22.03.2019

Oto Mosquito, nowy supersamochód z Czech. Ma lepsze perspektywy od polskiej konkurencji

Czeski supersamochód? To na pierwszy rzut oka brzmi podobnie osobliwie jak traktor Lamborghini. Tyle tylko, że Lamborghini i jego traktory mają się zupełnie przyzwoicie – i wygląda na to, że zupełnie przyzwoite perspektywy ma też przed sobą nowy czeski model. Nadano mu nazwę Mosquito.

Nazwa może sprawiać wrażenie wyjątkowo źle dobranej do samochodu sportowego – w końcu kto chciałby jeździć 600-konnym moskitem? Czesi tłumaczą jednak, że bynajmniej nie zamierzali upamiętnić uprzykrzającego życie owada, a samolot – De Havilland DH.98 Mosquito, wielozadaniową maszynę wojskową walczącą w II wojnie światowej. Inna rzecz, że nazwa samolotu była nad wyraz trafiona – DH.98 był solą w oku Niemców w czasie wojny, został zresztą uznany za jeden z najlepszych samolotów używanych w tym konflikcie. Najwyraźniej Czesi biorą teraz na cel niemieckie auta sportowe.

Zanim będą mogli się z kimś zmierzyć w pojedynku na drodze, musimy niestety poczekać co najmniej 2 lata.

Tutaj bowiem pojawia się kłopot: projektowany przez firmę Performance Solutions samochód aktualnie istnieje tylko w formie cyfrowej (i być może papierowej czy glinianej). W większości podobnych sytuacji można by się było serdecznie roześmiać, pogratulować naszym sąsiadom poczucia humoru i wrócić do przeglądania memów. O ile jednak osobiście też nie pochwalam rozpoczynania promocji pojazdu od renderów (zbyt wiele takich przypadków zakończyło się mniej lub bardziej spektakularną klęską projektu), to „Moskit” ma pewnego asa w rękawie.

Performance Solutions to nie kolejny start-up z zerowym doświadczeniem w branży automotive.

Firma jest bardzo młoda – według danych podanych na jej oficjalnym profilu na Facebooku została założona w lutym 2015 r. Specjalizuje się przede wszystkim w usługach związanych z analizą danych, szczególnie w sportach motorowych. Oprócz tego ekipa zajmuje się też projektowaniem i budową elementów pojazdów wyścigowych, rajdowych, wojskowych i specjalnych, testuje też prototypy innych producentów. Na brak klientów Performance Solutions nie musi więc narzekać. Jeśli komuś ma się udać konwersja grafiki 3D na prawdziwy, jeżdżący i diabelnie szybki samochód – możliwe, że uda się to właśnie firmie z miejscowości Uherské Hradiště.

Jakie mają być parametry gotowego samochodu?

Podobnie jak samolot, który użyczył swej nazwy, także i auto ma być bardzo lekkie. Czesi szacują, że masa własna będzie wynosić 974 kg, co ma zostać osiągnięte dzięki szerokiemu wykorzystaniu włókna węglowego. Konkretnej jednostki napędowej póki co nie wybrano, ale najwidoczniej ekipa ma już swego faworyta – mówi się o wolnossącym, amerykańskim V8 o mocy ok. 600 KM i momencie obrotowym 650 Nm. Tu pojawia się pewien kłopot, bowiem ani Chevrolet, ani Ford nie mają w ofercie wolnossących silników o podobnych parametrach. Najbardziej zbliża się do tych założeń Ford i jego 5,2-litrowy silnik Coyote o mocy niemal 590 KM, ale z drugiej strony – nikt nie mówi, że Performance Solutions nie poddałoby wybranego silnika drobnym modyfikacjom. Z jednostką napędową ma współpracować wyścigowa, jednosprzęgłowa skrzynia sekwencyjna z łopatkami do zmiany biegów.

Jakiego wyboru by nie podjęto, wiadomo że Czesi mają nadzieję na sprint do setki w czasie poniżej 3 s. i osiąganie prędkości maksymalnej na poziomie 320 km/h – na więcej nie pozwoli rozbudowany pakiet aerodynamiczny. Całość może przywodzić na myśl wiele doskonałych aut sportowych – mnie przypomina połączenie Ferrari 458/488, McLarena MP4-12C i… klasycznego De Tomaso Pantery.

Mosquito ma być samochodem dopuszczonym do ruchu ulicznego, choć trudno sobie wyobrazić, by ktoś chciał go użytkować w takich warunkach na co dzień. Dojazd na tor powinien być za to bezproblemowy. Większy problem pojawi się przy sprawdzaniu stanu konta – bolid od Performance Solutions ma mieć zbliżoną cenę do pokazanego niedawno Brabhama BT62, co oznacza kwotę… 5 mln zł. Plany zakładają, że powstanie 18 sztuk – każda dostosowana do życzeń nabywcy.

Nadal podchodzicie do pomysłu sceptycznie? Nie winię was.

Choć osobiście zerkam na projekt z ostrożnym optymizmem, to nie da się ukryć, że to jeden z wielu podobnych pomysłów. Regularnie na całym świecie pojawiają się kolejne propozycje tego typu. Jedne pozostają jednostkowymi egzemplarzami, natomiast innym faktycznie udaje się wyjechać na drogi. Przyjrzyjmy się bliżej kilku modelom.

Cizeta V16T

Samochód jest znany także jako Cizeta Moroder, od nazwiska Giorgio Morodera – włoskiego kompozytora, który zapewnił projektowi solidny zastrzyk gotówki. Po raz pierwszy auto pokazano w 1988 r., a pierwszy produkcyjny egzemplarz 3 lata później. Pojazd wyglądający trochę jak hybryda Lamborghini i Ferrari na sterydach dysponował 6-litrowym silnikiem V16 umieszczonym poprzecznie (!) i generującym ok. 550 KM, co zapewniło Cizecie chwilową chwałę z tytułu bycia najmocniejszym drogowym samochodem na świecie. Pomimo tego, do 100 km/h rozpędzała się w niezbyt imponujące 4,5 s. W 1995 r. marka zniknęła z rynku, by na chwilę odrodzić się na początku XXI w. – zaprezentowano wtedy wersję z otwartym dachem i ponownie zaoferowano coupe. W sumie powstało co najmniej kilkanaście sztuk tego auta – bez rewelacji, ale i tak nieźle.

Spiess TC 522

Nigdy o takim aucie nie słyszeliście? Nic dziwnego. Za jego budowę odpowiedzialna jest niemiecka firma Spiess, która zajmowała się produkcją transformatorów przemysłowych. Zaprezentowany w 1992 r. model miał być pierwszym na świecie drogowym modelem wykonanym z włókna węglowego. Za napęd bazowej wersji (C 522) miał odpowiadać 340-konny silnik 5.7 Chevroleta, podczas gdy mocniejszy wariant TC otrzymał jednostkę po kuracji wzmacniającej w firmie Callaway – moc wynosiła ok. 600 KM. Miało to wystarczać na zejście poniżej 4 s. w sprincie do 100 km/h.

Wyposażenie było nad wyraz bogate: Spiess TC 522 dysponował systemem nawigacji satelitarnej, kamerą cofania, ABS-em i regulowanymi amortyzatorami firmy Koni. Planowano budowę 20 sztuk rocznie, ale projekt niestety upadł. Prawdopodobnie zbudowano dwie sztuki, z których jedną rozbito w teście zderzeniowym.

Marussia B2

Marussia to marka, której w pewnym stopniu udało się przeniknąć do świadomości wielu osób – a to dzięki startom w Formule 1 zespołu tej marki. Oprócz tego Rosjanie próbowali się też zająć produkcją sportowego auta drogowego – najpierw pojawił się model B1, następnie B2. Ten drugi pojawił się nawet w kilku grach komputerowych: „Need for Speed: Most Wanted” (2012), „Need for Speed: Rivals” (2013) oraz „Driveclub” (2014).

Za napęd odpowiadały silniki V6 opracowane wspólnie z Cosworthem – wolnossące 3.5 lub turbodoładowane 2.8. Moc maksymalna tego drugiego motoru sięgała 420 KM. Przyspieszenie do 100 km/h zajmowało modelowi B2 3,8 s. Zarówno B1 jak i B2 powstały w budzącej uznanie liczbie – nowszego modelu, produkowanego w Moskwie oraz w zakładach Valmet w Finlandii, wyprodukowano 500 sztuk. B1 planowano zbudować 6 razy tyle.

Niestety, firma ostatecznie upadła – w 2014 zakłady produkcyjne opuścili pracownicy, a wraz z końcem sezonu 2015 Formuły 1 nazwa Marussia przeszła do historii.

Devel Sixteen

16 cylindrów, 12,3 l pojemności skokowej, 4 turbosprężarki i… 5000 KM. Devel Sixteen jest wręcz niedorzeczny, ale póki co jeszcze nie jest to projekt spisany na straty – producent co jakiś czas daje znaki życia. Prototyp tego potwora porusza się o własnych siłach, choć nie wygląda na to, żeby jego twórcy garnęli się do osiągnięcia obiecywanej prędkości maksymalnej na poziomie 560 km/h. Docelowo mają istnieć trzy wersje Devela – słabsze, o mocach 2000 lub 3000 KM, mają mieć homologację drogową. Najmocniejsza ma być dostępna jedynie w wersji wyścigowej.

Tempo rozwijania projektu nie jest zbyt imponujące – prace rozpoczęły się w 2006 r. Ostatnie doniesienia pojawiły się 2 lata temu – twórcy wspominali wtedy o tym, że udało się już skonstruować odpowiednie opony i skrzynię biegów. Jak dotąd zbudowano dwa egzemplarze prototypowe Devela Sixteen.

Rimac C_Two

Rimac od pewnego czasu jest na ustach wielu osób, choćby z racji tego, że jak gdyby nigdy nic wszedł do klasy supersamochodów i zaczął się w niej rozpychać – najpierw elektrycznym Concept_One, a później jego następcą z takim samym rodzajem napędu, C_Two. Chorwacka firma powstała w 2009 r., ale oprócz budowy aut sportowych zajmuje się też m.in. projektowaniem elektrycznych układów napędowych dla innych producentów – zapewne jest to jeden z powodów, dla których może sobie pozwolić na samodzielną budowę samochodów.

C_Two dysponuje czterema silnikami elektrycznymi, które zapewniają moc na poziomie 1914 KM i maksymalny moment obrotowy równy 2300 Nm. Wystarcza to na przyspieszenie do 100 km/h w 1,97 s. (!) i rozpędzenie się do 412 km/h.

Powstało 8 sztuk Rimaca Concept_One (plus 2 sztuki lżejszego i mocniejszego Concept_S). C_Two ma zostać wyprodukowany w liczbie 150 sztuk – pierwsze egzemplarze trafią do klientów w 2020 r. Co ciekawe, auto można zamówić także w Polsce, o czym pisał Mikołaj w swoim tekście nt. tego auta.

Innotech Mysterro

Na koniec cofnijmy się o kilka lat i… wróćmy do Czech. Oto bowiem w 1995 r. powstał tam Innotech Mysterro, którego w 1999 r. pokazano ponownie – znacznie zmodernizowanego. Nie jest to jedyne dzieło tej firmy zajmującej się na co dzień tuningiem aut innych marek (głównie Chevroletów Corvette), ale prawdopodobnie najbardziej… cóż… rozpoznawalnym, jeśli można go tak nazwać.

Mysterro to roadster napędzany silnikiem V8 Chevroleta. Zakładano, że dostępne będą jednostki o pojemnościach od 5,7 do 6,3 l i o mocach od 400 do 500 KM. Nadwozie wykonano z włókna węglowego i Kevlaru. Planowano, że powstanie 25 aut w cenie 99 tys. dol. każdy, ale nic z tego nie wyszło – istniejący prototyp jest jedyny. Planowano także budowę następcy o nazwie Escalero – ale najprawdopodobniej nigdy do tego nie doszło, a nowy model można obejrzeć tylko na renderach.

Czesi z Performance Solutions muszą teraz wybrać odpowiedni wzór spośród powyższych.

Opcji jest wiele – od mozolnej budowy auta od kilkunastu lat, przez zbudowanie jednostkowych egzemplarzy i zapomnienie o sprawie, aż po faktyczne odniesienie sukcesu. Szkoda, że nie udało się to Innotechowi, ale może „Moskit” będzie mieć więcej szczęścia? Przyda mu się to, jeśli jego twórcy poważnie myślą o starcie w 24-godzinnym wyścigu Le Mans, tak jak deklarują.