Felietony

Motoblender 36: ekologiczny rząd Kanady kupił auta, żeby przejechać nimi 1500 km

Felietony 10.11.2018 218 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 10.11.2018

Motoblender 36: ekologiczny rząd Kanady kupił auta, żeby przejechać nimi 1500 km

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski10.11.2018
218 interakcji Dołącz do dyskusji

Witam w sobotę i zapraszam na Motoblender, czyli cosobotni przegląd wiadomości motoryzacyjnych, odcinek 36. Przypominam, że obiektywizmu należy szukać w encyklopedii, z pewnością nie w Motoblenderze.

Zaczynamy, bo szkoda czasu.

Rząd kanadyjski sprzedaje dużo samochodów. Ale po co je kupił?

To proste. Progresywno-nowoczesno-ekologiczny rząd Justina Trudeau organizował w swoim kraju szczyt grupy G7. Z tej okazji przywódcy najbogatszych i najpotężniejszych krajów świata zjechali się do Kanady i trzeba było ich czymś przewieźć. Na tę okazję zakupiono aż 631 samochodów, w tym limuzyny jak Chrysler 300, luksusowo wyposażone vany (Toyota Sienna) i nowe radiowozy (Dodge Charger). A teraz, kiedy sprzątanie po szczycie już się zakończyło, aut trzeba się pozbyć. Mają przebiegi tylko ok. 1000 mil i jeździły wyłącznie w rządowych kawalkadach, ale swoje już zrobiły i są „zużyte”. Powstaje więc pytanie, dlaczego rząd nie wynajął samochodów na taką okazję, skoro potrzebował ich na tak krótko? Zapewne dlatego, że trzeba było domontować do nich specjalne oświetlenie, na co wypożyczalnie nie chciały się zgodzić. Oświetlenie jest już zresztą zdemontowane. Rząd Justina Trudeau osiągnął najwyższy poziom progresywizmu i ekologii: kupił nowe, spalinowe samochody, skorzystał z nich raz i sprzedaje. Nie zdziwiłoby mnie to w jakimś państwie typu Wybrzeże Kości Słoniowej, ale w Kanadzie?

Masz problemy finansowe? Kup sobie wypożyczalnię elektrycznych hulajnóg

Wkręciłem się ostatnio w elektryczne hulajnogi. Nagniatam wszędzie na swojej (firmy nie podam) i jestem zachwycony. Równie zachwycony musi być chyba Ford, bo zdecydowano tam o zakupieniu firmy zajmującej się scooter-sharingiem pod nazwą Spin, pochodzącej z San Francisco. Spin wypożycza hulajnogi na minuty – opłata wstępna to 1 dolar, a potem 15 centów za minutę. Tanio jak barszcz. Jak skomentowali przedstawiciele Forda, w ostatnich latach nastąpiła ogromna dywersyfikacja środków indywidualnego transportu, tzn. ludzie nie jeżdżą już tylko samochodami, ale też na wszystkim co popadnie. Stąd pomysł inwestycji w elektryczne hulajnogi. To może mieć sens, chętnie zobaczyłbym elektryczne hulajnogi segmentu premium z gripami ze skóry węża, doświetlaniem zakrętów i na dużych alufelgach. W elektryczne hulajnogi zainwestował też Uber, a dokładniej w firmę o nazwie Lime, której pojazdy dostępne są także w Polsce. W Stanach mają hasełko „A Taste of Lime” (czyli „smak limonki”), a złośliwi przekręcają je na „A waste of time” (strata czasu), odnosząc się do nędznego zasięgu elektronóżek i długiego czasu ładowania.

 Audi TT w następnym wcieleniu może mieć czworo drzwi

Ford też planuje czterodrzwiowego sedana na bazie Mustanga. To dość ciekawy trend, bo najpierw pojawiły się tak zwane 4-drzwiowe coupe, w szczególności Mazda 323F (Mercedes CLS był dużo później). Potem, gdy usadowiły się już one na dobre na rynku, zaczęto wprowadzać 4-drzwiowe wersje typowych aut sportowych – jako jeden z pierwszych producentów w tym kierunku poszło BMW z modelem 6 Gran Coupe, który był 4-drzwiową wersją serii 6. Jeśli nie widujecie tego modelu na ulicy, nie martwcie się: ja też nie. Teraz jednak sprawa wygląda tak, że mają pojawić się po prostu 4-drzwiowe wersje aut sportowych. Możliwości są nieskończone, bo można zrobić 4-drzwiowe Bugatti Chiron (dobre na Ubera), 4-drzwiowe Lambo, Ferrari, Corvette czy Lotusa. Aston Martin zresztą już zrobił w swojej historii takie paskudztwo i jeśli dobrze pamiętam, eksperyment nie zakończył się oszałamiającym sukcesem. Podobny wróżę TT 4d: przecież takie S5 robi dokładnie to samo, tylko że lepiej wygląda.

W ostatnim Motoblenderze pisałem, że Mazda ma problemy z produkcją…

…a te przekładają się na problemy finansowe. Nie pozostało to bez reakcji Mazda Motor Poland – fajnie, że czytacie Motoblender – i z protestem, że w rzeczywistości sprzedaż za I półrocze roku obrachunkowego 2018-2019 jest najlepsza w historii. Plany pokrzyżowały przede wszystkim intensywne ulewy i powodzie w Japonii, które spowodowały problemy z produkcją, a wszystkie fabryki Mazdy idą pełną parą i jeśli gdzieś coś się wysypie, to nie ma jak łatać mocami produkcyjnymi gdzie indziej. Poza tym zwrócono uwagę, że obecna gama jest kompletna i nie trzeba jakoś szczególnie jej powiększać. No może i tak, ale trójka kombi to byłoby coś. Chciałem natomiast odnieść się do kwestii ulew w Japonii: większość tych gwałtownych zjawisk pogodowych wiąże się z ociepleniem klimatu, a ocieplenie klimatu z dużym prawdopodobieństwem jest wywołane przez nadmierną emisję CO2. Będzie ich coraz więcej. Produkcja aut będzie coraz trudniejsza. Im więcej samochodów wyprodukowaliśmy, tym trudniejsze jest produkowanie następnych.

Nowy Elon Musk jest kobietą

Uwaga, łamiąca wiadomość: to nie ma żadnego znaczenia, jakiej płci jest nowy prezes czy prezeska zarządu Tesli, dopóki zasiada tam jakaś wykwalifikowana osoba z doświadczeniem, która nie doprowadzi tej firmy do ruiny. Nic nie wskazuje, żeby pani Robyn Denholm miała być osobą znikąd bez doświadczenia. Wręcz przeciwnie, ma bogatą historię pracy w firmach technologicznych i motoryzacyjnych. Wygląda na to, że to dobre posunięcie, bo pan Elon jest osobą trudną, jeśli chodzi o przewidywalność, tzn. robi co uważa nie pytając nikogo o zgodę i pakując się w kłopoty. Pani Robyn raczej takich numerów odwalać nie będzie.

Jednak słabe są komentarze, że jeśli ktoś uważa, że Elon był lepszym prezesem niż będzie pani Robyn, to jest seksistą. Ja na przykład uważam, że Sean Connery był lepszym Bondem niż byłaby nim Gillian Anderson. Ale z drugiej strony, Sean Connery byłby bardzo słabą Daną Scully w „z archiwum X”. Apropos archiwum X – ciekawe czy w końcu wyjaśni się, jak wiele pieniędzy faktycznie Tesli podarował amerykański rząd. Niektórzy twierdzą, że wcale do tego nie doszło.

Skoro już mowa o Tesli… czy to fejk? Arkady Paweł Fiedler twierdzi, że nawet spore agregaty prądotwórcze miały problem z naładowaniem Nissana Leafa, a co dopiero taki agregacik i akumulatory Tesli…

W Krakowie będzie można kupić porzucone auta

Jeśli porzucasz samochód na ulicy, musisz liczyć się z tym, że z czasem przejmie go właściciel terenu (przeważnie władze miasta) i zlicytuje. Jest to, można by rzec, wywłaszczenie w słusznej sprawie. Tym razem licytacja takich samochodów ma odbyć się w Krakowie i to już 28 listopada. Wśród aut mam swoich zdecydowanych faworytów: to BMW E60, które zostawiłbym w takim stanie w jakim jest i dekomponował je dalej na własnym podwórku (dobrze, że mieszkam w bloku) i Garbus – teoretycznie z 1970 r., ale po wyglądzie zewnętrznym wnoszę, że jest to uśredniony rocznik elementów w nim występujących. Ceny są bardzo atrakcyjne, ale to oczywiście tylko ceny wywoławcze. Z drugiej strony warto zauważyć, jak łatwo jest stracić własność samochodu na rzecz miasta – wystarczy nim nie jeździć. Ale i tak mamy nieźle: we Francji jak jacyś sympatyczni przybysze z dalekich stron wprowadzą ci się do mieszkania i nie podejmiesz interwencji w ciągu 48 godzin, to oni już są u siebie.

Znalazłem film na Youtube z proporcją kciuków w górę do kciuków w dół jak 1 do 140

Innymi słowy, jedna osoba na 140 dała „plusik” temu filmowi, a reszta dała mu minusy i ze stosunkiem 140:1 jest to pewnie jeden z najgorzej ocenianych filmów na Youtube. A cóż to za film? To nagranie z rejestratora umieszczonego na głowie rowerzysty, czy też bardziej rozsądnie jest powiedzieć – rowerowego prowokatora. Gość nieustająco jedzie środkowym lub lewym pasem ruchliwej ulicy. Najlepszy jest fragment, kiedy jedzie lewym pasem, a na kierowców wydziera się że „PRZECIEŻ JADĘ PROSTO”, podczas kiedy widać że oba pasy idą w tym samym kierunku. Jestem ciekaw, po co ten ciekawy człowiek wrzuca takie filmy – pewnie po to, żebyśmy o nim pisali. Nie zmienia to faktu, że nadają się do zgłoszenia na „Stop agresji drogowej”. Natomiast budujące są reakcje ludzi, wskazujące że rzeczywiście grupa kolarzy-prowokatorów to tylko 1/140 całej grupy użytkowników rowerów.

Wydaje mi się, że ten rowerowy prowokator z Łodzi idzie złą drogą. Powinien założyć jakąś fundację i pracownię urbanistyczną, w której tworzyłby najbardziej nierealne projekty, ładnie się ubierać, zrobić sobie podwójne nazwisko (jak Mikael Colville-Andersen) i wtedy media by go kochały.

 

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać