowania wodoru mają powstać do 2021 r. U nas wodór będziemy pewnie importować, a Kanadyjczycy zrobią go sobie sami korzystając z prądu z elektrowni wodnych. Zastanawiam się, dlaczego Kanadyjczycy kupują Miraia a nie Hyundaia Nexo, który jest normalnym samochodem, a nie pokracznym prototypem, wyglądającym jak pomyłkowo wprowadzony do seryjnej produkcji. Nie wiem, czy przypadkiem nie działa tu taki mechanizm, że Toyota kojarzy się z jakimś innowacyjnym źródłem napędu, więc jak ktoś chce być nowoczesny, to kupuje sobie Toyotę – 10 lat temu hybrydę, a dziś wodorową. Hyundai Nexo jest wysoko na liście aut, którymi chciałbym się przejechać.

A w Warszawie pojawi się 500 sztuk BMW i3 w carsharingu od Innogy

Nie jest to bynajmniej pierwszy elektryczny car sharing w Polsce, bo po Wrocławiu Nissany Leaf jeżdżą już chyba ze dwa lata w ramach Vozilli. To oczywiście wspaniale, że będzie elektryczny car sharing w Warszawie. Też nie wiem czy pierwszy, bo Panek wprowadził już elektryczne Smarty. Ogólnie jestem bardzo za. Powstaje pytanie, czy BMW i3 to optymalny samochód do carsharingu, skoro jego zasięg nie przekracza 200 km. Czy zdąży na siebie zarobić? Byłbym bardzo niepocieszony, gdyby carsharing Innogy znów się zawinął – w końcu już raz w Warszawie był i po okresie pilotażowym został wycofany.

Jako że planuję w przyszłym roku poruszać się w ramach testu samochodami w carsharingu, na pewno podzielę się moimi wrażeniami na Autoblogu. Martwi mnie jednak, że tych carsharingów jest coraz więcej i będę musiał mieć kilka aplikacji, a każda z nich będzie działać inaczej i będę musiał osobno szukać auta w trzech lub czterech apkach. Zaczynam być zwolennikiem carsharingu miejskiego, na który w Warszawie na razie nie ma szans. No ale spróbuję.

Minister Emilewicz twierdzi, że części do samochodów autonomicznych będą miały dwucyfrowy udział w PKB

Dziwne, że taka wypowiedź przeszła bez echa. Przecież to porównywalne z rzucaniem kamieniami w dinozaury. Długofalowy cel jest jasny: w kolejnej dekadzie polski ekosystem dostawców rozwiązań i podzespołów do bezemisyjnych i autonomicznych pojazdów ma mieć już nawet dwucyfrowy wkład w biało-czerwony PKB. A do 2025 r. mamy mieć milion aut elektrycznych na drogach. Idzie świetnie, brakuje już tylko (pi razy oko) 998 tysięcy. Nie mamy szans na realizację jednego celu – wyznaczmy inny, jeszcze bardziej absurdalny. Milion elektrycznych, autonomicznych Arriner Hussaryi na polskich drogach do jutra! Załogowy lot na Marsa nowym elektrycznym dostawczakiem z Ursusa! Wehikuł czasu na bazie Honkera! A nie, to ostatnie już jest – wsiadasz w Honkera i cofasz się 25 lat w czasie.

FCA bierze się za ratowanie Maserati

Trochę jakby za późno, obawiam się. Oczywiście chciałbym, żeby Maserati trwało jak najdłużej, bo jest to marka wspaniała i z wielkimi tradycjami. Nie wiem tylko, czy Fiat-Chrysler nie spalił jej nieudolnym zarządzaniem, a mogli mieć włoskie Porsche. Jedyny ładny model w gamie to coupe GranTurismo (także jako kabriolet GranCabrio), który ma 11 lat. Oprócz tego są dwa sedany i SUV. Tak średnio to wygląda. Gorzej, że Mike Manley, obecny szef FCA, nie zdradza jeszcze czy Maserati otrzyma jakieś dodatkowe środki finansowe na rozwój. Obawiam się, że mogą być rozważane dwie drogi. Pierwsza, mniej korzystna dla akcjonariuszy, ale jedyna dla Maserati, to przypompować teraz trochę forsy, zrobić jakieś zapierające dech w piersiach coupe, ociekającego wspaniałością sedana i ze dwa SUV-y, a wszystko także jako hybrydowe i elektryczne. Druga, korzystniejsza dla akcjonariuszy: próbujemy z tych starych kapci sprzedawanych pod marką Maserati wycisnąć jak najwięcej pieniędzy tak długo, jak to jest możliwe, a potem zamykamy wszystko w diabły.

motoblender
Wnętrze aktualnego modelu. Nowoczesne dość… nie

Natomiast Mercedes zapowiada koncept, którego nie będzie się dawało rozbić.

Ola Kalennius, szef działu R&D w Mercedesie, twierdzi że w połowie roku przedstawią koncept bazujący na dotychczasowych pomysłach z serii Experimental Safety Vehicle i że będzie on właściwie niemożliwy do rozbicia. Za sprawą superzaawansowanych systemów wspomagania kierowcy oraz jazdy autonomicznej zapewni taki poziom bezpieczeństwa, o jakim do tej pory nie słyszano. Czego byś w nim nie zrobił, on nie pozwoli ci się rozbić. Następnie staniesz nim na światłach w małej miejscowości i z naprzeciwka staranuje cię TIR z kierowcą, który zasnął. Bo na tym właśnie polegają wypadki i największe niebezpieczeństwo – że ktoś inny na drodze odwali jakiś numer, którego się nie spodziewasz. Bezpieczeństwo nastąpi wtedy, kiedy inni też będą myśleć, albo będzie za nich myśleć elektroniczny asystent. Póki co najbardziej bezpieczne wydaje mi się jednak jeżdżenie transporterem opancerzonym. Ale żeby nie było – większość wynalazków z dziedziny bezpieczeństwa zaprezentowanych w ostatnich latach jest bardzo sensowna i faktycznie ułatwia jazdę. Przygotowuję zresztą cały wpis na ten temat, który pojawi się pewnie we wtorek.

I to już wszystko w tym krótkim Motoblenderze – dzisiejszy tydzień zdominowały afery polityczne, budowlane i zoologiczne, więc doniesień motoryzacyjnych było mniej niż zwykle. Do zobaczenia w następną sobotę!

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać