Wiadomości

Ministerstwo proponuje: do 36 tys. zł dopłaty do auta elektrycznego. Ile by wtedy kosztowały popularne modele?

Wiadomości 14.02.2019 264 interakcje
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 14.02.2019

Ministerstwo proponuje: do 36 tys. zł dopłaty do auta elektrycznego. Ile by wtedy kosztowały popularne modele?

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk14.02.2019
264 interakcje Dołącz do dyskusji

Projekt rozporządzenia Ministra Energii w sprawie dotacji do transportu niskoemisyjnego został właśnie skierowany do konsultacji społecznych. Czy doczekamy się dopłat do samochodów elektrycznych?

Nie jest tajemnicą, że dla większości osób zainteresowanych zakupem samochodu elektrycznego barierą są ich wysokie ceny. Polscy fani „elektryków” tęsknie spoglądają na takie kraje jak Norwegia, Islandia czy Niemcy, gdzie klienci mogą uzyskać spore dopłaty rządowe, częściowo lub zupełnie niwelujące różnice w cenie między autem niskoemisyjnym a spalinowym.

Polska też planuje takie dopłaty.

Projekt przygotowany przez Ministerstwo Energii (swoją drogą, niektórzy mogli nie zauważyć, że pojawił się taki resort: został powołany pod koniec 2015 r.) został właśnie skierowany do konsultacji społecznych. Zakłada uruchomienie programu dopłat dla klientów prywatnych i przedsiębiorców, którzy są zainteresowani szeroko pojętą elektromobilnością.

Maksymalne dopłaty dla przedsiębiorców, którzy chcą zbudować stację ładowania samochodów elektrycznych o „normalnej” mocy mają wynosić 25 500 zł. Jeżeli ktoś chce postawić szybką ładowarkę, może liczyć nawet na 150 000 zł. Wsparciem objęte zostaną także stacje CNG i LNG: dopłaty do ich budowy mają wynosić odpowiednio 750 000 i 1 200 000 zł. Największe wsparcie dostaną ci, którzy chcą zbudować stację tankowania wodoru: mowa o trzech milionach złotych.

Najciekawsze są jednak dopłaty do zakupu samochodów.

W projekcie ustawy zapisane jest następujące zdanie: „Maksymalna wysokość wsparcia w przypadku pojazdu elektrycznego wynosi 30% kosztów kwalifikujących się do objęcia wsparciem, przy czym nie więcej niż 36 000 zł na jeden pojazd”. Jeżeli taki samochód ma służyć do wykonywania usług komunalnych, wartość dopłaty może sięgnąć nawet 150 000 zł. Dopłaty obejmą także samochody wodorowe: maksymalna ich wartość to 75 tysięcy.

Przyjmijmy, że ustawa wchodzi w życie.

Ile wtedy kosztowałyby popularne samochody elektryczne? Światowy bestseller rynku EV, czyli Nissan Leaf, kosztuje obecnie od 155 500 zł. Przy dopłacie w wysokości 36 000 zł jego cena wynosiłaby 119 500 zł. To już o wiele łatwiejsza do przełknięcia dla klienta kwota, na poziomie lepiej wyposażonego Golfa TDI.

Konkurencyjne BMW i3, z uwzględnieniem dopłat kosztowałoby 136 800 zł.

samochód elektryczny w zimie

Podobnie jak Leaf wyceniony byłby elektryczny Nissan NV200 (120 825 zł). Jeżeli chodzi o bezemisyjne samochody dostawcze, tańszą propozycją jest Renault Kangoo Z.E. Maksymalna dopłata w wysokości 30 proc. wartości to w tym przypadku 33 358 zł, a cena po obniżce: 77 834 zł.

Popyt na takie auta będzie wzrastał w miarę pojawiania się nowych stref czystego transportu, takich jak na krakowskim Kazimierzu. W końcu czymś trzeba będzie dowozić towary do sklepów i restauracji.

W przypadku droższych aut, takich jak Jaguar I-Pace (bez dopłat od 356 600 zł), rządowa dotacja zbyt wiele nie zmienia. 36 tysięcy to jednak w sam raz tyle, ile potrzeba na dopłatę do lepiej wyposażonej wersji SE, która ma m.in. więcej systemów wspomagających kierowcę i reflektory LED Premium.

Wodorowa Toyota Mirai nie ma swojego polskiego cennika. Nic dziwnego, skoro najbliższa stacja, na której można ją zatankować, znajduje się w Berlinie. W Niemczech kosztuje 78 600 euro, czyli w przeliczeniu 340 tysięcy złotych. Dopłata 75 tysięcy nie czyni jej tanim autem, ale to już całkiem sporo.

Pozostaje tylko jedno pytanie.

W ustawie mówi się o samochodach elektrycznych. Nie wiadomo, co z hybrydami typu plug-in. Gdyby też były objęte dopłatami – nawet nieco mniejszymi – z pewnością pobudziłoby to ich sprzedaż. A póki co, takie samochody są w polskich warunkach o wiele lepsze na co dzień niż w pełni elektryczne.

Projekt dopłat to krok w dobrą stronę. Nie ma lepszej drogi do spopularyzowania „elektryków” na polskich ulicach. O ile to naprawdę wypali.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać