Ciekawostki

Na Youtube pojawił się film animowany o najgorszym wypadku w historii sportów motorowych

Ciekawostki 27.11.2019 20 interakcji
Michał Koziar
Michał Koziar 27.11.2019

Na Youtube pojawił się film animowany o najgorszym wypadku w historii sportów motorowych

Michał Koziar
Michał Koziar27.11.2019
20 interakcji Dołącz do dyskusji

Lubię czasami ponarzekać, że kiedyś to była motoryzacja i wyścigi, a teraz to nie ma. Zapominam wtedy, że kiedyś były też wypadki takie jak ten podczas Le Mans w 1955 r., w którym zginęło 80, a może nawet 120 osób. O tym strasznym zdarzeniu powstała właśnie bardzo dobra animacja.

Kilkadziesiąt lat temu śmierć była nieodłączną towarzyszką sportów motorowych. Maszyny, do których dzisiaj wzdychamy, takie jak Mercedes 300 SLR z lat 50. czy nawet Lancia Delta S4 rajdowej Grupy B w latach 80. były przerażająco niebezpieczne. W pogoni za osiągami bezpieczeństwo było niemal zupełnie nieobecne. Przed feralnym, 24-godzinnym wyścigiem w Le Mans w 1955 r. śmierć kierowców w wyścigach była codziennością, nie ruszała nikogo. W końcu wiedzieli na co się piszą, prawda? Jak gladiatorzy na arenach u zarania dziejów. Gorzej, jeśli wraz z nimi ginęli ludzie, którzy tylko przyszli popatrzeć.

Tragiczny wyścig.

W 1955 r. wydarzyło się coś, co zatrzęsło całym światem sportów motorowych. Na głównej prostej, przy boksach, Mike Hawthorn wyprzedził Lance’a Macklina, by chwilę później zmienić zdanie i zjechać do boksu. Jaguar miał zdecydowanie lepsze hamulce niż Austin-Healey. To zmusiło Macklina do nagłego odbicia w lewo. Nie widział, że z tyłu zbliżają się do niego jadące o wiele szybciej dwa Mercedesy prowadzone przez Pierre’a Levegha i Juana Manuela Fangio. Levegh w ostatniej chwili uniósł rękę by ostrzec kolegę z zespołu i uderzył w Macklina.

Rozpędzony do około 200 km/h Mercedes wzbił się w powietrze i uderzył w trybuny. Pojazd momentalnie stanął w płomieniach, oblany benzyną ze zniszczonego baku. Dla redukcji masy do budowy Mercedesa wykorzystano magnez, więc auto paliło się jak pochodnia. Co gorsza, siła uderzenia powyrywała z samochodu części, które poleciały w tłum, zbierając porażające żniwo. Maska, kręcąc się w locie zadziałała jak ostrze gilotyny. Oficjalnie w tym zdarzeniu zginął Levegh i 80 widzów, 120 osób zostało rannych. Według niektórych badaczy ofiar śmiertelnych mogło być nawet 120. To przerażające zdarzenie zarejestrowały kamery. Uwaga, ten krótki reportaż zawiera drastyczne sceny nagrane tuż po wypadku.

Właściwe podejście do trudnego tematu.

Największa tragedia w historii sportów motorowych nie jest łatwym tematem do ekranizacji. To nie historia o rywalizacji dwóch zespołów, tylko o straszliwej katastrofie. Ta sztuka udała się Quentinowi Baillieuxowi. Krótkometrażowa animacja zatytułowana „Le Mans 55 – Mortelle competition” korzysta z surowych środków wyrazu. Warstwa wizualna jest bardzo prosta, bez zbędnych ozdobników. Nie znajdziecie tutaj brutalnych scen pełnych krwi. Ciała przykryte płachtami i płonący w oddali Mercedes w zupełności wystarczą.

Głównymi bohaterami obrazu są John Fitch, wyścigowy partner Levegha oraz szef zespołu Mercedesa, Rudolf Uhlenhaut. Film skupia się przede wszystkim na emocjach. Pokazuje, jak wyścigowe ambicje, strategie i marzenia nagle w jednej chwili przestają mieć znaczenie w obliczu przerażającej tragedii. To, że Fitch czuł się przyćmiony przez duet Moss/Fangio, denerwował na niesprawiedliwą taktykę, zgodnie z którą mieli  wraz z Leveghiem być tymi drugimi – to nagle przestaje mieć znaczenie. Twórcy zręcznie pokazują ból Fitcha po utracie kolegi, czy wyparcie ze strony szefa zespołu, który nie chce w pierwszy momencie dopuścić do siebie świadomości o tym, co się stało.

Film nie wchodzi głębiej w to, jak ważnym wydarzeniem była ta tragedia, nie wprowadza szczegółowo w okoliczności wyścigu w 1955 r. Nie pokazuje chociażby tego, że szef zespołu Mercedesa szybko uległ namowom Fitcha, by wycofać się z wyścigu, jednak musiał czekać na pozwolenie z centrali w Stuttgarcie. „Le Mans 55″ Jest obrazem pokazującym ludzkie emocje, a nie filmem dokumentalnym. Jako taki kandyduje do Oscara. Warto poświęcić te 15 minut i go obejrzeć. Niestety, na razie nie są dostępne napisy w języku polskim.

Epilog.

Jeśli jesteście ciekawi co stało się później, to służę odpowiedzią. Główny inżynier Mercedesa zasugerował zespołowi Jaguara by również wycofał się z wyścigu, z szacunku do ofiar. Szef angielskiego teamu, Lofty England, nie poczuwał się jednak do odpowiedzialności za wypadek de facto spowodowany przez Hawthorna i odmówił. Jaguar wygrał wyścig, a na pierwszym miejscu podium stanął człowiek, którego głupia decyzja doprowadziła do tragedii.

Przyszłość 24-godzinnego wyścigu Le Mans zawisła na włosku. Organizatorom udało się uratować imprezę dzięki ogromnym inwestycjom w podniesienie poziomu bezpieczeństwa. Przebudowano zarówno samą trasę w okolicy głównej prostej, jak i całą infrastrukturę dla kibiców. Poprawiono szereg niebezpiecznych fragmentów Circuit de la Sarthe. Pomimo tego w 1966 r. śmierć poniósł kolejny kierowca – Louis Hery.

Mercedes wycofał się z udziału w tym cyklu by powrócić do rywalizacji dopiero w 1987 r. Na torze La Sarthe auta z gwiazdą pojawiły się ponownie pod postacią Saubera C9, z czasem nazwanego Mercedes C9. Ale w 1999 r.  znowu wycofał się ze ścigania w Le Mans – po innym spektakularnym wypadku.

Hawthorn nigdy nie został ukarany za swoją bezmyślność. Zginął w 1959 r. w wypadku na obwodnicy Guildford. Gonił wtedy za Robem Walkerem jadącym Mercedesem 300 SL. Złośliwy chichot losu.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać