Felietony

Motoblender 24: autobus z przyczepką to mowa nienawiści

Felietony 19.08.2018 193 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 19.08.2018

Motoblender 24: autobus z przyczepką to mowa nienawiści

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski19.08.2018
193 interakcje Dołącz do dyskusji

Witajcie. Zapraszam na 24. Motoblender, czyli zestawienie różnych wiadomości mijającego tygodnia. Dziś zaczniemy trochę nietypowo…

Normalnie motoblender jest w sobotę rano, ale tym razem trochę się spóźnił. Powód dość prozaiczny, mianowicie zostałem po raz kolejny zbanowany na fejsbuku. Nie uwierzycie – bo mnie też trudno było w to uwierzyć – ale tym razem powodem blokady było zdjęcie przedstawiające fragment drogi z jadącymi po niej pojazdami, na którym widać autokar ciągnący przyczepę. Usunęliśmy ten materiał, bo nie spełniał standardów naszej społeczności; na Facebooku zabronione jest publikowanie materiałów propagujących nienawiść.

Zajęło mi więc trochę czasu skontaktowanie się z osobami, mogącymi zweryfikować, czy aby na pewno ten autokar kwalifikuje się pod mowę nienawiści. Jakby co, to opis do tego obrazka brzmiał GRUBAS LECI AŁTOBUSEM PO CIONGNIK DO NIEMCA, więc w sumie mamy i obraźliwy opis człowieka („Grubas”), jak też delikatne kwestie etniczno-narodowościowe. Nie mogłem więc stwierdzić, czy przypadkiem jednak ta blokada nie jest uzasadniona. Dlatego też motoblender trochę się opóźnił, ale blokadę ostatecznie zdjęto.

Zaczniemy jednak Motoblender od wybitnie ciekawego ogłoszenia.

To smutne, ale tuning już zupełnie nie jest w cenie. Znalazłem Golfa IV za jedyne 2600 zł – nie jest to jakiś wybitny wyczyn w przypadku tego modelu – ale sam samochód prezentuje się nadzwyczaj oryginalnie. Zacznijmy może od opisu:

Sprzedam Golfa 4 auto poszerzone w stylu batman i Robin niesamowita konfiguracja kolorów sam Picasso by się nie powstydził Aeograf robiony na zamówienie auto wyglada jak bolid drzwi otwierane do góry jak w lamborghini w środku szok …. 4 kubelkowe fotele r32 lift na zewnątrz niesamowite 18 calowe alufelgi chromowane w słońcu świecą jak brylanty svavorskiego bryka nie z tej ziemi jest trochę poprawek Ale naprawdę sam bym kupił Ale sprzedaje niestety co nie ukrywam wszyscy sa zalamni Ale takie życie

Wiele opisów już czytałem, ale nie czytałem jeszcze nigdy, żeby sprzedający pisał, że sam by kupił. Chyba już kupił, skoro sprzedaje. Albo… cóż, może lepiej nie wnikać. W każdym razie widzę wielką ilość pracy włożonej w tego Golfa. Te wspaniałe obrazy przedstawiające czaszki. To niezwykłe wnętrze składające się z dwóch białych kubełków z przodu i dwóch czarno-czerwonych z tyłu. Tłumiki jak karabiny z piosenki Taco Hemingwaya „Marsz, marsz”. To naprawdę najlepsze czasy tuningu w stylu francuskim i hiszpańskim. I cały ten wspaniały projekt możemy mieć za 2600 zł? Smutne, jak nisko upadł tuning.

Coś o Elonie Musku, proszę bardzo

Ponoć Gigafabryka Tesli to gigaprzekręt, twierdzi były pracownik. Sprowadzane są tam i rozprowadzane dalej znaczne ilości metaamfetaminy od meksykańskiego kartelu z Sonory – takie oskarżenie rzuca Karl Hansen w kierunku Elona Muska. Musk, co nie stanowi zaskoczenia, zaprzecza. Pracownik twierdzi, że z gigafabryki wynoszone są surowce warte miliony, w tym miedź – i rozpływają się w powietrzu. Ciekawe oskarżenie. Rzeczywiście nie brakuje głosów, że Elon Musk to geniusz zła, a samochody są tylko przykrywką. Ale jak na przykrywkę, to mimo pewnych problemów wychodzą zaskakująco dobrze. To tak jak w tym filmie Woody’ego Allena pt. „Drobne cwaniaczki”, gdzie kryminaliści chcą wydrążyć tunel żeby okraść bank, więc w miejscu, gdzie drążą tunel, zakładają dla niepoznaki sklep z ciastkami. Ciastka idą tak dobrze, i przynoszą takie zyski, że perspektywa okradzenia banku nagle okazuje się już nie tak atrakcyjna. Może i tu jest podobnie? Może chodziło o prochy, ale samochody zaczęły tak żreć, że… nigdy się raczej tego nie dowiemy.

Złodzieje nie przepuszczą nikomu

Tym razem dziabnęli wartościowego Mercedesa 300 SL „Gullwing”. Samochód był wyceniony na 2 mln dolarów. Rozumiem kraść na części typowe, spotykane codziennie samochody, bo popyt na części do nich jest duży i można na tym zarobić forsę. Rozumiem ewentualnie ukraść samochód luksusowy dla klienta z kraju, gdzie siły policyjne niekoniecznie interesują się pochodzeniem pojazdów, ale musi to być auto występujące powszechnie, nie jakieś charakterystyczne, bo po co narażać się na przypał. Ale nie rozumiem kradzieży naprawdę rzadko spotykanego i doskonale rozpoznawalnego Gullwinga. Przecież nie możesz nim po prostu przyjechać na zlot po przemalowaniu.  Właściciele Gullwingów trochę się zwykle znają, a osoby zainteresowane tym modelem śledzą rynek i wiedzą, gdzie co jest na sprzedaż. Trzeba byłoby zrobić jakąś gęstą przeróbkę z przebijaniem numeru. A i to mogłoby nie pomóc, bo marszandzi od Gullwingów wiedzą, że jeden Gullwing właśnie zniknął, więc jeśli zaraz pojawi się następny, nieznany, to jest duża szansa że to właśnie ten zaginiony. Nie widzę więc większej szansy skutecznego zarobienia kasy na tym manewrze.

Chyba, że złodziej ukradł go, żeby trzymać go w zamkniętym garażu i się do niego obślinić. Ale wtedy, to zwykły debil a nie złodziej.

Chińska policja udaremniła testy rewolucyjnego rozwiązania

Oto pewien genialny wynalazca z Chin właśnie testował wspaniały wynalazek. To kombinezon z kółkami na klatce piersiowej, napędzanymi przez silnik elektryczny. Wystarczy założyć to na siebie, położyć się na brzuchu, włączyć prąd i ogień! Można jechać między samochodami, wyprzedzać wszystkich i zmieścić się w każdą dziurę. No, wiem że cały czas leży się na brzuchu, co nie jest zbyt przyjemne mając na uwadze na jakiej wysokości znajduje się twarz takiego nieustraszonego podróżnika, ale w końcu każde genialne rozwiązanie wymaga jakiegoś przetestowania. Tymczasem co się dzieje? Policja aresztuje nieustraszonego wynalazcę, zarzucając mu poruszanie się w ruchu drogowym pojazdem niedostosowanym do tego zadania, bez oświetlenia i rejestracji. I jak, przepraszam bardzo, mamy mieć jakiś postęp, skoro policja łapie geniuszy, próbujących popchnąć rozwój ludzkości naprzód i nie zginąć podczas tego działania pod ciężarówką?

I na koniec, skoro już mowa o rewolucjach, oto Mercedes Digital Light. 

Supernowoczesne projektory ukryte w przednich lampach modelu S-Maybach mogą wyświetlać przed samochodem rozmaite komunikaty przydatne dla kierowcy. W ramach reklamy tego gadżetu ustawiono S-Maybacha na jakimś placu i wyświetlał na jego powierzchni komunikaty dla przechodzących obok ludzi. Doskonała sprawa. Ciekawe, czy właściciele S-Maybacha z systemem Digital Light będą mogli spersonalizować wyświetlane komunikaty? Na przykład po dojechaniu do przejścia dla pieszych, taki S-Maybach mógłby wyświetlać na asfalcie „szybciej, plebsie”. Nawet gdy odłożymy na chwilę heheszki, mam problem ze znalezieniem realnego zastosowania dla lamp Digital Light. Może mogłyby wyświetlać na asfalcie pasy, którymi mam jechać, żeby podążać za nawigacją? Ale to trochę naciągane.

Serio, trudno mi znaleźć jakiś pożytek z Digital Light, którego nie przynosiłby już pokładowy wyświetlacz head-up. Wygląda to trochę tak, jakby ktoś bardzo myślał, myślał i myślał, jakiej rzeczy jeszcze w samochodzie nie ma. Wymyśliłby np. szyby boczne z tyłu wyświetlające film w kabinie, wymyśliłby „coach seats”, które podczas jazdy poklepywałyby kierowcę po plecach i sączyły mu do ucha motywacyjne teksty no i właśnie lampy wyświetlające komunikaty na jezdni. I po długiej dyskusji na zebraniu stanęłoby właśnie na cyfrowych lampach. Nikt nie wie, po co one są. Lampy mają oświetlać drogę przed samochodem, a nie robić dyskotekę z tańczących symboli. Nikt nie wie, więc nikt nie zapyta. Wszyscy powiedzą „ooo, ale nowoczesność”, bo przecież wstyd powiedzieć, że nie wiesz po co to jest. Wyjdziesz wtedy na cyfrowo wykluczonego grzyba, może nawet 40-letniego. Więc na wszelki wypadek warto pokiwać głową, że „taaak, ależ to daje możliwości, to jest przyszłość”. Po co jest ten miś? Nikt nie wie, więc nikt nie zapyta. Ale z pewnością ktoś prędzej czy później zapyta: słuchaj Zbysiu, a ten twój nowy S-Maybach to ma te didżital lampy czy nie ma? I wtedy już nie wypada odpowiedzieć, że nie ma.

I to wszystko w dzisiejszym Motoblenderze. Do zobaczenia za tydzień.

 

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać