55 kierowców ma zostać ukaranych za blokowanie korytarza życia. Ale czy oni faktycznie go blokowali?
Wiadomości / Felietony 04.09.2019Jak podaje TVN24, wrocławska policja jest na tropie kierowców, którzy 26 sierpnia na autostradzie A4 pod Wrocławiem zawracali i jechali tzw.
Wypadek na autostradzie to niezwykle niebezpieczne zdarzenie. Nie dość, że ucierpieć mogą osoby, które biorą w nim bezpośredni udział, to na tego typu drodze istnieje zwiększone ryzyko najechania na uszkodzone pojazdy i powstania karambolu. To z kolei prowadzi do zwiększenia liczby rannych (czasem i zabitych) i utrudnia prowadzenie akcji ratunkowej.
Żeby choć trochę ułatwić służbom ratunkowym ich zadanie, tworzy się tzw.
Chodzi o to, by w razie pojawienia się zatoru, karetki ratunkowe, radiowozy i pojazdy straży pożarnej miały dość miejsca, by szybko i sprawnie dotrzeć na miejsce zdarzenia. Prawidłowo powinno to wyglądać tak:
Wiedza na temat korytarza życia jest w Polsce coraz bardziej powszechna i widać, że kierowcy starają się takowy tworzyć w przypadku, gdy tworzy się korek. Nie jest to może jeszcze poziom naszych zachodnich sąsiadów, ale idzie to ku lepszemu.
Niestety niektórzy zdają się nie wiedzieć, czemu to rozwiązanie służy.
W związku z tym co jakiś czas można zobaczyć w sieci kolejne filmiki przedstawiające kierowców, którzy zawracają i jadą tak utworzonym pasem pod prąd, by wydostać się z zatoru. Pasuje to niestety do obrazu Polaków – jako społeczeństwo mamy spory problem z jazdą autostradami.
Problemów rodzi to kilka – od tych natury formalnej (zakaz cofania i tym bardziej zawracania na autostradzie), po te widoczne od razu – stwarzanie niebezpieczeństwa.
W materiale filmowym dostępnym wciąż na profilu Korytarz życia – włącz myślenie, zarejestrowanym przez kamerkę zamontowaną w wozie straży pożarnej, widać mnóstwo samochodów stojących pod prąd na autostradzie A4 pod Wrocławiem.
Ten usuniety film
Opublikowany przez Korytarz życia- włącz myślenie Poniedziałek, 2 września 2019
Policja zidentyfikowała już 55 aut, a do 20 właścicieli wysłała wezwania na komendę. Przyznam szczerze, że gdybym miał taką możliwość, to w pierwszym odruchu z chęcią
Po przegadaniu tematu z kolegami z redakcji nieco ochłonąłem. Nie, żebym zaczął pochwalać to, co się stało 26 sierpnia, ale przyjrzyjmy się faktom:
– po godzinie 11 zderzyły się dwie ciężarówki w pobliżu węzła Pietrzykowice (143. kilometr autostrady, w kierunku Pietrzykowice – Kąty Wrocławskie),
– niewiele później, na 127. kilometrze, miał miejsce kolejny wypadek – tym razem zderzyło się auto osobowe i ciężarówka,
– już przed godziną 12 korek miał 17 km długości,
– autostradę udało się odblokować dopiero o godzinie 19:25.
Ponad 8 godzin – tak długo droga była nieprzejezdna.
Oczywiście nie można było dokładnie przewidzieć, jak długo potrwa cała akcja. Pierwotnie szacowano, że ruch uda się przywrócić do godziny 15 i taką informację podała m.in. Gazeta Wrocławska. W dobie powszechnego dostępu do smartfonów z internetem nie dziwi mnie, że wiele osób zdecydowało się zawrócić, gdy miało w perspektywie kilkugodzinne oczekiwanie w samochodach w upalny, sierpniowy dzień (według danych meteorologicznych w tej części Polski było wtedy ok. 31 stopni).
Rzecz w tym, że autostrada A4 na tym odcinku ma ten sam problem, co spora część autostrad w innych częściach kraju – jest zbyt wąska.
Ma 2 pasy ruchu i pas awaryjny, nie zawsze można się też spodziewać szerokiego pasa zieleni pomiędzy jezdniami. Innymi słowy, utworzenie korytarza życia sprawia, że innej drogi powrotu nie ma: albo stoimy, być może nawet te 8 godzin, albo ryzykujemy, że zablokujemy jadące do akcji ratunkowej pojazdy, bo ciężarówki okupują pas awaryjny. Tak źle i tak niedobrze.
W całej tej sytuacji nadal jestem wściekły na kierowców, którzy nie usunęli się na czas z drogi wozu strażackiego. Korytarz życia nie służy do tego, by toczyć się 20 km/h ambulansem, żeby tylko komuś nie porysować auta. Korytarz ma umożliwiać szybkie dotarcie do poszkodowanych. A na filmie widać, że w kilku momentach strażacy musieli niemal się zatrzymać.
Jeśli więc straż pożarna czy pogotowie tracą czas, bo ktoś ma problem z odpowiednim ustawieniem samochodu, to sprawa jest na tyle poważna, że w mojej opinii kary się tutaj jak najbardziej należą – i to surowe. Tak to powinno działać, jeśli ktoś stoi jak widły w gnoju, choć ewidentnie ma dość miejsca, by zjechać jeszcze nieco na bok. Składanie lusterek bocznych najwyraźniej też przerasta kierowców – a zawsze to kilka cennych, dodatkowych centymetrów.
Ale co z resztą kierowców?
Mowa o tych, którzy co prawda złamali przepisy i jechali pod prąd lewym pasem/korytarzem życia, ale mieli na tyle oleju w głowie, by się odpowiednio usunąć z drogi i w żaden sposób nie utrudnili służbom dotarcia do miejsca wypadku. Ale jednak zrobili to samowolnie, nie czekając na wytyczne służb. Nie podejmuję się oceny, czy i ewentualnie jaka należy im się kara. Z chęcią jednak dowiem się, jakie mandaty karne otrzymają od policji, bo zapewne jest to tylko kwestią czasu.
A jak według was? Karać? Nie karać? Jeśli karać, to czy ma to być zależne od sytuacji, czy zawsze robić to z taką samą surowością?