Klasyki

Ten Puch 500 GE roznosi w puch terenową konkurencję. I jest na sprzedaż

Klasyki 10.04.2020 81 interakcji
Piotr Szary
Piotr Szary 10.04.2020

Ten Puch 500 GE roznosi w puch terenową konkurencję. I jest na sprzedaż

Piotr Szary
Piotr Szary10.04.2020
81 interakcji Dołącz do dyskusji

W związku z epidemią COVID-19, na ulicach są straszne puchy. Można dołożyć jednego od siebie, bo jest ciekawy egzemplarz do kupienia.

Motoryzacja zna wiele przypadków, gdy za sukces (lub porażkę) danego modelu samochodu w równym stopniu odpowiadało kilku producentów. W przypadku Mercedesa klasy G możemy zdecydowanie mówić o sukcesie – auto, nad którym prace rozpoczęto w 1972 r. i wprowadzono do produkcji w 1979, pozostał w niej aż do… 2019 r.

Za sporą część tego sukcesu odpowiada Steyr-Daimler-Puch.

To właśnie z tą ekipą z Grazu w Austrii Mercedes podjął rozmowy o skonstruowaniu lekkiego auta terenowego – miało to miejsce jeszcze w 1969 r., kiedy to obie firmy dysponowały już solidnymi konstrukcjami przeznaczonymi do jazdy w terenie. W przypadku Austriaków był to model Pinzgauer, natomiast u Niemców – Unimog.

Teorii dotyczących idei powstania klasy G jest kilka – w tym taka, że auto od początku projektowano jako pojazd dla wojska. Ogólnie jednak losy samochodu były trochę zakręcone, a początkowo nie był on projektowany z myślą o zastosowaniach militarnych. Szybko się to zmieniło, gdy Mercedes zapragnął wyposażyć w takie terenówki Bundeswehrę, która ze względu na cięcie kosztów zdecydowała się ostatecznie na tańszego Volkswagena Iltisa. Za osobę, która miała wpływ na kontynuację prac uważa się szacha Iranu. Mohammad Reza Pahlawi był ówcześnie w posiadaniu 18 proc. udziałów Daimler-Benza i chciał pojazdu zdatnego do użytku wojskowego i patrolowego. W 1975 r. zamówiono nawet 20 tys. egzemplarzy, ale realizacja zamówienia nigdy nie doszła do skutku.

Mercedes G 500 aukcja
fot. Dirk de Jager, RM Sotheby’s

No dobrze, ale to nadal nie tłumaczy, dlaczego mamy Mercedesa G i Pucha G.

Cóż, nosi to znamiona tzw. „inżynierii emblematowej”. Oba modele wyjeżdżały z austriackiej fabryki w Grazu, tyle że nazywały się inaczej w zależności od rynku przeznaczenia. Ocenia się, że ok. 90 proc. wyprodukowanych aut to Mercedesy, a pozostałe – Puchy.

Początkowo samochody te, niezależnie od marki, były konstrukcjami bardzo podstawowymi – zero luksusów. To zaczęło się zmieniać dopiero później, co zresztą bywa zaskakujące dla osób, które dowiadują się, że do dziś buduje się klasyczną, ogołoconą z wyposażenia G-klasę – to auto nie ma szczególnie wiele wspólnego z luksusową szafą gdańską, która w topowych wersjach AMG przyspiesza do 100 km/h w nawet mniej niż 5 s.

Nigdy nie było podziału na zasadzie „Mercedes to luksus, a Puch to bieda-wersja”. Dowodem na to jest samochód, który widzicie na zdjęciach.

Mercedes G 500 aukcja
fot. Dirk de Jager, RM Sotheby’s

To Puch 500 GE.

Egzemplarz jest tym ciekawszy, że służył najpierw do celów homologacyjnych, a potem do testów prasowych. Jeśli gdziekolwiek i kiedykolwiek na okładce jakiegoś pisma widzieliście takiego fioletowego Pucha – był to właśnie ten egzemplarz. Nieco śmiesznie czyta się natomiast opisy o kompletnym wyposażeniu tego egzemplarza z 1993 r., podczas gdy zabrakło na pokładzie… klimatyzacji (dostępnej już wtedy w opcji). Pół biedy, gdyby była mowa o wersji napędzanej silnikiem 2,3-litrowym, ale w 5-litrowym, 241-konnym potworze taki brak wygląda cokolwiek dziwnie – zwłaszcza w zestawieniu z faktem, że znalazły się tu m.in. spryskiwacze reflektorów, podgrzewane fotele i tempomat. Dla estetów (o ile esteci myślą nad zakupem klasy G) argumentem przemawiającym za tym samochodem mógłby być lakier, w nomenklaturze producenta zwany Amethystblau.

Mercedes G 500 aukcja
fot. Dirk de Jager, RM Sotheby’s

Co do samego silnika, warte podkreślenia jest, że powstało tylko niespełna 450 egzemplarzy terenówek tej serii napędzanych widlastymi ósemkami. Po 1994 r. V8 wypadło z oferty, by powrócić do niej 4 lata później – ale wtedy pod maską nie było już widocznego na zdjęciu motoru M117, a M113 o mocy 297 KM. Ale nawet ze starszym i słabszym źródłem napędu, Puch G był w stanie osiągnąć 100 km/h w 10,5 s i rozpędzić się do 175 km/h – i być może nadal jest, jeśli spod maski przez lata nie uciekły żadne konie mechaniczne. Za przeniesienie napędu na obie osie odpowiada 4-biegowy automat, a w jeździe terenowej pomogą blokady centralnego i tylnego mechanizmu różnicowego.

fot. Dirk de Jager, RM Sotheby’s

Auto będzie można kupić pod koniec czerwca.

Puch został wystawiony na sprzedaż przez dom aukcyjny RM Sotheby’s, a aukcja odbędzie się w dniach od 24 do 27 czerwca w Essen. Niestety, po raz kolejny nie można się niczego dowiedzieć na temat przewidywanej ceny – RM Sotheby’s milczy na ten temat. Tanio z pewnością nie będzie, bo już zwykłe Mercedesy G potrafią kosztować krocie, a tutaj dochodzi nam kwestia wyjątkowości egzemplarza. Jedno jest pewne: w złotówkach będzie to kwota sześciocyfrowa.

fot. Dirk de Jager, RM Sotheby’s

Ale licytujcie online, nie jeźdźcie do Essen. Nie chcecie chyba trafić do puchy?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać