Wiadomości / TechMoto

Lexus tłumaczy, dlaczego jeszcze nie produkuje aut elektrycznych. I ma sporo racji

Wiadomości / TechMoto 16.07.2018 467 interakcji

Lexus tłumaczy, dlaczego jeszcze nie produkuje aut elektrycznych. I ma sporo racji

Piotr Barycki
Piotr Barycki16.07.2018
467 interakcji Dołącz do dyskusji

Mieli w sprzedaży hybrydy, zanim stały się one naprawdę popularne. Wprowadzili na rynek jedno z pierwszych powszechnie dostępnych aut na ogniwa paliwowe. Ale samochodów elektrycznych nie mają i są przekonani, że świat nie jest na nie jeszcze w pełni gotowy.

O kim mowa? O Toyocie i Lexusie, które niemal jednoznacznie kojarzą się wszystkim z hybrydowymi układami napędowymi. I które to układy potrzebowały lat, żeby ludzie mogli się do nich przyzwyczaić, oswoić z nimi, a ostatecznie polubić.

Teraz jednak prezes Lexusa, Yoshihiro Sawa, podczas wystąpienia na Goodwood Festival of Speed stwierdził, że w przypadku pojazdów czysto elektrycznych jest jeszcze zbyt dużo znaków zapytania. I że kto wie, czy za kilka lat dalej wszyscy będą takimi entuzjastami pełnej elektromobilności, jakimi są teraz.

Wszystkie opcje, nie tylko jedna.

Jego zdaniem prąd nie jest w dalszym ciągu rozwiązaniem wszystkich problemów dla wszystkich użytkowników i jeszcze nie nadszedł moment, żeby jednoznacznie zadeklarować, że np. od tego i tego momentu wszystkie samochody danej marki będą elektryczne.

Przykłady? Według Sawy niemożliwe, a raczej bezcelowe, jest tworzenie w pełni elektrycznego np. Land Cruisera (chociaż…) – taki samochód nie sprawdzi się tam, gdzie jest często wykorzystywany, czyli na bezdrożach i kompletnych odludziach.

Problemem – dużo bardziej poważnym, niż ma się teraz wydawać – jest też kwestia produkcji akumulatorów, ich późniejszego wykorzystania, kiedy nie będą się nadawać do użytku w samochodach, i wpływu tych działań na środowisko. Owszem, w bezpośrednim otoczeniu samochodu elektrycznego może być lepiej, ale to zagadnienie jest dużo bardziej rozbudowane, niż fakt, czy jakieś auto dymi z rury wydechowej, czy nie.

Dlatego też Lexus (a co za tym idzie – również i Toyota) mają rozwijać równolegle wszystkie rodzaje napędów – od benzynowych, przez hybrydowe (w tym plug-in), aż po elektryczne i wodorowe.

I można to odczytywać na kilka sposobów.

Lexus tłumaczy się, bo musi. Ale i ma sporo racji.

Trudno oczekiwać, że prezes Lexusa powiedziałby cokolwiek innego. Toyota była wprawdzie pionierem, jeśli chodzi o samochody hybrydowe, ale już do mody na samochody elektryczne nie dokłada znaczącej cegiełki.

W pełni elektryczna Toyota? Niby było elektryczne iQ, ale to było dawno i nie do końca prawda. Elektryczny Lexus? Brak. Hybrydy plug-in? Jest jeden Prius, który sprawia trochę wrażenie na szybko przerobionego zwykłego Priusa (choć ma kilka świetnych rozwiązań), i to właściwie tyle. W momencie, kiedy spora część producentów ma w ofercie hybrydy plug in i potrafią z nich nawet zrobić (jak Porsche z Panamerą) gwiazdę całej gamy.

A Lexus i Toyota nic. Twierdzą, że na prąd jest jeszcze zbyt wcześnie (choć Toyota zapowiedziała 10 elektrycznych aut na początku przyszłej dekady). I opcje są dwie – albo zaspali, albo faktycznie trafili w sedno. Bo samochody elektryczne dalej oznaczają dla klientów cały szereg wątpliwości i ograniczeń, z których z większością nie poradzono sobie od czasów, kiedy skonstruowano pierwszy samochód elektryczny. Czyli od bardzo, bardzo dawna.

Zasięg? Owszem, wydłużył się znacząco w ciągu ostatnich kilku lat, ale dalej jest wyraźnie mniejszy od samochodów spalinowych. Tylko zmieniło się trochę marketingowe podejście – teraz na każdym kroku jesteśmy informowani, że przecież w ciągu dnia i tak nie jeździmy daleko, więc nie ma powodu, żeby samochód miał zasięg 800 czy 1000 km. Dziwne tylko, że baki w samochodach dalej mieszczą tyle paliwa, że jest to możliwe – w końcu ich redukcja pozwoliłaby ująć kilka kilogramów od masy samochodów.

Dostępność ładowarek? Podobnie – tak samo jak przed laty, tak i teraz w wielu regionach znalezienie stacji ładowania, nie mówiąc już o stacji szybkiego ładowania, to loteria i to dość ryzykowna. Może za jakiś czas to się zmieni, ale teraz – w końcu komu to przeszkadza! – powinniśmy, tak po prostu, wyznaczać trasę w oparciu o te magiczne punkty na mapie. Co z tego, że nie muszą one dokładnie leżeć na naszej drodze – pozwiedzajmy. Poza tym kto jeździ samochodem w dalekie podróże – kup samochód, ale zostaw go w domu i leć samolotem albo jedź pociągiem.

Ceny? Tak, elektryczne samochody w wielu przypadkach stały się już tak dobre, a nawet lepsze niż ich odpowiednicy z danego segmentu. Ale stwierdzenie to jest prawdziwe tylko przy założeniu, że nie patrzymy na cenę. Bo i przykładowo co z tego, że nowy Leaf jest świetnym kompaktem, kiedy w jego cenie można kupić już znośnie wyposażone auto segmentu wyżej? Oszczędności na paliwie? Może kiedyś się pojawią, ale do tego trzeba byłoby jeździć dużo i długo. A to – przy zasięgu auto elektrycznych – oznaczałoby sporo postojów na kawę.

Koszty zakupu można oczywiście optymalizować, wliczając rządowe dopłaty i darmowe ładowanie, ale ten układ nie będzie trwał wiecznie. W końcu skończą się przywileje i cieszyć się będzie z nich tylko ten, kto załapał się na nie na samym początku.

A wyobraźmy sobie też, co się stanie, kiedy elektrownie w Polsce (a dobrze wiadomo, czym są w większości zasilane) zaczną pracować na zwiększonych obrotach, żeby zapewnić energię wszystkim tym elektrycznym samochodom, które mają zapełnić nasze ulice.

Dlaczego powinienem kupić samochód na prąd? No właśnie.

I tak jak początkowo mogło się wydawać, że wypowiedź Yoshihiro Sawy jest jedynie bronieniem faktu, że Lexus nie ma jeszcze samochodu elektrycznego, tak jeśli przyjrzeć się temu dokładniej, trudno nie przyznać mu racji.

Tak, Toyota była pionierem w kwestii hybryd, ale tam zyski dla klienta były wyraźne. Dopłacało się trochę przy zakupie, a potem cieszyło się bezproblemową jazdą i (przeważnie) niższym spalaniem. Proste.

Odpowiedź na pytanie „dlaczego powinienem wybrać hybrydę?” była więc oczywista. Odpowiedź na pytanie „dlaczego powinienem wybrać samochód elektryczny?” nadal pozostaje niejasna. A gdy znikną przywileje dla aut elektrycznych, wybór tego rodzaju napędu będzie jeszcze trudniej uzasadnić.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać