Ciekawostki

Problem braku ładowarek do aut elektrycznych rozwiązany. Trzeba tylko wziąć młot pneumatyczny

Ciekawostki 05.03.2023 270 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 05.03.2023

Problem braku ładowarek do aut elektrycznych rozwiązany. Trzeba tylko wziąć młot pneumatyczny

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski05.03.2023
270 interakcji Dołącz do dyskusji

Za pomocą młota rozkruszamy fragment chodnika, a następnie wkładamy rynienkę, w której prowadzimy przewód elektryczny. Proste jak drut i zdaniem pomysłodawcy, do zrobienia w pół godziny.

Na zdjęcie trafiłem na Twitterze u użytkownika nazwiskiem Tom Callow. Twierdzi on, że rozwiązał problem ładowania samochodów elektrycznych jednym prostym trikiem / operatorzy komercyjnych ładowarek go nienawidzą. Chodzi o to, że właściwie każdy, kto w Wielkiej Brytanii parkuje samochód przed swoją furtką, mógłby poprowadzić sobie przewód elektryczny w rynience wyżłobionej w chodniku. Plastikowa oprawka z płaskim wierzchem chroniłaby ten przewód i byłaby idealnie zlicowana z poziomem chodnika, przez co nie powstawałyby żadne wyboje i wyrwy. 

ładowanie samochodu elektrycznego
Fot. Twitter

Internet już się zagotował

Ale jak to? Znowu jakaś infrastruktura dla samochodów? Co z bezpieczeństwem pieszych i rowerzystów? Czyli w sumie nic nowego, te same płacze od tych samych osób oburzonych rynienką o szerokości 3 cm, a jednocześnie płaczących ze szczęścia, kiedy napędzana dieslem koparka wykopuje ogromną dziurę pod podziemny parking rowerowy. Jak ktoś pokazał w wątku na twitterze, chodnikowe rynienki powodują zerowe zagrożenie i utrudnienie dla pieszych, a dla rowerzystów jeszcze mniejsze, ponieważ są na chodniku, gdzie rowerzystom nie wolno jeździć. Na pewno są też lepsze, niż gdyby przewody puszczać po prostu po wierzchu – wtedy nawet ja bym się awanturował, że tak nie można. W tej postaci przewody niczym nie różnią się od tych puszczonych po prostu pod ziemią.

Fot. Tom Callow / twitter

Nasuwa się oczywiście pytanie, czym te przewody się kończą

Jeśli dobrze widzę ze zdjęcia, to kończą się nieodpinalną wtyczką typu drugiego, a to oznacza że coś z tą wtyczką trzeba by robić, kiedy samochodu akurat nie ma. Kładzenie jej na ziemi i udawanie że jej nie ma raczej nie rozwiązuje problemu. Musiałaby mieć swój schowek, gdzie byłaby chroniona przed deszczem i przed rozjechaniem przez inny pojazd. Czyli infrastruktura ulega dalszej komplikacji i właściwie lądujemy z tym, że wypadałoby, aby w krawężniku mieściło się standardowe gniazdko elektryczne.

Albo musielibyśmy za każdym razem układać przewód w rynience. Nie jest to niemożliwe, ponieważ wierzchnia część rynienki to plastikowe włosy ułatwiające wpychanie przewodu, ale ciekawe ilu osobom by się chciało, a ile po prostu rzucałoby przewód na chodnik, uznając że „eee dobra, może być”. Do tego mamy jeszcze kwestię długości przewodu, gdzie też nie można przeginać. Ostatnio spaliłem bezpiecznik przez podwójny przedłużacz. 

ładowanie samochodu elektrycznego
Fot. Tom Callow / twitter

W Polsce takie rozwiązanie miałoby mocno ograniczony zasięg

To znaczy do tych ulic, gdzie faktycznie parkuje się równolegle przed swoim domem. O ile w Wielkiej Brytanii to norma, o tyle w Polsce – raczej rzadkość. U nas albo parkuje się gdzie popadnie, codziennie gdzie indziej, albo ewentualnie na wyznaczonym parkingu dla danego osiedla, ale niekoniecznie znajdującym się wzdłuż ulicy. Prowadzenie przewodów po osiedlach w taki sposób, żeby każdy miał swoją wtyczkę podłączoną do jego licznika wydaje się zadaniem z gatunku science-fiction. Oczywiście to nie jest niemożliwe, wierzę w to że mogą powstać jakieś małe społeczności z małych bloków, które sobie z tym poradzą. Ale w PRL-owskich 11-piętrowcach to marzenie ściętej elektrogłowy.

Co znowu prowadzi nas do wniosku, że aby mieć samochód elektryczny, trzeba być bogatym

Wtedy będziesz móc ładować go z własnego gniazdka o wiele taniej. A jeśli jesteś biedny/a i mieszkasz w bloku, to sieci na literkę G czy I skasują cię za każdą kilowatogodzinę jak za żółtą paprykę. 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać