Ciekawostki

Latające samochody – pieśń odległej przyszłości

Ciekawostki 27.02.2018 0 interakcji
Artur Maj
Artur Maj 27.02.2018

Latające samochody – pieśń odległej przyszłości

Artur Maj
Artur Maj27.02.2018
0 interakcji Dołącz do dyskusji

Latające samochody – spełnienie marzeń dla stojących w korkach. Są tacy, którzy twierdzą, że mogą je zrealizować. I to jeszcze w tym roku!

Wyobraź sobie – zamiast stać w korku unosisz się nad ziemią i dofruwasz gdzie chcesz. Tak jak Bruce Willys w Piątym Elemencie, Will Smith w I, robot i George Jetson z kreskówki The Jetsons. Każdy by tak chciał. To marzenie tkwi w człowieku od dawna i już dziesiątki lat temu próbowano stworzyć pojazdy łączące w sobie cechy samochodu z samolotem. Ba, już ponad 100 lat temu, dokładnie w 1917 roku Glen Curtiss zaprezentował podczas Amerykańskiej Wystawy Aeronautycznej pierwszy latający samochód –  Model 11 Autoplane i podobno nawet wykonał nim krótki lot, ale potem słuch po nim zaginął. W 1946 stworzono Airphibiana, który nawet został „dopuszczony do ruchu” w USA. Można nim było dolecieć w wybrane miejsce i odłączyć od „części samolotowej” „część samochodową” i podróżować nią po okolicy. Wówczas pomysł jednak nie chwycił. Rok później świat zachwycał się Convaircarem – samochodem z „doczepionym” samolotem, niestety fiasko podczas lotów testowych skutecznie zniechęciło konstruktorów do dalszego rozwijania tego projektu.

Coraz bliżej latania? Nie bardzo

Można by tak wymieniać jeszcze długo ale kolejne projekty znikały tak szybko jak się pojawiały. Czasem kończyło się to tragicznie dla projektantów jak w przypadku AVE Mizaira zaprojektowanego przez Henry’ego Smolinskiego w 1971 roku. Smolinski wykorzystał Forda Pinto (znacie równanie Pinto? To temat na zupełnie inną historię) i elementy Cessny Skymaster do budowy zestawu latającego. Pomysł polegał na tym, by do istniejących aut dokupować zestawy, dzięki którym zamieniały się w pseudosamoloty. Projektanci Mizaira zginęli w wypadku w 1973 roku, a wraz z nimi zniknął ich projekt.

Z bliższych nam czasów najbardziej efektowny jest projekt Moller Skycar M400, który pochłonął ponad 150 milionów dolarów, a projektant – Paul Moller poświęcił na niego 30 lat swojego życia. Preordery wystartowały w 1990, ale w 2009 roku projekt zakończono, bo przestał być atrakcyjny dla inwestorów. A szkoda, bo wyglądał wyjątkowo efektownie.

Produkcyjna wersja latającego samochodu w Genewie

Dziś wciąż nie brakuje chętnych do budowy samochodów z funkcją latania. W Genewie zaprezentowana zostanie finalna wersja holenderskiego PAL-V. Ten zbudowany przez Holendrów trzykołowy pojazd ma w ciągu 5 do 10 minut przeobrażać się w żyrokopter zdolny do latania z prędkością do 180 km/h. Niestety nie wystartuje z dowolnego miejsca – zgodnie z przepisami dotyczącymi lekkich samolotów do startu i lądowania potrzebuje pasa startowego o długości co najmniej 90 m. Pierwsze egzemplarze mają trafić do klientów w przyszłym roku. Sprzedawane będą jako wiatrakowce zdolne do przewiezienia dwóch osób i do 20 kg bagażu. Żeby latać takim pojazdem trzeba będzie przejść kurs i uzyskać Świadectwo Kwalifkacji Pilota Wiatrakowca. Budowa PAL-V trwa już kilka lat, już w 2013 projektanci obiecywali finalny produkt na 2015. Czy faktycznie niebawem wejdzie do sprzedaży? To ciężko stwierdzić.

Kto jeszcze buduje jeżdżące samochody

W sumie co nagle to po diable, o czym przekonali się projektanci słowackiego AeroMobilu. Ich dziełu nie można odmówić urody, ale jedyny latający prototyp został rozbity w 2015 roku. Szczęśliwie jego pilot przeżył – uratował go spadochron. Pojazd miał trafić na rynek w 2017 roku, ale ten wypadek skutecznie opóźnił realizację tego pomysłu.

Innym znanym projektem jest Terrafugia, która według zapowiedzi projektantów ma być gotowa do wprowadzenia do sprzedaży w 2019 roku. Co ciekawe, projekt jest w posiadaniu chińskiego Geely – właściciela m.in. marek Volvo i Lotus. Dwumiejscowa maszyna ma mieć zasięg 800 km i przewozić dwie osoby.

Brakuje uregulowań prawnych

Podstawowym problemem, z jakim muszą się zmierzyć producenci tego typu pojazdów jest brak odpowiednich przepisów pozwalających na łatwe korzystanie z ich produktów. Nie wiadomo też na ile kierowcę będzie mogła wspierać sztuczna inteligencja i co będzie mógł zrobić sam. Z faktem, że te maszyny będą prowadzić ludzie wiąże się też szereg zagrożeń. Dziś nad wielkimi metropoliami bez przerwy przelatują samoloty pasażerskie, a gdyby miały dołączyć jeszcze małe maszyny prowadzone przez przypadkowych ludzi  – nieszczęście murowane. I co z tego, że można by latać, skoro nie bardzo jest gdzie? Dziś zabawa dronem wymaga odpowiednich pozwoleń i jest dozwolona tylko w wybranych miejscach. W przypadku maszyny, która miałaby przetransportować ludzi pewnie obostrzeń będzie wiele więcej. Taki pojazd nie może wystartować byle skąd i lądować byle gdzie. Jak wszyscy rano wystartują spod domów i będą chcieli wylądować na Mordorze, to powstaną korki nie mniejsze niż dziś na ulicach.

W którą stronę pójdzie  rynek i czy faktycznie niebawem zobaczymy podniebne maszyny kierowane przez tych, którym się bardo spieszy i mają mnóstwo pieniędzy? To się jeszcze okaże!

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać