Przegląd rynku

Przegląd aut dla przedsiębiorcy: segment premium i „państwowy” limit ceny

Przegląd rynku 09.11.2018 12 interakcji

Przegląd aut dla przedsiębiorcy: segment premium i „państwowy” limit ceny

Piotr Barycki
Piotr Barycki09.11.2018
12 interakcji Dołącz do dyskusji

150 tys. zł netto – tyle od przyszłego roku wyniesie graniczna wartość nowego samochodu, jeśli w koszty uzyskania przychodu będziemy chcieli wliczyć całość raty leasingowej. Podpowiadamy, jakie auto kupić za te pieniądze – z naciskiem na segment premium, który tak lubią przedsiębiorcy.

Zmiany w leasingu – na co nie możemy sobie pozwolić (przynajmniej cennikowo)?

Jeśli chodzi o limuzyny segmentu E, to jest raczej kiepsko. Chyba że liczymy na większe albo mniejsze rabaty.

Odpada niestety fantastyczna klasa E od Mercedesa. Najtańszy egzemplarz kosztuje 186 900 zł brutto. Oczywiście te dwa dodatkowe tysiące można jeszcze jakoś przeżyć, ale zasady to zasady.

Jeszcze więcej zabraknie nam do BMW. Nieco ospałe 518d sedan kosztuje minimum 199 900 zł. Szczęścia (finansowego) nie znajdziemy też u Audi – nowe A6 kosztuje co najmniej 209 tys. zł, czyli ponad 20 tys. zł ponad ustalony limit.

Lexus ES? Także ponad limit – 204 900 zł za wersję Elegance. Volvo? S90 katalogowo nie mieści się w dopuszczalnej kwocie (188 800 zł brutto).

To samo dotyczy oczywiście odmian kombi tych modeli (o ile występuje), które przeważnie wymaga większej lub mniejszej dopłaty.

Trzeba też pamiętać, że mowa o autach w wersjach absolutnie podstawowych. Tak podstawowych, że często nie mają wiele wspólnego z tym, co oglądamy w testach czy materiałach prasowych.

Może się jednak zdarzyć, że któryś z samochodów z tego segmentu zmieści się w limicie 150 tys. zł netto. Przykładowo Lexus sprzedaje ostatki GS od 159 tys. zł, natomiast Volvo na S90 i V90 oferuje rabaty do 50 tys. zł.

O dużych SUV-ach oczywiście też możemy zapomnieć. RX? Od 243 400 zł brutto. GLE? Od 269 tys. zł. X5? 330 800 zł. Nie poszalejemy.

To gdzie ten luksus?

Niestety musimy zejść co najmniej o klasę niżej albo pójść w ogóle inną drogą. Jeśli jednak zostajemy przy tzw. premium albo ciekawszych autach:

BMW 420i Coupe

Tak, to bazowa wersja silnikowa, ale i tak nie jest to wolne auto – do setki przyspiesza w sensowne 7,3 s, a do tego wygląda jak większość BMW – agresywnie, dynamicznie i… drogo.

Wybieramy przy tym manualną przekładnię, bo to przecież prawdziwe, dwudrzwiowe coupe. Do tego automat oznacza wolniejszy o 0,2 s sprint do 100 km/h! Nie można się na to godzić.

Konfigurator na start dorzuca pakiet Model Sport Line, który oznacza dopłatę 12,3 tys. zł. Dostajemy w nim dodatkowe schowki, dodatkowe oświetlenie, przyciemniane lusterko wsteczne, aktywny regulator prędkości, czujniki parkowania z przodu i z tyłu, a także kilka dodatków stylistycznych, w tym 18-calowe felgi. Cena? 180 100 zł. Zostaje nam więc 3,4 tys. zł na wydatki.

Żeby było trochę bardziej sportowo i bardziej komfortowo, dobieramy jeszcze kierownicę M i dostęp komfortowy.

I może nie będzie to ani najszybsze, ani najlepiej wyposażone BMW na polskich drogach, ale złe auto to też z pewnością nie będzie.

Alfa Romeo Giulia B-Tech Edition

Ok, zdecydowanie nie jest to auto luksusowe, a niektóre elementy we wnętrzu wołają o pomstę do nieba. Ale co z tego!

W założonym limicie zmieścimy się z dobrze wyglądającym, niezbyt powszechnym na drogach autem, z silnikiem o mocy 200 KM, automatyczną skrzynią biegów i przyspieszeniem od 0-100 km w zaledwie 6,6 s.

Nie możemy niestety przesadzić z dodatkami. Wersja bazowa tej odmiany kosztuje 175 tys. zł brutto. W standardzie mamy jednak m.in. aluminiowe felgi 18″, częściowo skórzane fotele, zestaw podstawowych systemów bezpieczeństwa, adaptacyjny tempomat, system wyboru trybów jazdy, automatyczną klimatyzację i jeszcze kilka drobiazgów.

Spokojnie więc wystarczy na dokupienie za 1400 zł gigantycznych łopatek do zmiany biegów. Po co cokolwiek więcej? Choć może czujniki parkowania miałyby sens.

Mercedes klasy C kombi

Był już sportowawy sedan, coupe, więc czas na kombi – niech będzie od Mercedesa.

Mało luksusowy będzie niestety silnik, bo benzynowy C 200, choć oferuje 184 KM, ma zaledwie 1,5 l pojemności skokowej. 165 300 zł będzie jednak sensowną bazą na dodanie choć kilku podstawowych opcji.

Dokładamy więc pakiet komfortowych siedzeń i Drugi pakiet wyposażenia (m.in. elektrycznie otwierana klapa bagażnika i felgi aluminiowe), podgrzewane przednie fotele, pakiet smartphone i adaptacyjne reflektory LED.

W sumie – 184 281 zł. Ufff.

(C 200 na powyższym zdjęciu ma napęd na obie osie – nasza konfiguracja jej nie ma)

Kia Stinger

Kia-Stinger-4

Niestety wersja z V6 pod maską nie zmieści się w naszym limicie – kosztuje aż 237 900 zł. Natomiast odmiana z silnikiem 2.0 T-GDI o mocy 245 KM, z automatyczną skrzynią biegów i napędem na tył – jak najbardziej. Jej cena to 177 900 zł w najwyższej wersji wyposażenia, czyli GT Line.

Pozostałą kwotę możemy wydać na… niezbyt wiele rzeczy. Możemy dokupić lakier (3 tys. zł), sportowe zawieszenie (3,5 tys. zł), panoramiczny dach (4 tys zł.), pakiet technologiczny (5 tys. zł) i Kia Safety System (3,4 tys. zł). Wszystkie pozostałe opcje są już w standardzie.

Nasz wybór? Lakier Ceramic Silver i sportowe zawieszenie.

Volkswagen Arteon

Tak, Arteon nie ma kompletnie nic wspólnego ze sportową jazdą. Trudno też nazwać go autem sportowym. Ale w tym budżecie może być ciekawą propozycją – jest duży, praktyczny, dobrze wyciszony i komfortowy.

Za 159 390 zł możemy kupić najwyższą odmianę R-Line z silnikiem 2.0 TSI 190 KM, która zapewnia rozsądne 7,7 s do 100 km/h. Do tego doliczmy jeszcze lakier, pakiet innowacyjny, pakiet premium, panoramiczne okno dachowe, fotele ergoComfort z pamięcią i masażem (po stronie kierowcy), a także skórzaną tapicerkę.

Wychodzi 183 320 zł – auto wprawdzie nie będzie miało wprawdzie absolutnie wszystkich dostępnych opcji, ale na pewno będzie lepiej wyposażone niż auta marek premium. I niekoniecznie będzie dużo gorsze pod większością pozostałych względów.

Audi Q5

Duże SUV-y nie łapią się cenowo do tego zestawienia, ale te mniejsze – nadal z półki premium – mogą się na niej zmieścić.

Niestety mieszczą się dość umownie. Przykładowo Audi Q5 spełnia wszelkie kryteria, ale kosztuje 183 500 zł, czyli zostaje nam do wykorzystania… 1000 zł. I to przy założeniu, że wybierzemy słabszą odmianę 35 TDI, która do setki przyspiesza w 9,1 s. Na pocieszenie dostajemy napęd na obie osie i automatyczną przekładnię.

Z opcjami dodatkowymi będzie jednak gorzej. Chcąc zmieścić się w 150 tys. zł netto, nie możemy nawet dokupić żadnego opcjonalnego lakieru. Na wszelki wypadek nawet nie zaglądamy do dostępnych opcji, bo mogłoby to wpędzić nas w depresję.

BMW 2 Coupe

Jeśli do jakiegoś auta pasuje brak zbędnego wyposażenia, to na pewno jest to BMW serii 2 Coupe. W tym przedziale cenowym znajduje się wersja 230i ze sportową, automatyczną skrzynią biegów – najszybsze (5,6 s) do 100 km/h auto w zestawieniu.

W podstawowej wersji wyposażenia kosztuje 173 tys. zł. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, żeby dorzucić do tego jeszcze kierownicę M, klimatyzację automatyczną (trochę wstyd, że nie ma w standardzie), adaptacyjne zawieszenie sportowe i sportowy układ hamulcowy.

W sumie 183 999 zł brutto. A że nie przewieziemy w bagażniku lodówki? Nie nasz problem.

Volvo V60

Żeby nie kończyć tak niepraktycznie – samochód, który jest i efektowny, i do tego wspomnianą lodówkę powinien zmieścić (o ile nie jest zbyt wielka).

Volvo V60 w wersji Momentum, z silnikiem D3 (niestety tylko 150 KM) i napędem na obie osie oraz skrzynią automatyczną kosztuje 178 300 zł. Nie zostaje wiele na dodatki, ale na szczęście piękna tapicerka w kratę oferowana jest bez dopłaty. Za pozostałą gotówkę dokupujemy przednie i tyle czujniki parkowania i elektrycznie regulowany fotel kierowcy, żeby odpowiednio usadowić się na dłuższych trasach.

Niestety w tym momencie do granicznej kwoty zostają nam takie drobne, że wystarczy co najwyżej na podgrzewane dysze spryskiwaczy przedniej szyby albo światła przecimgłowe z przodu.

To co, da się luksusowo albo przynajmniej ciekawie?

O luksusie chyba trudno mówić. Bez rabatów w kwocie 150 tys. zł netto możemy nawet zapomnieć o wejściu do segmentu E. Nawet segment kompaktowych limuzyn i kombi premium może być problematyczny. W ich przypadku albo pogodzimy się z niezbyt mocnym silnikiem, albo jesteśmy zmuszeni bardzo dobrze zastanowić się nad tym, co z opcjonalnego wyposażenia dobierzemy.

Tak samo, a nawet jeszcze gorzej, prezentuje się sytuacja z SUV-ami z wyższej półki. Za modne nadwozie trzeba w końcu dopłacić.

Jeśli ktoś jednak uważa, że wszystkie te nowoczesne gadżety to bzdura i wystarczy mu klimatyzacja i kilka innych drobnostek – nie będzie źle. Tak samo, jeśli wybierze ciut mniejsze, ale za to bardziej sportowe auto. Albo w ogóle zejdzie o półkę niżej i doposaży auto mniej premium po brzegi.

W końcu każdy inaczej definiuje luksus.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać