Felietony

Jazda po Polsce jest jak pobyt w więzieniu. Grypsujesz, albo jesteś frajer

Felietony 21.05.2019 243 interakcje
Rafał Gdak
Rafał Gdak 21.05.2019

Jazda po Polsce jest jak pobyt w więzieniu. Grypsujesz, albo jesteś frajer

Rafał Gdak
Rafał Gdak21.05.2019
243 interakcje Dołącz do dyskusji

Ostatnio ktoś mi powiedział, że nie chodzi o to, by jeździć zgodnie z przepisami, ale bezpiecznie. Jako młody kierowca zauważam, że to dwie różne rzeczy. 

Mówił to kierowca, który uznaje tylko lewy pas i wprost uwielbia wisieć na zderzaku samochodów poprzedzających. Mając nieprzyjemność jeżdżenia z nim od czasu do czasu, w wielu takich sytuacjach czekałem tylko aż wyprzedzany wciśnie pedał hamulca.

Sam jestem młodym stażem kierowcą. Do prawa jazdy podszedłem po latach od kursu, wykupując sporą liczbę jazd doszkalających. Trafiłem na świetnego instruktora, który przygotował mnie do egzaminu. Tym razem zdałem go za pierwszym podejściem. Zarysowuję kontekst, bo kurs i egzamin państwowy z grubsza polegają na tym, by zaprogramować się na określony sposób jazdy, który trudno utrzymać w normalnych warunkach. Jest to możliwe, ale irytacja podlana ogromną presją innych kierowców skutecznie utrudnia jazdę według tego schematu.

Nie chodzi tylko o prędkość, choć wyprzedzające mnie bez sygnałów świetlno-dźwiękowych radiowozy policyjne i samochody straży miejskiej, przekraczały ją w terenie zabudowanym o jakieś 15-20 km/h.

Młody kierowca – przepisy a rzeczywistość

Jadąc przepisowo doświadczymy kilku typowych sytuacji „z życia wziętych”:

  • trąbienia kierowców za nami,
  • wyprzedzania na drugiego, trzeciego, czwartego i piątego,
  • wyprzedzania przed samym skrzyżowaniem lub przejściem dla pieszych,
  • wymuszania pierwszeństwa przez kierowców uważających, że dojeżdżamy do skrzyżowania zbyt wolno.
  • wymuszania pierwszeństwa przez kierowców uważających, że im bardziej się spieszy i mają prawo do jazdy niezgodnej z przepisami.

Mówiąc bardziej poetycko: atmosfera jest gęsta, a przesycone spalinami powietrze można kroić nożem.

Ostatnio polubiłem na Facebooku lokalny serwis internetowy piszący głównie o wypadkach i kolizjach.

Jestem o krok od odlubienia go, bo doniesienia są bliźniaczo podobne, a wiele z opisanych zdarzeń dzieje się w tych samych miejscach. Miasto, które nie ma ronda blacharzy niech pierwsze rzuci błotnikiem, ale gdy czytamy po raz dziewiąty danego dnia o wymuszeniu pierwszeństwa przejazdu, zaczynamy się zastanawiać czy problemem jest wyłącznie infrastruktura drogowa.

W Lublinie, gdzie mieszkam, jest skrzyżowanie w ruchu okrężnym, które od lat w powszechnym mniemaniu kierowców, zwłaszcza przyjezdnych, jest zwykłym skrzyżowaniem. Zjeżdżając z góry ze sporą prędkością, mkną, myśląc zapewne, że znajdują się na drodze z pierwszeństwem. Liczba kolizji w tym miejscu jest ogromna, choć wjeżdżając widać dobrze znaki: C-12 (ruch okrężny) i A-7 (ustąp pierwszeństwa).

młody kierowca przepisy
Niebezpieczne rondo w Lublinie. Znak „ustąp pierwszeństwa” nie zmieścił się w kadrze, jest po prawej stronie jezdni na wysokości dolnej krawędzi zdjęcia.

Skoro już drążymy temat tego typu skrzyżowań, w moim mieście jest jeszcze jedno okryte złą sławą miejsce, nazywane powszechnie rondem przy Makro. Częstą przyczyną licznych wypadków jest oczywiście wymuszenie pierwszeństwa przejazdu.

Z dwóch stron znajduje się znak STOP i linia zatrzymania. Jeżdżę przez to skrzyżowanie niemal codziennie i z całą pewnością mogę stwierdzić, że do znaku STOP stosuje się, na oko 30 proc. kierowców pokonujących wspomniane rondo.

Zapamiętałem nawet sytuację z egzaminu, gdy przejeżdżając tamtędy, naliczyłem pięciu kierowców, którzy jadąc przede mną nawet nie zwolnili przed znakiem. O powszechności zjawiska niech świadczą też słowa mężczyzny, który wjechał w tył samochodu drugiego kierowcy i tłumaczył się, że zaskoczył go fakt zatrzymania się auta poprzedzającego przed znakiem STOP.

Znak STOP wydaje się oznaczać „rozejrzyj się, zwolnij i ogień!”

Nie mam intencji pouczać innych, zwłaszcza że siedzę za kierownicą od niedawna.

Perspektywa świeżaka ma jednak swoje zalety. Gdzieś z tyłu głowy działa jeszcze program wyklepany pod egzamin. Jeżeli przyłożyliśmy się do teorii i jednocześnie mieliśmy dobrego instruktora, który potrafił przekuć wiedzę na praktyczne wskazówki, dość dobrze potrafimy zidentyfikować przykłady łamania kodeksu drogowego. Pamiętamy również dość dobrze komentarze instruktora do naszych wyczynów. Programowanie było skuteczne, gdy podczas nawet drobnych przewin odczuwamy wyrzuty sumienia.

Można powiedzieć, że sytuacja młodego kierowcy po otrzymaniu prawa jazdy przypomina tę rodem z zakładu karnego: grypsujesz lub idziesz do frajerów. Stajesz się na drodze taki jak wszyscy lub jesteś skazany na presję innych, pukanie się w głowę, trąbienie, wymachiwanie rękami. Oczywiście wszyscy stoimy w tym samym korku.

Puenta nie będzie odkrywcza, bo i nie może taka być. Jeżeli w codziennym życiu cwaniakujemy i jesteśmy na bakier z elementarnymi zasadami kultury, przeniesiemy ten sposób bycia na drogę. Możemy też sami się tacy stać, żeby być jak inni. Pokusa jest spora.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać