Wiadomości

Mercury wciąż istnieje i w dodatku pokazał nowy silnik 5.7 V10. Trzeba tylko jechać do łodzi

Wiadomości 28.11.2022 63 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 28.11.2022

Mercury wciąż istnieje i w dodatku pokazał nowy silnik 5.7 V10. Trzeba tylko jechać do łodzi

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski28.11.2022
63 interakcje Dołącz do dyskusji

Do łodzi to są przeznaczone silniki marki Mercury Marine. Nie jest to ten Mercury, który kiedyś był w portfolio Forda, tylko inna firma, co nie przeszkadza jej pokazać silnika 5.7 V10. 

Resztki mojego mózgu wypadłyby przez ucho, gdybym dowiedział się, że jakiś producent samochodów pokazał nowy silnik 5.7 V10 do zastosowań innych niż typowo użytkowe. Nowe auto osobowe z V10 to byłby jakiś ewenement na skalę światową i zakłócenie kontinuum czasoprzestrzennego. Tymczasem firma Mercury Marine, znana z doskonałych silników zaburtowych i wewnątrzłodziowych (o ile tak się mówi), poszerza swoje portfolio o nowy, wspaniały silnik 5.7 V10 z serii Verado, który może rozwijać moc 350 lub 400 KM.

To jeden z silników z dużej rodziny, gdzie znajdziemy nawet jednostkę 7.6 V12

Ponad siedem i pół litra, V12, moc 425 KM. To właśnie przez obcięcie tej V12-tki powstał silnik 5.7 V10. Mercury opisuje go jako „niesłychanie cichy, chyba że chcesz posłuchać jego mocy” – można przełączyć jego układ wydechowy, tak żeby bulgotał głośniej, zwłaszcza przy rozruchu i podczas przyspieszania. To oczywiste, że jak masz łódź z silnikiem 10-cylindrowym, to nie po to, żeby nie bulgotało. I nie chodzi bynajmniej o bulgotanie wody przecinanej przez łódź. Dodatkowo silnik ten ma 150-amperowy alternator, który szybko ładuje akumulatory odpowiedzialne za instalację elektryczną na łodzi. Jest też w pełni elektroniczne sterowanie dżojstikiem i czujnik poziomu/ciśnienia oleju, który podaje informacje kapitanowi na ekranie. Cała paczuszka z tym 10-cylindrowym cackiem waży tylko 316 kg. Jeśli się wczytać w dane techniczne, których zbyt wiele nie ma, możemy dowiedzieć się, że ten silnik ma oczywiście wtrysk paliwa i układ DOHC dla każdej głowicy, czyli po dwa wałki na łeb. Nic więcej o technologii nie piszą. Ja to się zastanawiam, jak 5,7-litrowe V10 mieści się w takiej paczuszce.

Co ciekawe, silniki zaburtowe Mercury są chłodzone wodą, którą pompa wody pompuje wprost z wody. Rozumiecie, chłodzi się wodą, w której płynie, ależ oni to wymyślili. Co do zużycia paliwa, to przy bardzo delikatnym traktowaniu i ustawieniu obrotów na ok. 3000, można spodziewać się zużycia na poziomie 70 litrów na godzinę. Dajmy więcej ognia i przebijemy 100 litrów, a przy 5000 obrotów można zobaczyć podobno zużycie 190 litrów na godzinę. Topowa, 600-konna odmiana V12 potrafi wciągać nawet 500 litrów na godzinę (nie zmyśliłem tego, zobaczcie), co jest jakimś totalnym kosmosem. Właściwie prowadzi nas to do jednego wniosku…

Jeśli jesteś bogaty, możesz pruć CO2 w atmosferę ile wlezie

Niby z jakiej racji łodzie nie są hybrydowe albo elektryczne? Dlaczego Mercury Marine nie prezentuje napędu bateryjnego nowej generacji z zasięgiem 30 mil i możliwością ładowania z gniazdka na przystani, a zamiast tego poszerza gamę o spalinowy silnik 10-cylindrowy? Kurczę, żebym tylko wiedział… o do licha, chyba wiem! Bo elektryfikacja i ogólna desamochodyzacja jest dla nas, areczków. Dla zarządu są łodzie z silnikami V10 i V12, które spalają po kilkaset litrów paliwa na godzinę. I z pokładu tych łodzi, ci bogaci będą instruować nas, dlaczego musimy emitować zdecydowanie mniej CO2. Oni natomiast nie muszą, bo to jest inna sytuacja, oni mają bardzo ważne sprawy do załatwienia, to dzięki nim ten świat w ogóle płynie do przodu. To, że na końcu jest wodospad, na razie się nie liczy. Cała naprzód, i daj ten wydech na głośniejszy. Wszyscy muszą usłyszeć!

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać